RATUJĘ ŻYCIE PCHEŁKA I ADOPTOWANĄ KUNDZIĘ PO AMPUTACJI ŁAPKI
RATUJĘ ŻYCIE PCHEŁKA I ADOPTOWANĄ KUNDZIĘ PO AMPUTACJI ŁAPKI
Our users created 1 270 016 fundraisers and raised 1 470 860 187 zł
What will you fundraise for today?
Description
Hej hej! 👋🏼☺️
Pcheł pochorował się bardzo mocno i w chwili obecnej ratuję jego życie. Pchełek ma dopiero 3,5 roku, więc - jeśli się uda - całkiem sporo życia jeszcze przed nim.
Zaczęło się pozornie niewinnie, Pcheł się zatkał, ale długo, bo około miesiąc walczyliśmy z tym zatkaniem. Pcheł nie jadł samodzielnie. Był w tym czasie dobrze zdiagnozowany, w tym od strony stomatologicznej, ale okazało się, że tylko jeden ząbek jest zrotowany i może być narażony na infekcje, jednak nie klasyfikował się jeszcze do ekstrakcji. Pcheł w końcu ruszył z jedzeniem, ale coś nadal mi nie grało. Widziałam, że coś jest nie tak, zdarzało się, że dziwnie mielił mordką i przechylał główkę na lewą stronę.
Diagnozowaliśmy więc Pchełka dalej. Zrobiliśmy CBCT (tomografię komputerową metodą stożkową), ale i ona nie wykazała niczego niepokojącego, a obraz był konsultowany ze specjalistą w dziedzinie radiologii. W międzyczasie Pchle wysunęła się nieco gałka oczna, ale każdą potencjalną przyczynę wyeliminowaliśmy. Zęby zostały skontrolowane, śródpiersie dwukrotnie zbadane, nie wiedzieliśmy czego jeszcze można się złapać, dlatego Pchełek został umówiony na konsultację okulistyczną u specjalisty w Toruniu i badanie pod kątem jaskry. Badanie ciśnienia oka i USG zagałkowe niczego jednak nie wykazały. Wykonaliśmy kolejną tomografię stożkową (drogie badanie), ale i ona dała bardzo niespecyficzny obraz. Płaciliśmy za kolejne badania, po których i tak nic nie było wiadomo. Zdecydowaliśmy się więc profilaktycznie usunąć ząbek, zakładając, że może to jednak on generuje te problemy. Niestety, po ekstrakcji zęba nic się nie poprawiło, a wytrzeszcz nadal był widoczny. Leczenie lekami przeciwzapalnymi również nie pomogło i wówczas zdecydowaliśmy się na poddanie Pchły operacji. Zmiana była jednak zlokalizowana w takim miejscu, że od początku było wiadome, iż dotarcie do niej i próba jej opracowania będzie wiązała się u Pchły z usunięciem gałki ocznej. Mimo tego, nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, było to bowiem rozwiązanie ostateczne. I kiedy wydawało się, że wszystko może powoli wrócić do normy, okazało się, że nasze pasmo nieszczęść nie skończyło się, a w zasadzie dopiero rozpoczęło 😥.
Operacja przebiegła z poważnymi komplikacjami, okazało się bowiem, że ropień poczynił już znaczące szkody i utworzył przetokę sięgającą do przestrzeni między szczęką a żuchwą. Podczas oczyszczania wszystkiego i opracowywania ropnia, w małym uchyłku w jamie ustnej natrafiono na newralgiczne naczynie krwionośne, które po uszkodzeniu spowodowało bardzo silny krwotok. W wyniku tego Pchełek musiał mieć założone szwy, nie tylko od strony oczodołu, ale również w jamie ustnej.W efekcie pojawiło się ryzyko martwicy i niestety do takowej doszło.
Pcheł przestał samodzielnie jeść, musiał też trafić do szpitala, rana fatalnie się goiła i po znieczuleniu królika oraz pełnym badaniu w narkozie okazało się, że spora ilość tkanki została zaatakowana przez martwicę. Hospitalizacja była konieczna, rana bowiem musiała być profesjonalnie czyszczona i kontrolowana codziennie pod okiem lekarza, była też ona narażona na nadkażanie, bo pokarm, którym był dokarmiany Pcheł, wydostawał się na zewnątrz oczodołem 🫣.
