id: a4nast

Na ratunek zdrowiu wspaniałej kobiety /To save an amazing lady's health

Na ratunek zdrowiu wspaniałej kobiety /To save an amazing lady's health

Inactive donations - the required operation of the Organiser of the fundraiser. If you are an Organiser - log in and take the required action.

Our users created 1 083 054 fundraisers and raised 1 183 759 795 zł

What will you fundraise for today?

Updates1

  • To już oficjalne - dzięki pozytywnemu zakręceniu moich przyjaciół w piątek 2 lutego o godzinie 17 odbędzie się koncert charytatywny dla mamy. Będzie on miał miejsce w Ustroniu, w Miejskim Domu Kultury Prażakówka. Zapraszamy wszystkich, bilety kosztują 15 złotych, kupić można przez kontakt z naszą stroną na Facebooku goo.gl/Tpx6Ab lub pod numer 791 986 173.
    0Comments
     
    2500 char

    No comments yet, be first to comment!

    Read more
There are no updates yet.

There are no updates yet.

Description

Moja mama. Kobieta silna, cudowna, zawzięta. Niszczona przez potworną chorobę - Stwardnienie Rozsiane.

ENGLISH BELOW

Cześć.

Mam na imię Basia. Zbieram pieniądze dla Małgosi.

Żeby zrozumieć, dlaczego to robię, musisz poznać moją rodzinę. Małgosia to moja mama, główna bohaterka. Ma 52 lata, z zawodu jest pielęgniarką, a na codzień jest cudowną, kochającą, uwielbiającą oglądać memy i pieseczki w internecie, robiącą najcieplejsze swetry na świecie mamą. W tym zestawie jesteśmy jeszcze ja i mój tata, Witek, lat 78 (jak to sam nazywa "szef kuchni w stanie spoczynku" z zawodu). Jestem jedynaczką, ukochaną córką obojga rodziców. Mam 22 lata, na co dzień studiuję i dorabiam w Anglii. Kiedy się urodziłam, moi rodzice postanowili wykształcić mnie i dzięki nim, ich poświeceniu (nigdy nie byli na wakacjach, nie mieli samochodu, zrezygnowali ze wszystkich tak oczywistych rzeczy), jestem kim jestem i będę im wdzięczna za to do końca życia.

Od kiedy pamiętam, moja mama narzekała na ból - a to ją bolał kręgosłup, a to kolano, a to coś innego i tak w kółko przez lata. Przez ostatnie 10 lat mama odbijała się od neurologa do neurologa, od reumatologa do reumatologa i słyszała - "Przecież Pani nic nie jest, wymyśla Pani!", "No co ja mam z Panią zrobić, Pani Małgosiu?" i tak za każdym razem. Potwornym było patrzeć jak nikt jej nie wierzy, żaden lekarz nie chce jej pomóc.

Od dawna wiedziałam, jak bardzo jest źle, ale po zaliczeniu kilkudziesięciu kolejnych wycieczek krajoznawczych w poszukiwaniu neurologa, reumatologa, kogokolwiek, kto mojej mamie uwierzy, widziałam, że ona się poddała. Była w stanie tak złym, że nie była w stanie przejść sama 100 metrów, ciągnęła za sobą nogę, było widać, że cierpi. Widziałam to szczególnie, kiedy mnie odwiedziła wraz z tatą w lipcu. Na codzień mieszkam na pierwszym piętrze kamienicy, w której nie ma windy - wejście dla niej tam było jak przebiegnięcie maratonu.

W końcu, w sierpniu 2017 udało mi się zabrać ją do kolejnego neurologa, tym razem zaledwie 500 metrów od domu. Siedziałam w poczekalni z duszą na ramieniu, czekając co "nowa" lekarka powie. Nie wiem, ile czasu minęło, ale wydawało mi się, że minęła wieczność, kiedy mama w końcu wyszła z tego gabinetu. Płacząc, opowiedziała mi, że badała ją jak tylko mogła na miejscu - nawet w kierunku udaru, ale na ten moment nic nie znalazła, więc zdecydowała skierować ją na diagnostykę do szpitala, w którym sama pracuje. Mama była tam dwa tygodnie i wyszła z diagnozą - przepuklina, przyznam szczerze, że już nie pamiętam jaka. Cieszyliśmy się, że wiemy co jej jest, myśleliśmy, że w końcu będzie lepiej. Ja wróciłam do Anglii, zaczęłam kolejny rok studiów, aż któregoś czwartku w październiku spadł na nas grom z jasnego nieba.

