GENERATOR PRĄDU - BUNKEYA - MISJE
GENERATOR PRĄDU - BUNKEYA - MISJE
Our users created 1 233 749 fundraisers and raised 1 371 400 840 zł
What will you fundraise for today?
Description
AKTUALIZACJA
W ciągu tych kilku dni udało nam się zebrać na zrzutce ponad połowę kwoty. Dzięki uprzejmości i wpłacie brakującej kwoty przez Wydział Misyjny Diecezji bielsko - żywieckiej możemy już zamknąć zbiórkę! ❤️❤️❤️
W przyszłym tygodniu ruszamy po generator!
Jeśli zostanie nadwyżka z zebranej kwoty zostanie przeznaczona na stałe cele misyjne tj. zakup leków i dożywianie dzieci.
DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA!
Drodzy Państwo, od kiedy pracuję na misjach jestem żebrakiem.
Choċ nie żebram dla siebie, ale dla moich pacjentów.
W szpitalu w którym pracuję (Republika Demokratyczna Kongo) bardzo potrzebujemy zakupić nowy GENERATOR PRĄDU.
Bunkeya to taka nasza wioska, w której nie ma elektryczności, ani dostępu do dobrej, czystej wody.
Cena generatora to obecnie ok. 16 tys. euro oraz koszty transportu minimum 1 tys euro.
Z projektów, które napisałam otrzymalismy środki z organizacji wspierających pomoc humanitarną łącznie 12,5 tys. euro, a z Patronatu Misyjnego 1 tys. Euro.
Wciąż brakuje sporo, a z każdym miesiącem ceny wzrastają.
Generator jest niezbędny do funkcjowania bloku operacyjnego.
Trochę nie mam serca, żeby prosić, a trochę jednak proszę.
DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA ZA DZIELENIE SIĘ Z INNYMI, ta pomoc jest nieoceniona.
Jeśli jeszcze mnie nie znacie – zapraszam na www.zastrzykdobra.pl.
P.S. Jeśli ktoś z Państwa ma pomysł na zbieranie funduszy, swoje propozycje lub chęć zaangażowania się – zapraszam do kontaktu!
/FRAGMENT Z BLOGA/
Kolejna moja refleksja przez którą przebija się twarda rzeczywistość. Zaczęłam wcześniej pisać o wzruszeniach, bo są mi ostatnio bardzo bliskie. Afryka mnie wzrusza. Jej niepewność połączona ze spokojem, jej braterstwo przeplatające się trwającymi bez końca wojnami. Ucieczki i powroty.
Wzruszają mnie chwile, urywki wyrwane z rzeczywistości. Przytulenia i uśmiechy po opatrunkach. Zaufanie. Słowo "dziękuję". Wiadomość z Polski o 5.00 rano: "Tęsknimy."
Wydaje się, że bardzo wzrusza mnie człowiek, albo... że to człowiek jest wzruszeniem?
"Żyje się dla kilku spotkań i paru wzruszeń, ważne, aby ich nie przegapić."
Jednak wciąż "dopada" mnie rzeczywistość. Przykłady możnaby mnożyć, więc postanowiłam podzielić się Państwem historią z ostatnich kilku dni.
Chłopak, lat 19. Od trzech lat żyje z ogromnym guzem nowotworowym umiejscowionym na kolanie. Dwukrotnie "operowany" w lokalnych centrach zdrowia. Skutek - guz za każdym razem odrastał bardzo szybko i coraz większy.
Jedyne rozwiązanie które obecnie widzimy, aby spróbować uratować jego życie (brak możliwości pełnej diagnostyki, badań histopatologicznych, szukania ewentualnych przerzutów itd.) to amputacja kończyny.
Amputacja w Afryce? Rodzina odrzuca kategorycznie tę opcję, zabiera chłopaka ze szpitala, znikają na trochę, ale jest coraz gorzej. Nie może się ruszać, guz "otwiera się"- staje się krwawiącą raną. Odmawia jedzenia.
Ostatecznie wracają do szpitala, lecz wciąż czekają na decyzję "ojca dziecka", który co prawda nigdy się nim nie zajmował, ale teraz ma prawo (?!) decydować o jego życiu. Ja pozostaję idealistycznie oburzona, przecież chłopak jest dorosły. Nie w tutejszym rozumieniu. Pozostaje na utrzymaniu rodziny, więc oni decydują. Historia przeciąga się kolejne dni, a ja pozostaję z myślą, że jego szansa na życie właśnie powoli przepada.
Na przeciwko jego sali jest wejście na blok operacyjny. Tam trwa cesarskie cięcie, rodzą się trojaczki. W pośpiechu szukam kocyków, dzieci na pewno będą malutkie. Mamy tylko jeden inkubator, nie skorzysta z niego cała jego trójka. Może będą silne? Kobieta nie była pod kontrolą lekarza, nie wykonywała planowych badań usg, zgłosiła się do szpitala bardzo późno. Wszelkie moje dylematy rozwiązuje życie- tylko jedno dziecko rodzi się żywe.
Wracam do chłopaka. Rozmawiam z nim dlugo, chciałabym, żeby zrozumiał dobrze swoją sytuację, nawet jeśli decyzje nie zależą od niego. Rozumie. Płacze. A ja? Chyba się wzruszam. Choć czy można wzruszać się z bezsilności?
A może to właśnie "te" wzruszenia, których nie można przegapić? Nie te wpisujące się w wymarzoną opowieść (choć na szczęście czasami życie nią bywa!), ale właśnie wzruszenia "nieidealne" - chwile w których razem płaczemy. I może w tym także jest piękno - w naszym konkretnym spotkaniu, rozmowach, dylematach, łzach i obecności.
Uczę się ich nie przegapiać.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
W sprawie pomocy misjom zachecam do kontaktu przez [email protected] ! Dziekuje :)
Aga kibicuje jak nie wiem co!
Dziękuję za to co robisz! Modle się żeby wszystko sie udało!
Powodzenia!
Serdeczne pozdrowienia z Karpackiego, Błogosławieństwa Bożego na każdy dzień