Mroźny styczniowy dzień. Dostaje wiadomość o chorej, starszej koteczce siedzącej przy jednej z ulic w Lipnie. Niby początek roku a dramat wśród zwierząt wciąż ten sam… Wlasciwie od razu jedziemy na miejsce (mimo, że jest to 100 km od nas). 

Koteczka faktycznie siedzi. Ciężko oddycha, z oczek leci a za nią ciągnie się krew - nie wiemy jeszcze skąd. Po małej skaczą pchły, od głowy do ogona. Jak się później dowiadujemy, nabawiła się przez to anemii. W domu jest bardzo grzeczna, jakby wdzięczna za udzieloną pomoc… Grzecznie odpoczywa w kennelu i je za 5 kotów. 

Kolejnego dnia udaje się z kotka do weterynarza. Okazuje się, że krew pochodzi ze starej rany na łapie, przechodzonej, która kiedyś wymagała szycia. Będziemy dezynfekować i opatrywać łapkę. Liczymy że jeszcze się zagoi… Z małej robaki lecą dosłownie garściami. Ale jest zbyt słaba na odrobaczenie. Musimy poczekać kilka dni. Dodatkowo ma biegunkę. Do tego dochodzi zapchany nos, ropna wydzielina z ucha, problemy z oddychaniem, wyciek z oczek. W przyszłości trzeba rozważyć sanacje uzębienia. Zlecamy morfologię oraz wymaz z ucha. 

Dzień później pojawiamy się znowu w gabinecie. Z krwi wyszła anemia oraz stan zapalny. Na szczęście organy są w normie. Wymaz nie wykazuje większych zmian. Mała zostaje na kroplówce bo jest bardzo odwodniona. Dostajemy do domu leki. Dodatkowo weterynarz wykonał test na fiv i Felv, który na szczęście wyszedł ujemny. 

Malutka dostaje na imię Bogusia. Jest cudowna, grzeczna i wdzięczna. Pozwala wykonywać przy sobie wszystkie zabiegi. Bardzo pragnie dotyku człowieka :( Bogusię oceniono na 8 latek. 

Koszty diagnostyki oraz leczenia Bogusi już teraz są bardzo wysokie. A przecież dopiero zaczynam ją leczyć… 

Bardzo proszę o pomoc dla Bogusi 🙏 Zapewnijmy jej lepsze życie…