Dramat, to jedyne słuszne słowo.

Kiedy podejmujemy się ratowania zwierząt nigdy nie wybiegamy myślami do przodu. Gdybyśmy mieli kalkulować czy będzie nas stać na to by pomóc, to pewnie nigdy byśmy się tej pomocy nie podejmowali. Tak też było tym razem.

Dwa dni z pomocą mieszkańców jednej z wsi wyłapywaliśmy 5 kociąt i ich matkę. Mama trafiła na zabieg sterylizacji i już nigdy się nie rozmnoży. Kociaki trafiły do domu tymczasowego. Odrobaczyliśmy i odpchliliśmy maluchy, ale pojawiła się biegunka. Po zbadaniu kupy okazało się, że mamy do czynienia z giardiami - podjęliśmy natychmiastowe leczenie. 4 kociaki szybko wróciły do siebie, ale jedna, mała, czarna kuleczka czuła się coraz gorzej. Chodziła na antybiotyki. To nie pomagało, a dodatkowo kicia zaczęła krwawić z odbytu. Nie zastanawiając się dłużej zawieźliśmy kicię do całodobowej kliniki. Na przyjęcie czekaliśmy 2,5 h siedząc na schodach. Kicię przyjęto do szpitala. Zrobiono jej wszelkie badania - wykluczono panleukopenię oraz FIP. Po diagnostyce okazało się, że kicia jest zjadana od środka przez ogromne pokłady glist. Inwazja tych pasożytów doprowadziła do uszkodzenia jelita i krwawienia. Dziś już jest lepiej. Kicia jest w najlepszych rękach w klinice Arka na ul.Chłopskiej. Zaczęła się bawić, przytulać i podjadać. Zostaje w klinice do poniedziałku, a my musimy stanąć na rzęsach by zebrać pieniądze i zapłacić wspaniałym weterynarzom za ratowanie nie tylko zdrowia, ale i życia tej małej istotce.

Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę dla tej małej kruszynki!

Wierzymy, że wspólnymi siłami uda nam się pomóc.