id: mssuey

Wydanie powieści pt " Pobyt" - Dziś pan wydawca pomimo , że wcześniej ocenił powieść rewelacyjnie odrzucił tekst, wniosek jest oczywisty boimy się wydawać - Prawdę !

Wydanie powieści pt " Pobyt" - Dziś pan wydawca pomimo , że wcześniej ocenił powieść rewelacyjnie odrzucił tekst, wniosek jest oczywisty boimy się wydawać - Prawdę !

Our users created 1 231 295 fundraisers and raised 1 363 416 377 zł

What will you fundraise for today?

Description

                               



Pobyt – streszczenie.


Młody człowiek Marek Ogrodzki, trafia do szpitala psychiatrycznego na „głębokim” wschodzie Polski. Ogrodzki nie pojmuje swojej sytuacji uważa, że jego obecność w szpitalu to jakiś kiepski i niezrozumiały żart. Wszak niedawno odrodzona demokracja wyklucza takie zdarzenia, aby zupełnie zdrowy człowiek mógł znaleźć się wbrew własnej woli w takim miejscu. Naturalnie warunki panujące w szpitalu są niemal karygodne, traktowanie personelu pozostawia sporo do życzenia i „ Pan salowy” może prawie wszystko. Pacjent Ogrodzki nie wykazuje żadnych objawów choroby psychicznej i najpierw z trwogą przygląda się światu „innych ludzi” z czasem z niemałym zainteresowaniem. Zawiera przyjaźnie które zawsze rodzą się na korytarzach szpitalnych. Ogrodzki postanawia przetrwać w świecie psychicznie chorych, uważa że wszystko się wyjaśni i jeszcze długo będą przepraszać za omyłkowe umieszczenie w szpitalu. Dni mijają sennie, ale jak to w takim miejscu cały czas mają miejsce zdarzenia tragiczne i komiczne. Galeria autentycznych „oryginałów” w postaci pacjentów i personelu który również nie odbiega anormalnym zachowaniem od pacjentów. Powoduje że linia normalności się zaciera i tak naprawdę chyba nikt w tym miejscu odosobnienia nie jest zdrowy psychicznie. Ogrodzki oczywiście jest „leczony” pomimo swego sprzeciwu i badany, ale bez zbytniego pośpiechu. Psychiatrzy na wszystkich patrzą jak na chorych, według ich zawodowej „ teorii” tylko Oni są zdrowi psychiczne, reszta to osoby udające zdrowych, każdy poza psychiatrami ma na pewno jakąś fobię i skrywa swe dolegliwości w myśl zasady „ nie ma ludzi niewinnych są tylko źle przesłuchani”. I tej myśli hołduje cały personel szpitala, Ogrodzki jest coraz bardziej „ udomowiony” w tych skrajnych warunkach, zawiera przyjacielskie relacje z pacjentem Malmowskim. Malmowski jest pacjentem numer jeden w szpitalu ze względu na majętnego i wpływowego ojca. I ta znajomość paradoksalnie pomaga Ogrodzkiemu opuścić szpital, który wydawał się nie do „opuszczenia”, pierwsze kroki Ogrodzkiego na tzw. „wolności” dają odpowiedź czy leczenie było zasadne.


                                                                                Remigiusz Ogonowski





ŚWIAT LUDZI PSYCHICZNIE CHORYCH OD ZAWSZE CIEKAWIŁ RACZEJ NIE WPROST , ALE PYTANIE - JAK TAM JEST, CZĘSTO POZOSTAJE BEZ ODPOWIEDZI, PONIEWAŻ NIEWIELE JEST OPRACOWAŃ LITERACKICH KTÓRE W SPOSÓB PRECYZYJNY ODDAŁYBY TĄ RZECZYWISTOŚĆ .

POWIEŚĆ " POBYT" DAJE ODPOWIEDŹ ,BEZ UBARWIEŃ I PRZEDE WSZYSTKIM JEST TO ZAPIS WIDZIANY NAJPIERW OCZAMI PACJENTA, PÓŹNIEJ PACJENTÓW.


