Nie wiem co mam napisać....Me serce pękło na milion kawałków.... Dziś pomimo stoczonej bitwy o Winni nie udało się jej uratować.

Odeszła na swoich zasadach..w momencie, gdy przyjechał po nią transport.

Kiedy wszyscy staliśmy z posępnymi minami...w półmroku...narastającej ciemności....pojawiła się ONA....dotąd siedząca cichutko...klacz z czarną grzywą.

Nazwałam ją SUSN czyli DUCH...nikt o niej nie wiedział...nie widział...

Nagle wystawiła głowę....i dała sygnał że tu jest !

Zatapiając się w naszej rozpaczy za Winni - ona nie chciała się poddać....po wyprowadzeniu z boksu od razu weszła do przyczepy....Jakby było jej pisane i wiedziała, że właśnie na to czeka....

Nie pytała czy ktoś ma gotowe miejsce, serce czy dusze.....Ten duch zmarłej Winni dał jej pewność i popchnął ją...Idź...Idź...słysząc to poszła jego rytmem.

Weszła do przyczepy jak do siebie z pewnością że idzie w dobrą aurę....

I tak wyjechała do Agnieszki, która czekając na Winni otrzymała ducha Winni w nowym ciele.

Zostało do spłacenia 7000 za jej wolność i życie i 1000 zł za przewóz. Wszystko stało się tak szybko....nie mogłam postąpić inaczej.

Wiem, że wciąż prosimy ale ta opowieść trwa...i dopóki będziemy mogli pomagać tym szlachetnym istotom i mamy domy dla nich, pewnie co jakiś czas będziemy prosić i prosić i prosić o wsparcie.

Wierzę w Was i niech duch wolnych koni napędza dobrą passę!

Z całego serca dziękujemy <3