Później Pcheł jeszcze dwukrotnie został poddany zabiegom, podczas których dokładniej zaopiekowano się raną i przetoką. Do tej ostatniej został założony wosk kostny, który miał niejako "uzupełnić" ubytek tkanki i zamknąć dziurę. Do rany zostały założone też specjalistyczne, gojące opatrunki, zaaplikowane żele i hialuronian oraz inne preparaty, które miały za zadanie odżywić i nawilżyć ranę, aby zapobiec ewentualnym dalszym zmianom martwiczym.
Wszystko jest niezwykle skomplikowane, Pcheł jest drobnym króliczkiem, waży tylko kilogram, jego buźka jest naprawdę mała. Kość została odsłonięta wskutek ubytku i przez to narażona na wysychanie, a od góry zmiany graniczą z mózgowiem, dlatego cały czas rokowania są ostrożne. Jak zapewniają jednak lekarze - jest jeszcze o co walczyć, nie skończyły się bowiem metody, którymi możemy leczyć Pchełka. Pocieszające w tym wszystkim jest też to, że Pchełek dobrze się czuje i nadzwyczaj dobrze znosi wszystko, jak na to, co obecnie przechodzi. Nadal jest żwawy, świadomy, ciekawski i żywo reaguje na otoczenie. Daje się dokarmiać, nie jest też smutny, po prostu dzielnie wszystko przechodzi i oby tak już pozostało. Natomiast hospitalizacja musi trwać i - jak się domyślacie - generuje spore koszta. Konieczne jest, by uzbroić się w cierpliwość, bo są to poważne i rozległe uszkodzenia tkanek, których gojenie wymaga czasu, wytrwałości i zaangażowania.
KUNDZIA...
Teraz co nieco o moim drugim króliczku - Kundzi.
Moja (prawdopodobnie) 4-letnia króliczka Kundzia, którą adoptowałam z fundacji "psio-kociej" spod Oleśnicy, choruje już ponad 7 miesięcy (stan na czerwiec br.). W zasadzie od razu po tym, jak do mnie trafiła - w październiku 2024 r. (a dokładnie po tygodniu), pojawiły się objawy, które sugerowały, że z Kundzikiem jest coś nie tak. Zaczęło się naprawdę banalnie, wyglądało to na błahą rzecz - Kundzia po prostu zaczęła lekko kuleć. Myślałam, że to jakieś zwichnięcie albo inny, niegroźny uraz. Niestety, jak się później okazało, potwornie się myliłam :(.
Tu Kundzia jeszcze z obiema łapkami...
👇🏼👇🏼👇🏼
A tu już po amputacji:
👇🏼👇🏼👇🏼
CD. Tutaj zaczęło się nasze pasmo ciężkiej i uporczywej walki o zdrowie, a w zasadzie - o życie Kundzi. Kundzia jest obecnie króliczką trójłapką, ponieważ konieczna była amputacja lewej kończyny piersiowej. Ropień w łokciu, od którego wszystko się zaczęło, nie chciał się leczyć, mimo podawania różnych, w tym celowanych antybiotyków. Kundzi doskwierał coraz większy ból, dlatego ostatecznie zdecydowaliśmy się na odjęcie chorej kończyny, tym bardziej, że stan zapalny objął wnętrze kości. Nie to jednak jest obecnie jej największym problemem, choć u Kundzi pojawiły się wtórne problemy ortopedyczne i nieprawidłowa postawa, a w związku z tym musi korzystać z zoofizjoterapii. Kundzia ma bowiem EC i przewlekłą niewydolność nerek. Jej parametry nerkowe są naprawdę dalekie pd normy i wielokrotnie dziwiliśmy się, że Kundzia daje jeszcze radę funkcjonować. Niewydolność nerek jest poważną przypadłością, nerki niestety nie regenerują się. Wyniki badań są po prostu beznadziejne, ale Kundzia żyje wbrew wszystkiemu.
Przyznam, że jest to dla mnie ciężki czas, ale staram się wytrwale walczyć o jej zdrowie i dojście do względnej sprawności. Kocham tego małego gałganka i nie wyobrażam sobie, by nie zrobić wszystkiego co w mojej mocy, aby zapewnić jej dobre i szczęśliwe życie.
Obecnie najbardziej frustruje mnie moja sytuacja finansowa, ponieważ na leczenie Kundzi i Pchełka wydałam do tej pory ponad 15.000 zł + dojazdy oraz dokupowane w aptece leki, opatrunki i suplementy. Lwia część z tego, to i tak pieniądze pożyczone, które muszę oddać. A końca leczenia na razie nie widać. Kundzię czeka w połowie czerwca kolejna wizyta z pełnym pakietem badań kontrolnych, a Pchełka hospitalizacja i leczenie będą długie i mozolne, bo tak duża rana niestety nie zagoi się w tydzień.