CZYTAJĄC POWIEŚĆ NIE MA SIĘ UCZUCIA ZNUŻENIA , BARDZIEJ ZASTANAWIA SIĘ JAK TO MOŻLIWE , ŻE TAKIE TRAKTOWANIE PEŁNE NIESTETY NIENAWIŚCI MIAŁO MIEJSCE.

DLATEGO UWAŻAM, ŻE JAKO PRZESTROGA POBYT POWINIEN BYĆ WYDANY, PONIEWAŻ NALEŻY ZA WSZELKĄ CENĘ UNIKAĆ - STANU ROZPACZY KTÓRY NIESTETY ZAZWYCZAJ KOŃCZY SIĘ " POBYTEM"



POBYT

( FRAGMENTY)


- Nie wyrażam zgody na leczenie- rozległ się wrzask po korytarzu szpitalnym.

- Widział go pan dyrektor? – odezwał się salowy do sanitariusza.

- Tak – powiedział sanitariusz.

- Co powiedział? – zapytał salowy.

- Ostry atak schizofrenii – odpowiedział sanitariusz.

- Nasz pan dyrektor potrafi rozpoznać chorobę na odległość, a dobrego wariata na kilometr – powiedział salowy.

Obiekt rozmowy stał zgarbiony, ubrany w kaftan bezpieczeństwa i mówił raz głośniej raz ciszej – wolność, demokracja – nie wyrażam zgody na leczenie.

- Jak się nazywasz? – zapytał salowy osobnika w kaftanie.

- Marek Ogrodzki – odpowiedział zduszonym głosem.

- Co zrobiłeś? – zapytał ponownie salowy.

- Stłukłem trzy szyby – odpowiedział Ogrodzki.

Salowy zaczął wnikliwie przyglądać się wychudzonemu, przygarbionemu. Ogrodzkiemu. Z jego podkrążonych oczu można było wyczytać lęk i niewiarygodny strach przed tym co go teraz spotka, a chyba również brak wiedzy gdzie jest.

- To kto ściąga z niego kaftan? – pytał salowy.

- Myśmy go dostarczyli na miejsce – odpowiedział sanitariusz. Ale ostatecznie mogę go dostarczyć nawet na salę – z pewnością w głosie mówił sanitariusz.

Gdy pasy kaftana były już niemal luźne, Ogrodzki się ożywił. Nie był już przygarbionym, zagubionym człowiekiem. Zaczął powoli odczuwać uczucie wolności jaką chyba odczuwa zwierzę wypuszczone na wolność z klatki.

- Rozbieraj się! – padła komenda z ust salowego.

- Wolność! Demokracja! – nie wyrażam zgody na leczenie! – krzyczał na całe gardło Ogrodzki.

Dwa silne ciosy zadane ze znaczną siłą w okolice żołądka Ogrodzkiego przez salowego, powaliły Marka na podłogę. Wstając wymamrotał w kierunku sanitariusza - będziesz świadkiem w sądzie za pobicie mnie.

Sanitariusz przytaknął Ogrodzkiemu. Kuracja zastosowana przez salowego okazała się skuteczna. Marek powoli zdejmował z siebie ubranie.

- Prędzej skurwysynu ! – poganiał salowy, zauważalnie zadowolony, że jego działanie tak szybko przyniosło rezultat.

Tymczasem Marek Ogrodzki zdjął odzienie górne, i ociągał się ze zdjęciem spodni.

- Frajer, ściągaj spodnie! Mam tu dla ciebie ciuchy – mówił salowy.

Trzymał w ręku coś , co może w dalekiej przeszłości przypominało piżamę. Była ona niemal w każdym miejscu łatana i cerowana i nie pasująca do postury Marka, który był osobnikiem wysokim i szczupłym, a szykowna odzież dla Marka była za krótka i za szeroka, co było widać od razu.

