id: bnh4hs

Na powrót do życia po chorobie ciała i umysłu

Na powrót do życia po chorobie ciała i umysłu

Our users created 1 226 306 fundraisers and raised 1 348 428 179 zł

What will you fundraise for today?

Updates5

  • Byłam w szpitalu, gdzie wykryto u mnie przepuklinę przełyku i potwierdzono, że wyniki tarczycy wciąż szaleją. Raz rosną ponad normę, raz spadają dość nisko. Dostałam też orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu lekkim, więc niestety nie mogę się starać o zasiłek. W międzyczasie, dzięki pomocy znajomych, zdiagnozowałam Nalę, co kosztowało aż 2000 zł (w tym operacja). Okazuje się, że oprócz niewydolności trzustki dopadła ją niedoczynność tarczycy i refluks wraz z zapaleniem przełyku i nadżerkami. Teraz muszę kupić jej leki i suplementy, w tym jeden (sucralfat) dostępny najbliżej w Niemczech, a także powtórzyć jej niektóre badania. Wyjdzie z tego pewnie kilkaset złotych...
    Jeżeli mam być absolutnie szczera, to w tym momencie sama już nie rozumiem, dlaczego nie jestem w stanie pracować. Moje ciało mi na to w końcu pozwala, ale za każdym razem, kiedy podejmuję próbę powrotu, dostaję ataku paniki. Teraz to zdecydowanie wina mojej psychiki, mnie samej. Rozumiem to, ale nie mam pojęcia jak to zmienić. Zaczęłam uczęszczać na terapię, podczas której - wierzę w to - przepracuję ten problem i znajdę jego przyczynę. Zostały mi też przepisane naprawdę mocne leki psychiatryczne, bo poprzednie są już za słabe.
    Kochani ludzie o wielkim sercu... wiem, jak to wygląda i co możecie o mnie myśleć (czemu wcale bym się nie dziwiła). Wiem, że to już tylko moja wina i mój problem. Wiem, że dostałam już przeogromne wsparcie. Mimo tego - tak, znów - proszę o pomoc. Mam kilka dni na opłacenie mieszkania, jestem w rozsypce i nie mam pojęcia, co robić.
    Dziękuję za wszystko ❤
    image

    0Comments
     
    2500 characters

    No comments yet, be first to comment!

    Read more
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.

Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.

Description

Cześć, dzień dobry.


Nie ukrywam - tworząc tę zbiórkę, liczę na cud. Równocześnie jest mi po ludzku wstyd, jednak po prostu nie widzę już innego wyjścia, a w zasadzie ratunku.


Od wielu lat zmagam się z depresją i zaburzeniami lękowymi. Po drodze było tego jeszcze trochę, ale udało mi się to opanować. Od 2018 r. chodziłam do psychologa, a od 12.2021 r. leczę się psychiatrycznie. To właśnie w grudniu byłam w tak złym stanie, że udałam się do psychiatrki i powiedziałam wprost: „Błagam o pomoc, żeby zacząć pracować. Muszę pracować". W tym samym czasie przestałam wykonywać zlecenia (jestem freelancerką). Depresja nie pozwalała mi się ruszyć choć o milimetr, a ataki paniki nawet otworzyć laptopa.


Brałam leki, zwiększałam dawkę, byłam zdeterminowana, żeby sobie pomóc. Niestety „leczenie mózgu" trwa. Tym samym od początku tego roku przestałam zarabiać, co dołowało mnie jeszcze bardziej i tak się to nakręcało. Zapożyczyłam się u wszystkich, u których mogłam na kilka ładnych tysięcy, cały czas wierząc w to, że za chwilę wrócę do pracy, że dam radę.


Wtedy przyszedł marzec. Jakoś w jego połowie w końcu poczułam, że zaczęło mi się polepszać, byłam przeszczęśliwa. Już planowałam pracę, zajęcia, życie... a dosłownie kilka dni później z dnia na dzień stałam się wrakiem człowieka, tym razem zupełnie fizycznie.


Chyba również w 2018 r. zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy i przypuszczalnie Hashimoto. Do tej pory, biorąc małą dawkę leku, funkcjonowałam zupełnie normalnie, a moje wyniki były dobre. Właśnie do marca tego roku. Osłabłam całkowicie do tego stopnia, że nie byłam w stanie zejść po schodach z parteru bez robienia przerwy. Dostałam jadłowstrętu, ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa. Dzisiaj, po ok. miesiącu, ciężko mi już podnieść czajnik, przy każdym ruchu cała drżę, nie mogę się nigdzie dostać na piechotę (nawet na przystanek), schudłam 10 kg, a moja odporność przestała istnieć.


Jestem niezwykle wdzięczna, że właśnie w tym okresie poczułam się lepiej psychicznie, bo w poprzednim stanie zupełnie bym się poddała. Dzięki lekom zdecydowałam się walczyć, szukać rozwiązań:


  • Od początku kwietnia byłam w kontakcie z MOPSem, jest też cień szansy na orzeczenie o niepełnosprawności - posiadam oświadczenie o niezdolności do pracy. Plan był taki, żeby zdobyć środki do życia na miesiąc, może dwa, aż mi się polepszy, a zaraz potem wrócić do pracy i zwyczajnie do życia. Niestety, przez różne zawiłości i papierologię do tej pory nie udało mi się niczego „załatwić", więc nie mam pieniędzy w zasadzie na nic. Na koncie mam 9 zł, lodówkę pustą, a od MOPSu niczego nie dostanę. Powoli dociera też do mnie, że ta choroba nie przejdzie tak szybko - cały czas jest tylko gorzej.


