Godna walka z bólem i chorobą
Godna walka z bólem i chorobą
Our users created 1 223 674 fundraisers and raised 1 342 114 565 zł
What will you fundraise for today?
Updates1
-
Dzień dobry, Piękni, Szczodrzy, Wspaniali Ludzie!
Minęło już dobrych kilka dni od momentu, kiedy to Aldona wespół z Danielem zaprosili nas na nagranie materiału o niespotykanym zbiegu okoliczności, jakim niewątpliwie okazała się aukcja na pewnym portalu internetowym.
W tym miejscu warto nadmienić i poskładać, to co może nie zostało przez nas w ferworze "walki" z emocjami dopowiedziane.
Przez szmat czasu, wraz z Patrycją przemierzaliśmy bowiem europejskie drogi i bezdroża, a czas kiedy nasza podróżnicza przygoda została zatrzymana (poniekąd niestety do teraz), okazał się startem ekipy Kampermaniaków, których to przygodom wiernie kibicuję od początku:)
Miesiącami, śledziłem ich zagraniczne wędrówki.Sposób podróży uroczej dwójki, entuzjazm, szczerość, zainteresowanie, choć czasem również wyczuwalne zmęczenie, pozwalały mi wrócić pamięcią do ukochanego białego busa.
Było w tym wszystkim coś jeszcze, a kluczem do rozwiązania rebusu, okazała się tablica rejestracyjna "Groszka", w ciągu chwili zgrałem do przysłowiowej "kupy" wszystkie na pozór nieistotne pojedynczo informacje.
Ku wielkiemu zdumieniu (nawet mojej babci) okazało się, że...że Aldona, to ta Aldonka-moja siostra (nasze babcie były rodzonymi siostrami).
Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że na nowo poznaję nie tylko ludzi, którzy podzielają nasze podróżnicze pasje, z którymi można "konie kraść", ale i oddanych, wiernych przyjaciół.
Z perspektywy wszystkich, jakże niesamowitych, późniejszych wydarzeń Aldona i Daniel to Anioły, a ja jestem i będę im dozgonnie wdzięczny.
Tego dnia nad Zalewem Zemborzyckim, opowiadamy o kolejnym zbiegu okoliczności, o fajnym geście z naszej strony i drobnym upominku dla Kampermaniaków:)...to co miało wydarzyć się kilka chwil, dni później, przerosło nasze oczekiwania...
Przyznam, że "po wszystkim" miałem trochę "kaca".Zaczęło brakować słów...
Niecodziennie ogląda się siebie chorego i załamanego z perspektywy kamery, chyba mózg nie dopuszcza takich obrazów do świadomości.
Kiedyś, kiedy oczy błyszczały chęcią zdobywania nowych lądów, a uśmiech od ucha do ucha był paszportem otwierającym każde drzwi, przypominałem Toma Cruise-tak, tego od TopGuna, dziś bardziej tego z "urodzonego 4 lipca"...
Rozczuliłem się (podczas nagrania), kiedy dotarło jak wiele Kampermaniaki dla mnie robią (...) i że nad tą otwartą jeszcze trumną nikt od miesięcy, a może i lat się nie pochylił.
Ciężko utrzymać emocje na wodzy.Wszyscy, bez wyjątku mieliśmy w oczach łzy i wielką nadzieję w sercach!
Dziś jestem dziwnie oszołomiony.Tylu dobrych słów od na pozór obcych ludzi. Tak życzliwych i ciepłych! W sumie tak zmasowanego "uderzenia" pozytywnej energii w swoim kierunku nie przeżyłem-NIGDY!
N I G D Y !!!
Noc nieprzespana, z oczu popłynęła niejedna łza wzruszenia, tylko nie wiem jak Wam wszystkim mam podziękować?!
W tym miejscu, składam dłoń na sercu i kieruję pokłon w Państwa stronę!
Te wszystkie piękne słowa wsparcia, troski, deklaracji pomocy, zrozumienia, to także dowód jak szlachetni, dobrzy, wspaniali Ludzie zgromadzili się wokół kanału Kampermaniaków.
Razem możemy przenosić góry.Jednocześnie i tzw"hejterzy" mogą wyciągnąć tutaj cenną naukę:)
Z całego serca i wszystkich swoich sił, raz jeszcze po stokroć dziękuję!
To Wy sprawiliście, że znów mam siłę, jak i realne środki do walki z chorobą!
Państwa codzienna praca, nierzadko znój i ofiarowanie mi tego co niewymierne -Waszego czasu w postaci wpłat na mój ratunek, tudzież otwartość Waszych serc z Państwa strony znaczą dla mnie wiele!