Ociąganie się zdjęcia spodni przez Marka było spowodowane groźbą odkrycia przed światem mocno nieczystej bielizny. Niestety musiała, w pewnej mierze, jego nieświadoma tajemnica ujrzeć światło dzienne. Widok ten przyprawił o niemiłe spojrzenie sanitariusza, a w salowym wzbudził jeszcze większą pogardę.

Gdy Ogrodzki włożył to co miało być piżamą, pewien szczegół umknął uwadze salowego, a który dojrzał sanitariusz.

-Słuchaj Zenobiusz, u was pewnie takich rzeczy nie wolno mieć?- zapytał sanitariusz.

Salowy Zenobiusz, którego tym razem po imieniu zapytał sanitariusz, spojrzał uważnie na

Ogrodzkiego.

Nagle wyraz tryumfu pojawił się na twarzy salowego. Umknął jego uwadze dość istotny szczegół, który jest niedopuszczalny przy hospitalizowaniu chorych w szpitalach psychiatrycznych, mianowicie łańcuszek na szyi pacjenta, na którym był zawieszony medalik z wizerunkiem Jezusa Chrystusa. Wprawną ręką odpiął go sanitariusz z szyi Marka, podał Zenobiuszowi, który z niekłamaną złością rzucił go na stojący obok stolik.

- Jest gotowy – powiedział sanitariusz.

- Ale kaftan zabierajcie. U nas tego towaru dość – powiedział z uśmiechem salowy Zenobiusz. – No to idziemy – zadecydował.

Ogrodzki zdziwił się, że głos Zenobiusza wydał się sympatyczny, wszak był to głos człowieka, który przed chwilą postępował z Markiem w sposób brutalny i namaszczony okrucieństwem.

Ruszyli. Ogrodzki jeszcze bardziej się skurczył , wbił wzrok w podłogę i pokonywał wespół z salowym korytarz, który był słabo oświetlony a przy tym dawno nie odświeżany. Ciemne ściany potęgowały wrażenie ponurego nastroju tego wnętrza.

Ogrodzki ożywił się gdy przekroczył próg sali, była tak samo słabo oświetlona. Na sali panował półmrok  i nie było miejsca na zrobienie większego kroku. Wszędzie stały metalowe łóżka, było ich trzynaście. Ogrodzkiemu przypadło łóżko, które stało pośrodku sali.

- Siadaj i podnieś ręce do góry ! – warknął salowy.

Marek wykonał polecenie i dopiero wtedy zauważył, że z kilku łóżek bliższych jak i dalszych przygląda mu się kilka twarzy. Były to twarze smutne, niektóre wychudzone, wpatrzone uważnie w Ogrodzkiego , jak również salowego.

- Mietek podejdź – powiedział salowy.

Z łóżka w końcu sali podniósł się mężczyzna krótko ostrzyżony, niewielkiego wzrostu, z sumiastymi wąsami które okalał uśmiech.

- Już idę Zenek – powiedział mężczyzna pokonując labirynt między łóżkami.

-Co? Skacze? – zapytał.

- Nie, tylko nie wiem co mu odbije, zresztą z takimi łajzami sobie zawsze radziłem, a jaki problem spuścić mu wpierdol jeszcze raz?

W jednej chwili pasy zaczęły obejmować korpus Marka, były to tak zwane szelki, które krępowały Ogrodzkiego tak, że mógł leżeć tylko na wznak, były one przywiązane do łóżka.

- Przyszła teraz kolej na twoje nogi, frajer – ze śmiechem powiedział salowy.

Po unieruchomieniu nóg, salowy Zenobiusz w towarzystwie Mietka, zajął miejsce na krześle przy wejściu do sali, za drzwiami której świeciła żarówka małej mocy.

Ogrodzki nijak nie mógł się znaleźć w tej sytuacji. Pasy unieruchamiały go, były sztywne i ostre.

- Jak ty skurwysynu możesz robić coś takiego z człowiekiem! – zawołał w kierunku salowego Marek.