Do mamy zadzwoniła jej lekarka, akurat kiedy rozmawiałam z nią na Skype. Po minie mamy widziałam, że coś jest bardzo nie tak. Kiedy się rozłączyła, okazało się, że wyniki punkcji lędźwiowej wykazały, że to jednak stwardnienie rozsiane. Zrozumiale, wszyscy byliśmy przerażeni, jedyne z czym kojarzyło mi się wtedy Stwardnienie Rozsiane to ból, ciało odmawiające współpracy, brak możliwości zrobienia czegokolwiek samemu i w końcu bolesna śmierć. Nie widziało mi się, żeby moja mama wylądowała 2 metry pod ziemią tak szybko. Widziałam, że ją to złamało, więc zrobiłam to, co każde dziecko kochające swojego rodzica by zrobiło - kupiłam bilet, wzięłam urlop z uczelni i w najbliższą niedzielę poleciałam do Polski, żeby wesprzeć moją mamę. Niewiele mogłam dla niej zrobić fizycznie, ale po prostu chciałam być przy niej. Moja mama wylądowała w międzyczasie na państwowej rehabilitacji i była załamana, praktycznie bez przerwy płakała. Ja musiałam po tygodniu wracać na studia i nie widziałam wtedy wyjścia z sytuacji, myślałam, że to koniec, zostanę sierotą do końca roku.

Na szczęście, rehabilitacja pomogła i mama czuje się lepiej. Zapytasz więc, po co ta zrzutka, przecież już jest dobrze? Otóż nie - rehabilitacja to dopiero wierzchołek góry lodowej. Lekarka, która zdiagnozowała moją mamę skierowała ją pod opiekę swojego kolegi, jednego z najlepszych specjalistów w leczeniu Stwardnienia Rozsianego w Polsce, który przyjmuje w Katowicach. Jednak z faktem, iż jest jednym z najlepszych, wiążą się dużo większe koszty niż u lekarza przeciętnego - 200 złotych za wizytę, a taka jest potrzebna co miesiąc. Do tego koszty dojazdu - kolejne 200-300 złotych (nie jest w stanie sama dojechać z powodu choroby, więc za każdym razem albo ja, albo tata jedziemy z nią) i koszty rezonansu magnetycznego, który musi również być świeżo wykonany przed każdą wizytą (prawie 400 złotych za sam rezonans i 100 za dojazd ponownie). Kolejnym wydatkiem są leki - ceny tych jakie są w Polsce, każdy widzi. Jeśli podliczymy wszystko razem, miesięcznie może wyjść nawet 1500 złotych. Żadnego zwykłego zjadacza chleba nie stać na taki wydatek co miesiąc, moich rodziców i mnie również nie. Ja wciąż się uczę, a moja praca jest dorywcza, taka, żeby móc się utrzymać na studiach.

Nie powiem, żeby proszenie kogokolwiek o pieniądze było dla mnie sytuacją normalną lub przyjemną. Jest to w pewien sposób upokarzające, ale robię to dla mamy. Nie chcę, żeby musiała się martwić za co zapłaci lekarza czy leki. Chociaż tyle mogę dla niej zrobić po tym wszystkim, co ona i tata zrobili dla mnie przez te wszystkie lata.

Przez te wszystkie lata wydaliśmy ogromną ilość pieniędzy na ratowanie jej zdrowia, sama już nie wiem ile. Nie jesteśmy w stanie dalej dać rady.

Proszę, pomóż mojej mamie walczyć o zdrowie i życie.

P.S. Żeby nie było nam za dobrze, dzisiaj (tj. 03.01.2018) na rehabilitacji mojej mamie ukradziono portfel. Znalazł się na drugim końcu kampusu szpitala pół godziny później, bez pieniędzy, ale na szczęście z dokumentami.

____________________________________

Hi.

My name is Barbara. I am raising money for Małgosia.

To understand why I'm doing this, you need to get to know my family. Małgosia is my mum, the main character of the story. She's 52 years old, she's a nurse and an amazing, loving, meme-loving, sweater-making mum. In this set, there's also me and my dad, Witek, aged 78 ("chef in dormancy" as he calls it). I'm an only child, beloved daughter of both parents. I'm 22 and I study in England. When I was born, my parents made a pledge to give me proper education and thanks to them and their sacrifice (they've never gone on vacation, never had a had, basically gave up all the obvious things in life) I am who I am and where I am. I will be so thankful to them for the rest of my life.

