Gdy odebralismy telefon z prośbą o pomoc nikt z nas nie przypuszczał, że za kilka dni będziemy walczyć o każdy oddech psiny.

Zagłodzony Fabio zwany u nas tez Falkiem z pobocza pierwszego dnia czuł sie bardzo dobrze. 

Od razu w gabinecie weterynaryjnym przeszedł ogólny przegląd i pierwszą profilaktykę. Odpchlenie, odkleszczenie, została założona karta zdrowia i wszystko wskazywało na to, że poza niedożywieniem jak to często bywa u wyrzucanych zwierząt nic mu nie dolega. 

Uratowalismy go także z prawie kilograma dredów jakie na sobie nosił.

Apetyt dopisywał a my sie cieszyliśmy, że w miarę szybko uda mu sie odbudować zaniki mięśni.

Śliczny, wesolutki, zainteresowany otoczeniem a tu nagle czwartego dnia przestaje całkowicie jeść. 

Jedziemy natychmiast  zbadać brzuszek czy coś mu nie zaszkodziło… może zjadł zbyt łapczywie, za dużo? 

Test na parwowirozę nie zostawiał jednak żadnych wątpliwości i niestety okazał się dodatni.

Zaczął się koszmar.

Czy to jakiś żart? 

Nieustanna biegunka, wymioty, apatia, zapadające się oczy. Godzina po godzinie, jego stan się pogarsza. Fabio dosłownie przelewa się przez ręce.

W tej chwili walczy o życie!! Leci z niego krew co bardzo go osłabia. Stan jest ciężki. Z wesołka nagle stał się słaniającym się na nogach bezwładnym ciałkiem z najsmutniejszym oczami jakie sobie można wyobrazić. 

Ból, smutek, żal i złość to teraz czujemy gdy musimy walczyć  z tą podstępną chorobą.

Miało być już tylko lepiej w jego życiu..

Zrobimy wszystko co w naszej mocy aby udało się go uratować.

Niestety sami nie damy rady pokryć tak ogromnych kosztów leczenia.

Parwowiroza to śmiertelna i podstępna choroba z którą nie ma żartów.

Koszt samego osocza to ponad 1500  złotych, do tego codzienne kroplówki, antybiotyki, przeciwbólowe leki i najważniejsza surowica.

Bardzo prosimy o cegiełkę na ratowanie Fabia - on ma całe życie przed sobą. Ma dopiero roczek. Ktoś go wyrzucił i dostał szanse na normalnie życie ale znowu los z niego zakpił i przywlókł straszną chorobę.