Odpowiedź była natychmiastowa. W jednej chwili salowy, w towarzystwie Mietka, był przy łóżku Marka. Zenobiusz wprawnym ruchem ręki złapał Ogrodzkiego za włosy i począł silnie uderzać o pręty łóżka. Marek na skutek uderzeń spokorniał i zaczął przepraszać.

- Stul pysk, frajer! – zawołał Zenobiusz, nie przestając bić głową Marka o metalowe części łóżka.

- Siostro! Siostro! – zaczął wykrzykiwać osobnik z łóżka przy drzwiach.

- Ty się Rysiu zamknij, siostra i tak nie przyjdzie, a jak nie przestaniesz wołać, to cię z Zenkiem wykastrujemy – mówił podniesionym głosem Mietek.

- Pewnie, że cię wykastrujemy – śmiał się Zenobiusz. Wy tu kurwa wszyscy tacy sami, a ty Ogrodzki będziesz grzeczny jak zastrzykami cię zajebią- kontynuował salowy

- Mnie to nie grozi – mówił stojąc obok salowego Mietek. Ja tu na specjalnych prawach.

- Kiedy masz sprawę w sądzie? – zapytał salowy Zenobiusz.

- Pan dyrektor mówił, że mnie na rozprawę nie puści, będzie mnie trzymał ile się da – odpowiedział Mietek.

- Co się martwisz, dyrektor da ci takie papiery, że cię nikt nie ruszy – mówił salowy.

- To co ja mam tutaj, w porównaniu z kryminałem, to są wczasy, lepiej mi nigdzie nie będzie żyć nie umierać, to co, Zenek, położę się. Ten nowy już się chyba uspokoił? – zapytał Zenobiusza Mietek.

- Zaraz przyjdzie siostra, pewnie mu mieszankę szykują, a i tak skurwysynowi dopierdolę w raporcie – mówił Zenek.

Na sali panowała zupełna cisza. Ogrodzki uważnie obserwował miejsce, w którym się znalazł. Był oszołomiony i lękliwym wzrokiem badał teren. Było zbyt ciemno aby coś dostrzec, nieruchome ciała spoczywały na łóżkach. Jedynym odgłosem, który przykuwał uwagę, było co chwilę z różnych miejsc dochodzące donośne i natarczywe chrapanie.

Zenek, kołysząc się na krześle, uważnie przyglądał się chorym. Palił papierosa i zapewne nie myślał o niczym ważnym, gdy ten beztroski nastrój przerwała wchodząc na salę, pielęgniarka.

Była to niskiego wzrostu dziewczyna o energicznym kroku i kruczoczarnych włosach, w ręku trzymała strzykawkę, z którą zbliżyła się do łóżka Marka.

Ogrodzki widząc zbliżającą się groźbę, zaczął miotać się na łóżku na tyle, na ile pozwoliło unieruchomienie, wykrzykując przy tym na całe gardło: - Wolność! Demokracja! Nie wyrażam zgody na leczenie!

Widząc to, pielęgniarka znacząco spojrzała na Zenobiusza, który w jednej chwili był przy niej.

- Zaraz gnoja z Mietkiem przewrócimy i przytrzymamy – zdecydował Zenobiusz.

- Niech pan weźmie zastrzyk – stłumionym głosem odezwał się na sąsiednim łóżku pacjent. Pan nawet nie wie jaką one mają cudowną moc, a zresztą my tu wszyscy je bierzemy, to i pan może – kontynuował sąsiad.

Ogrodzki nie chciał, nawet po słowach towarzysza niedoli, przyjąć zastrzyku ale widząc minę salowego, która mówiła jedno: czy będziesz chciał , czy nie, dostaniesz, zaczął szukać wyjścia z sytuacji. Zaraz, przecież dzisiaj cały dzień piłem a to wyklucza zastosowanie każdego leku – jest to w końcu jakieś rozwiązanie – myślał Marek.

-Siostro – odezwał się nieśmiało. Ja dzisiaj cały dzień piłem alkohol, to taki zastrzyk może mi zaszkodzić, proszę mi go dać jutro siostro – zakończył Ogrodzki.

