Opowiem Wam o Layli (dla mnie Lali ), mojej przyjaciółce. Tak, w świecie koni również zawiązują się przyjaźnie, często na całe życie. Lala urodziła się 22 lata temu, od początku wyróżniała się w stadzie, taka zadziorna, wesoła, wszędzie jej było pełno. Ukochana córeczka pięknej i wyniosłej Lutki, mojej serdecznej znajomej z sąsiedniego boksu. Wszystkich rozweselała swoimi niezdarnymi skokami i psotami. Niejeden skończył przez nią w błotnistej kałuży na pastwisku. Całe jej życie to piękna końska historia, ma swojego człowieka, kochają się bardzo i wiem, że są dla siebie stworzone.  

14 marca tego roku los przestał się do Lali uśmiechać. Kolka, coś co potrafi konia zabić. Szybka decyzja o przewiezieniu jej do kliniki i operacji, liczyło się tylko to by Lala nie cierpiała, bez względu na koszty. Przeszła poważną sześcio godzinną operację usunięcia tłuszczaka na jelicie cienkim, oraz częściową jego resekscję, wróciła do nas na chwilę, niestety, trzy tygodnie później okazało się że ma wrzody i krwawiące nadżerki. Ponownie pojechała do kliniki. Koszty operacji, transportu do kliniki, leczenia, są ogromne...

Dlatego razem z moją opiekunką Martą postanowiłyśmy pomóc . Na koniec pozwólcie że się przedstawię, mam na imię Muslee, mam 25 lat i jestem na końskiej emeryturze. Właściwie już od bardzo dawna bo szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam jazdy konnej. Prosimy więc o wasze wsparcie - liczy się każda złotówka! Przed Lalą jeszcze bardzo kosztowne leczenie farmakologiczne.

Lala to wspaniała przyjaciółka, gdy ja zachorowałam stanęła na wysokości zadania, pomogła mi zapłacić fakturę w klinice.  

Dlatego proszę, pomóżmy jej przeżyć jeszcze wiele lat bez bólu i cierpienia. Niech jeszcze nie jeden raz dzięki niej zawita uśmiech na wielu twarzach.

Za każde wsparcie dziękujemy.

Muslee i Marta.