Since I can remember, my mum'd been complaining about pain - sometimes it was spine, sometimes it was knee, sometimes something totally else and the years just passed us by like that. For the past 10 years my mum saw doctor after doctor, neurologists, rheumatologists and all she got told was "Nothing's wrong with with, you're just making stuff up!" or "Oh, what am I supposed to do with you?". It was horrible to see that no one believed her and no one wanted to help her.

For a while, I've known how bad things were but after so many sightseeing tours (we literally called it that because of so many different places in the country we had visited) in search for a neurologist, rheumatologist, anyone that would believe my mum, I knew she gave up. She was in such bad condition that she couldn't walk for 100 metres for herself, she dragged her leg behind, it was visible she was in pain. I saw that especially when she and dad visited me in England in July 2017. I live in a building without a lift, on the first floor - walking up the stairs was like running a marathon.

Finally, in August 2017 I was able to take her to yet another neurologist, this time barely 500 metres from our house. I sat in the waiting room with my heart in my mouth, waiting for what the "new" doctor would say. I've got no idea how much time passed but it seemed like eternity when mum finally came out of the exam room. Crying, she told me that the doctor examined her every way she could - even checking for a stroke, but at that point she found nothing specific, so she decided to send her to the hospital she works at. Mum spent 2 weeks there and left with a diagnosis - hernia and I can honestly say, right now, I can't even remember any details on what hernia they said it was. We were happy we finally knew what was wrong with her, we thought it would only get better from that point. I went back to England, started another year at uni and then, one October's Thursday my mum's doctor called her.

I was skyping my mum when she called. I saw my mum's face and I knew things went south. When she hung up the phone, it turned out lumbar puncture results came back positive for Multiple Sclerosis. Understandably, we were all petrified, the only thing that I could think of when thinking of MS was non-cooperative body, pain, inability to do anything on your own and finally excruciatingly painful death. I didn't see my mum going six feet under as an option so quickly. I saw this diagnosis broke her, so I did what any child would do - I hopped on the earliest plane possible, taking a week off at uni, to support my mum. There wasn't much I could do for her but I simply wanted to be there for her. In the meantime, mum ended up in public rehabilitation (via our version of NHS, called NFZ) and was a broken person, she was literally crying all the time. After a week I had to go back to uni and at that point, I didn't see any option, I thought I would end up motherless come end of the year.

Luckily, the rehabilitation helped and mum if feeling better. So, you might ask, why the crowdfunding, now that things are good? Well, not so much. Rehabilitation is just the tip of the iceberg. The doctor that diagnosed her, sent my mum to her colleague, one of the best experts in MS in Poland and Europe, whose office is in Katowice. But obviously, considering that he is one of the best, he's also one of the expensive ones - each appointment is 200PLN and mum needs an appointment every month. Next, there are travelling costs to cover and these are found 200-300PLN (she is unable to get there herself, so every time either me or my mum have to accompany her). Third thing is MRI costs; she needs a fresh MRI for every visit - the exam itself costs almost 400PLN and yet again, there's travel costs to cover too, around 100PLN this time. But the list doesn't end there - there's also medication to pay for and prices of these in Poland are ridiculous. If we add everything up, monthly costs can come up to 1500PLN. In Poland, no normal person can afford this every month, including my parents and I. I am still studying and I work part-time just to make money for my own survival.

I can't say asking anyone for money is a normal or an enjoyable situation for me. In a way, this is humiliating but I'm doing this for my mum. I don't want her to worry how she'll pay doctor's bills and meds. This is the least I can after everything my parents have done for me over the years.

Throught the years we've spent an incredible amount of money to save my mum's health and life. We can't cope on our own any longer.

Please, help my mum fight for her life.

P.S. To make things not so nice, someone stole my mum's wallet when she was in rehabilitation today (03.01.2018). Half an hour later it was found on the other side of hospital's campus, with all money gone but documents were fortunately there.

There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first Payment Card. Your mini-terminal.
The world's first Payment Card. Your mini-terminal.
Find out more

Donations 531

preloader

Comments 57

 
2500 char