Wypowiedź Marka wprawiła w radosny nastrój pielęgniarkę, która śmiała się z każdą mijającą minutą głośniej.

- Przewróć go Zenek – rozkazała pielęgniarka.

Dwie pary rąk, Zenobiusza i Mietka, trzymały Marka mocno. Pielęgniarka wprawną ręką wbiła igłę powyżej pośladka Marka. Zastrzyk był bolesny, a także, co zdziwiło Ogrodzkiego, cała igła była wbita w ciało.

- Ani się nie ruszył – tryumfował salowy.

- To mieszanka, będziesz miał z nim spokój – powiedziała pielęgniarka.





Gdy Ogrodzki obudził się , było południe. Sali pilnował inny salowy. Był to, równie jak Zenobiusz, człowiek młody ale wyglądający mniej groźnie. Chorzy krzątali się po sali, paru osobników było przywiązanych do łóżek, w tym oczywiście Marek.

Nagle na salę wszedł bardzo chudy chłopak, mówiący cały czas pod nosem, w sposób tylko dla siebie zrozumiały. Trzymał w obu rękach stołowe, wykonane z aluminium łyżki, i począł każdą z nich wręczać każdemu pacjentowi z osobna. Była to niechybna wiadomość, że całe towarzystwo otrzyma coś do jedzenia.

Marek zaciekawionym wzrokiem obserwował salę. Wszyscy, łącznie z Ogrodzkim, trzymali łyżkę w ręku. Chorych, świadomość sama, że za chwilę będą jeść, wprawiła w niespotykane ożywienie, większość z nich wycierała łyżkę w brudne piżamy, a i wygląd łyżki wywołał u nich wielkie zainteresowanie – były one obracane i oglądane dosłownie z każdej strony.

Nagle pod drzwiami do sali rozległy się odgłosy głuche i tępe, które przerwały wspomniane zainteresowanie towarzyszy niedoli Marka Ogrodzkiego.

Mężczyzna niskiego wzrostu, ubrany w spodnie i sweter, a nie piżamę, podawał salowemu talerze, na których znajdowała się niewielka ilość żywności. Było to : trochę ziemniaków i śladowe ilości smażonej ryby, plus surówka.    

Tym razem uwagę Marka zaintrygował fakt, że osobnik, który przywiózł jedzenie, cierpiał na nie widziane dotąd u żadnych spotykanych ludzi, drżenie rąk.

Jak to się dzieje, że talerze nie lecą mu z rąk, zastanawiał się Marek.

- Jak tam Bronek, spałeś co dzisiaj? – zapytał salowy numer dwa.

Bronek uśmiechnął się, i już miał odpowiedzieć na jego pytanie, gdy z korytarza dobiegł damski głos.

- Jest na dwójce pan Bronek Pisarczyk? Trzeba koniecznie związać pacjentkę na stronie żeńskiej.

Pan Bronek, usłyszawszy tą swoistą prośbę, ruszył w stronę drzwi krokiem szybkim i zdecydowanym.

Chorym ledwo co otrzymawszy jedzenie, które w zupełności skupiło ich uwagę, spokój przerwał kolejny gość na sali, była to młoda pielęgniarka, która trzymała w rękach coś, co wyglądem przypominało tacę, na której znajdowała się masa igieł, strzykawka i niezliczona ilość ampułek.

Marek ledwo radził sobie ze zjedzeniem posiłku, ponieważ stale był w zabezpieczeniu. Tutejszy personel to skrępowanie górnej części ciała nazywał „szelkami”.

Pielęgniarka, znudzonym głosem rozpoczęła wypowiadać nazwiska pacjentów, którzy kornie spuszczali spodnie piżam kładąc się na łóżka, i co jest oczywiste, eksponując pośladki. Robili to ci, których pielęgniarka wywołała z nazwiska, pozostali zajadali się przysmakiem przygotowanym przez kuchnię szpitalną.