Wiele rzeczy już udało się zrobić, jednak musimy kontynuować żmudne leczenie i diagnostykę, bo sytuacja zdrowotna - zwłaszcza Pchełki - mocno się pokomplikowała. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że już wychodzimy na prostą, jak królik z kapelusza wyskakiwało coś nowego... I ten stan uporczywie trwa od "bitych" siedmiu miesięcy.
Jestem naprawdę zmęczona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, w tym czasie byłam już 5 razy chora (w tym covid), nasiliły się przez to również moje choroby przewlekłe, m.in. astma, alergia, depresja i bóle stawów. Zaczęłam się też diagnozować pod kątem reumatoidalnego zapalenia stawów. Zmęczenie było przepotworne. Kilka miesięcy borykałam się z dużą deprywacją snu, bowiem kilka razy w tygodniu musiałam dojeżdżać do lecznicy, byłam poza swoim miastem cały dzień, bo często dowoziłam Kundzię na całodniową płynoterapię dożylną, a w domu - dalsza opieka: podawanie leków, czyszczenie rany, dokarmianie... Permanentnie nie dosypiałam i mój organizm niestety mocno to odczuł.
Moje choroby są obecnie w fazie zaostrzenia i niestety nie jestem w stanie teraz w 100% normalnie funkcjonować, ponieważ towarzyszy mi szereg dokuczliwych objawów. W zeszły piątek, tj. 30.05.25 r. trafiłam na izbę przyjęć. Sugestią lekarza było położenie mnie na oddziale, żeby dobrze ustawić mi leczenie, ale musiałam odmówić. Nie mieszkam sama, nikt za mnie nie zajmie się moimi królikami, nie dokarmi, nie poda leków... One są całkiem zależne ode mnie. Zaczęłam się dokładniej diagnozować, porobiłam pierwsze badania (pakiet reumatologiczny), ale - szczerze powiedziawszy - nie mam nawet czasu kompleksowo zająć się swoim zdrowiem, ponieważ priorytetem są moje uszate dzieciaki. Dodam, że w ostatnich miesiącach nie pracowałam zarobkowo na cały etat, jedynie dorabiałam 😥. Zwyczajnie nie byłam w stanie podołać.
Dlatego proszę Was, ludziki nieobojętne na los zwierzaków, o pomoc. Każda złotówka jest teraz dla nas na wagę złota. Będziemy dozgonnie wdzięczni, jeśli zdecydujecie się nas wesprzeć.
Całą, szczegółową historię leczenia Kundzi i Pchełki załączam w postaci dokumentacji medycznej (wypisy z wizyt w lecznicy) poniżej. Dołączam również paragony. Brakuje tu części rozliczeń zbiorczych, ale wszystko jest na paragonach. Obecna hospitalizacja Pchły nie została jeszcze rozliczona, uregulujemy rachunek po jej zakończeniu. Tak więc tylko tych paragonów - póki co - brakuje. Na chwilę obecną za 5 dni pobytu w szpitalu wraz z dokarmianiem i trzema zabiegami jesteśmy winni 1.400 zł. Nie zostały tu również uwzględnione koszty dojazdów, które każdorazowo (jedna wizyta w lecznicy) wynoszą mnie 41-46 zł, w zależności od środka transportu. Dojeżdżamy zarówno autobusami, jak i pociągami. Sporo wyjazdów było też "prywatnych", np. w dniach świątecznych i w niedziele lub były to wyjazdy awaryjne, "na cito". Za nie płaciłam więcej. Biletów nie zbierałam, ale wklejam przykładowe, wyłącznie po to, żeby zobrazować koszta i uwiarygodnić opis.
I jeszcze raz - z góry dziękuję za każdą najmniejszą pomoc!!! ❤️
Pozdrawiam wszystkich ciepło i serdecznie,
Ala z Pchełkiem i Kundzikiem :)
UWAGA! - PONIŻSZE ROZLICZENIE JEST TYLKO ROZLICZENIEM CZĘŚCIOWYM, ZA OKRES OD DO I DOTYCZY TYLKO JEDNEGO KRÓLIKA - KUNDZI!
Pełne koszty leczenia znajdują się na paragonach!

There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser. Find out more.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser. Find out more.
Dużo zdrowia dla zwierzątek i właścicielki!