  • Od razu zrobiłam badania krwi. Wyniki tarczycy (TSH) wyszły tragicznie. Przy normie do 5 miałam 9, gdzie dobrze czułam się z wynikiem ok. 1. Dostałam największą dawkę leku, na dniach powtórzę badania. Jeśli on nie pomoże, będziemy szukać innych przyczyn. Jestem po konsultacji z dobrym endokrynologiem, który zlecił mi dodatkowe badania.


  • Udało mi się odłożyć płatność za mieszkanie o miesiąc. Dzięki temu mam swoje 4 ściany, ale za to w maju muszę opłacić wszystko x2. Podobnie z innymi, mniejszymi opłatami.


Niestety czas leci, a pomysły się kończą. Dołuje mnie to, czuję się winna, bo mogłam lepiej pokierować swoim życiem. Mam dopiero 22 lata, a stoję na skraju bankructwa, bezdomności i być może poważnej choroby. Z drugiej strony cały czas mam nadzieję, że nie wszyscy źle mnie ocenią i znajdzie się ktoś, kto pomoże mi wyjść z tego bagienka.


Do tego wszystkiego utrzymuję również mojego dużego, również chorego psa - Nalę. W wieku 19 lat musiałam się usamodzielnić, będąc do tego jej opiekunką. Od tamtego czasu ciągle pracowałam (m.in. ucząc się do matury) mimo wielu dołków. W końcu mój organizm powiedział „dość".


Nala jest moim skarbem, „psychoterapeutką" i kocham ją nad życie. Zawsze była i będzie ze mną. Niestety jej utrzymanie nie należy do najtańszych. Co miesiąc muszę wydawać ok. 2000 zł, żebyśmy miały dom, jedzenie i leki, czyli rzeczy, bez których nie możemy żyć. Przeliczyłam to mniej-więcej:


  • 1000 zł - mieszkanie
  • ok. 500 zł (inflacja nie zna litości) - jedzenie dla mnie
  • 300 zł - jedzenie dla Nali (niestety średniej jakości, ale tylko takie byłam w stanie udźwignąć)
  • ok. 150 zł - kreon, lek niezbędny do życia Nali, potrzebuje go aż 6000 jednostek dziennie
  • ok. 50 zł zł - moje leki od psychatrki, ginekologa i lekarki rodzinnej
  • ok. 100 zł - opłaty za internet i telefon


Dodatkowo, bo nie może być za łatwo, Nala również dość często choruje. Co roku robiłam jej rozszerzone badania, które kosztują ok. 400 zł. W tym roku nie jestem tego w stanie zrobić, a widzę, że coś zaczyna się u niej dziać z przewodem pokarmowym. To najgorsze uczucie na świecie, widzieć swoją przyjaciółkę, która z czymś się męczy i nie móc jej pomóc. Do tego potrzebowałabym 400 zł na badania i kolejnych kilkaset złotych prawdopodobnie na kolonoskopie oraz ok. 300 zł na wycięcie pod narkozą guza, który zaczął jej rosnąć. Koszty są ogromne.


Jak mówiłam, nie tracę nadziei. Oczywiście biorę na siebie winę za tę sytuację. Mimo trudnego startu powinnam sobie lepiej poradzić, w końcu inni potrafią. Bardzo się boję, że konsekwencje moich błędów poniesie zupełnie niewinna Nala.


3000 zł - tyle potrzebuję, żeby uregulować zaległą opłatę za mieszkanie i przeżyć maj. Wiem, że to dużo. Tak, jak wspomniałam na początku... po prostu liczę na cud, bo skończyły mi się możliwości. W tym momencie sama już niczego nie wiem. Mam nadzieję, że w czerwcu będę już zdolna do życia i wszystko wróci do normy, jednak to samo myślałam miesiąc temu. Dlatego ustawiłam zrzutkę na 3500 zł. Jeśli "wrócę do żywych", będę mogła rozpocząć diagnozowanie Nali. Jeżeli jednak nie, to 500 zł pozwoli mi chociaż kupić dla nas jedzenie na jakiś czas.


Z góry dziękuję wszystkim, którzy mnie źle nie ocenili. Nie chcę brać od innych ich ciężko zarobionych pieniędzy i nie chcę, żeby pieniądze spadały mi z nieba. Nigdy nie pobierałam żadnych zasiłków. Chcę po prostu przetrwać, aż nie będę w stanie stanąć na nogi, dosłownie i w przenośni. Przede wszystkim dla Nalki, bo obiecałam jej zdrowie i spokój.

There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first card for receiving payments. The Payment Card.
The world's first card for receiving payments. The Payment Card.
Find out more

Donations 68

 
Zaneta
150 zł
 
Hidden data
20 zł
 
Hidden data
20 zł
 
Hidden data
200 zł
 
Ada
20 zł
 
Ewa
50 zł
 
Paweł
50 zł
 
Hidden data
hidden
 
Hidden data
150 zł
 
Hidden data
5 zł
See more

Comments 7

 
2500 characters