Obraz obnażonych tyłków podczas posiłku, odbierał stopniowo Markowi chęć zjedzenia obiadu. Na innych, to zdarzenie nie robiło wrażenia, zajadali się z apetytem.

Przyszła kolej wykonania zastrzyku Ogrodzkiemu, który mimowolnie zaczął się wzbraniać. Pielęgniarka, trzymając w ręku strzykawkę, powiedziała: - To jest proszę pana zalecenie lekarza, nic pan nie poradzi, proszę się przesunąć na bok. Może salowy ma pasy poluzować?

Salowy, słysząc co mówi pielęgniarka, skinął ręką na Mietka i zbliżył się do łóżka Marka.

Marek, widząc zagrożenie, powoli zrozumiał swoje położenie. Zapytał stłumionym głosem:- Siostro, jeśli wezmę zastrzyk, będę mógł porozmawiać z lekarzem?

- Powiem mu – odpowiedziała. No, panie Ogrodzki, niech pan nie będzie dziecko, bo poproszę zaraz Piotrka, i zrobi z panem porządek – powiedziała pokazując na salowego.

- A jaki to problem – przytaknął salowy. Raz dwa sobie z Mietkiem poradzimy – mówił.

Marek zrozumiał, że opór mu nie pomoże, przewrócił się na bok na tyle, na ile pozwoliły pasy, i opuścił piżamę. Pielęgniarka wbiła całą igłę w pośladek Marka. Zastrzyk był bolesny.

- No i widzi pan, już po wszystkim – mówiła śmiejąc się siostra.

- Ale powie pani lekarzowi, że chcę z nim mówić? – pytał Marek.

- Powiem, powiem, tylko nie wiem , czy do pana jednego zechce przyjść, u nas wizyta lekarza na sali obserwacyjnej nie jest często, może za parę dni doktor Gardecki do was przyjdzie –mówiła pielęgniarka.

- A po co on ma tak często do was chodzić – wtrącił się do rozmowy salowy Piotrek. – On ma wasze papiery, jemu to wystarcza by was leczyć – zakończył salowy.

- To nie pozostaje nic, jak czekać – powiedział Marek.

- I widzi pan jak pan po zastrzyku zmądrzał – powiedziała pielęgniarka.

Pielęgniarka powoli opuszczała salę, jedynie pacjent z łóżka przy drzwiach zagadnął ją.

- Dorota, może mnie byś zrobiła zastrzyk, a jeszcze lepiej jakbyś zmierzyła ciśnienie – dopraszał się pacjent.

- Ty Rysiu, wszystko masz w porządku, odpoczywaj – odpowiedziała.

Salowy zbierał puste talerze, które podawał przez drzwi Bronkowi.

- Co oni dzisiaj tak długo jedli? - pytał Bronek. – Kobiety na żeńskiej stronie nie mogą doczekać się jedzenia – mówił Pisarczyk.

- Nie wiesz jak to z nimi jest – odpowiadał salowy.

- Bronek, daj mi jeszcze jedną porcję – dopominał się Rysiek.

- Ty to jak byś miał chleb, to byś mi dał ? – pytał Bronek.

- Dałbym ci – odpowiedział Rysiek.

- Ty wszystko dajesz, tylko jak cię siostra odwiedzi, to to co ci da, zaraz zjesz, a papierosy to masz parę godzin – mówił Bronek.

- Pisarczyk, nie chcesz, to nie dawaj, nie będę cię prosił – zdenerwował się Rysiek.

- Dobra, Białas, dam ci jeszcze jedno danie, a dasz mi papierosa jak twoja siostra przyjedzie? – pytał Bronek.

- Pewnie, że ci dam – odpowiadał pacjent Białas.

Pisarczyk podał Białasowi znacznie większą porcję od tych, jakie dostali pozostali chorzy.

- Pan to ma fajnie, panie Ryśku, je pan ile pan chce – mówił z głodem w oczach pacjent z sąsiadującego z Białasem łóżka.

Białas nie odpowiedział, tylko przez długą chwilę patrzył jak zaklęty w talerz z jedzeniem, nie wykonywał przy tym żadnego ruchu, tylko patrzył na to co otrzymał od Bronka.

- Żresz Rysiek, czy nie! – krzyknął salowy. – Trzeba salę na mokro zrobić po obiedzie – mówił.

Rysiu nie zareagował kompletnie na to, co powiedział salowy.

W dalszym ciągu Ryszard nie zwracał uwagi na ponaglenia salowego – wprost przeciwnie – podnosił talerz z obiadem w górę, to opuszczał w dół, bez przerwy bacznie obserwując pokarm znajdujący się przed nim.

- Jajko, kurwa chodź tu! – wrzeszczał Piotrek.

- Tak, panie Michałek, słucham łaskawie szanownego pana – mówił te słowa człowiek o fizjonomii nastolatka. Był to mężczyzna niski, a nawet śmiało można stwierdzić, że wręcz mały. Poza wzrostem, drugi fakt, który zwracał uwagę, to okulary z bardzo grubymi szkłami. Istotną rzeczą było to, że jedno ze szkieł w okularze było całe popękane.

Pewnie widzi tylko na jedno oko, bo przez to spękane szkło pewnie kompletnie nic nie widać – zastanawiał się Marek.

-Słuchaj Jajko, masz tu, zresztą, widzisz tego papierosa? Dostaniesz go jak umyjesz podłogę na dwójce – mówił salowy bez przerwy, trzymając w ręce papierosa przy nosie pacjenta Jajko.

- Jak mam myć, panie Piotrku, kiedy Białas jeszcze nie zaczął jeść i bez przerwy na jedzenie patrzy? – pytał Jajko.

- Zaraz mu to wywalę, i nie będzie się miał na co gapić – mówił salowy.

- Ja się ciebie Michałek, nie potrzebuję bać – odpowiedział Ryszard.

Jednak groźba utraty jedzenia wywołała zwrot w zachowaniu Ryśka, który majestatycznie i bardzo wolno konsumował obiad.

W tym czasie pacjent Jajko przeciskał się między niewielkimi szczelinami z wiadrem wody w jednej ręce, a miotłą i szmatą w drugiej.

- Co ty Jajko wyrabiasz, najpierw zmieć na sucho, matole! – krzyczał Michałek.

- Tak jest, panie Piotrku, już się robi – odpowiedział sprzątający.

W czasie, gdy pacjent sprzątał, salowy Michałek prezentował chorym swoją tężyznę fizyczną. Polegało to na tym, że wykonywał po kilkanaście pompek, później z pozycji kucznej podciągał się na ramach od łóżek. Ćwiczenia te nie wyczerpały zbytnio salowego, ponieważ nagle wstąpił w niego duch pracy, który polegał na tym, że podnosząc łóżka wraz z pacjentem, uderzał jednym o drugie, co miało ułatwić pracę Jajce, a w jego rozumieniu, miało przynieść zupełnie inny cel : wywołać lęk u pacjentów przed jego siłą fizyczną.

Tymczasem Marek, próbował nawiązać jakieś znajomości ale jedno co go powstrzymywało to było natarczywe spojrzenie salowego Piotrka. Deprymowało to Ogrodzkiego. Wzrok salowego przywoływał w Marku żywe wspomnienie tego co było w jego pamięci, mianowicie potraktowanie go przez salowego numer jeden – Zenobiusza.

Może po tym salowym będzie ktoś bardziej ludzki, gorzej by było, jeśli zatrudnionych jest tylko dwóch salowych – martwił się Marek. Ten , jak na razie nie bije, ale ta demonstracja ćwiczeń gimnastycznych, nie rokuje najlepiej – myślał Ogrodzki. Jak tu przetrwać – zastanawiał się patrząc przed siebie Marek.


There is no description yet.

There is no description yet.

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Comments

 
2500 characters
Zrzutka - Brak zdjęć

No comments yet, be first to comment!