Osobiście w te Święta Bożego Narodzenia, wydarzył się cud, a wy jesteście jego sprawcami!
Bywają dni kiedy boli tak bardzo, że wydaje mi się jakby pokój napełniał się po brzegi wodą, a ja gdzieś przy suficie duszę się łapiąc ostatni haust powietrza.Teraz, po całej akcji unoszę się niczym obłoczek, znów z nadzieją, ale i odpowiedzialnością. Wierzę w wyzdrowienie!
Wiarą we wspólnotę Pięknych, Szczodrych, Wspaniałych LUDZI!
Jesteście Wielcy i nic, ani nikt Wam tego nie odbierze!
Składamy Wam wszystkim, życzenia Spokojnych, Zdrowych, Szczęśliwych Świąt (ok, resztki Świąt).
Dziękuję raz jeszcze, niech was Bóg błogosławi, Kochani i...i szerokości, na wybojach życia:)
Dziękuję.
Gabor Nagy
No comments yet, be first to comment!
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.
Description
Dzień dobry,
Nazywam się Gabor Nagy, chciałbym prosić Państwa o pomoc w leczeniu, o życie bez bólu i cierpienia, które opanowaly moje ciało.Niestety NFZ nie refunduje stosowanych na świecie (i w Polsce odpłatnie) metod leczenia.Pozwalających godnie podnieść rękawicę rzuconą przez chorobę.Na leczenie i rekonwalescencję w tych nader dziwnych, zawirowanych czasach potrzebuję 10-15tyś zł.
Zdjęcie po pierwszej, nieudanej operacji:(
Oto moja historia:
...Rok 2020 miał być dla mnie (nas) czasem zmian.Podczas ostatnich lat stawiliśmy czoła przeciwnościom losu, wkładając w każdy, nawet najdrobniejszy sukces ciężką i mozolną pracę.
Wszystko to nieodłącznie z Patrycją.Najlepszym co spotkało mnie w życiu!
Chciałbym napisać, że to już przeszłość, ale wiele lat zajęło mi zrzucenie z siebie brzemienia tych wszystkich wydarzeń.
W powrocie do zdrowia pomogła mi opieka nad bezdomnymi kotami i stary bus, w którym podróżowaliśmy.Życie znów stało otworem...
I tak postawiliśmy otworzyć firmę zajmującą sie wynajmem, tudzież budową kamperów (choć biorąc pod uwagę skalę, to raczej "łupinek orzeszka").
Gdzieś daleko,nierealnie w Wuhan tliła się zaraza, która już za chwilę skutecznie zablokowała znany nam świat...Zaczynałem pracować, na 101% jak kiedyś, dawno temu...
Pech niestety nie odpuścił, równolegle do moich działań, w miejscu "do którego nie zagląda słońce" wykluła i rozwijała się choroba.Pewnego dnia patrzyłem na siebie stojącego w kałuży krwi. Zamarłem!
Przeszedłem zabieg chirurgiczny, nieskuteczny i drugi poprawiający (nader szybki, bez znieczulenia, choć z drugiej strony wbijanie igieł, czy cięcia skalpelem pewnych miejsc to istny dance macabre ).
Takiej jadki, nie przeszedłem przez 40lat życia (a z racji extremalnego hobby, nie raz miałem łamane, czy skręcane kończyny), z bólu zostawiłbym całą szczękę wbitą w kozetkę, gdybym przy okazji wyciągnął dłonie bez paznokci nawet bym nie poczuł.
Nie życzę tego najgorszemu wrogowi! Kilka dni później po badaniu, lekarz poinformował mnie o olbrzymim szczęściu(...)
Dużo czasu kosztował mnie ponowny powrót do życia, choć czas jakby zwolnił...Zaczęła się bowiem pandemia.
Dziś z "firmy" pozostaly raczej czcze życzenia, mizerne oszczędności, jak i materialne dobra przeżuły pandemia, wraz z chorobą.Ciężko chory, mimo wdrożenia leczenia cierpię na hemoroidy 4stopnia i znów wymagam operacji!
Nie piję alkoholu, nie palę, zawsze uprawiałem dużo sportów, staram się zdrowo odżywiać, czyżby geny?...a może stres tych wszystkich lat były odpowiezialne za moje dzisiejsze położenie?! Nie wiem.
Reklamy telewizyjne zmieniają tą nader ciężką chorobę w błachostkę, żarcik, dla mnie to codzienne być, albo dosłownie nie być!
Mimo opłacanych comiesięcznie składek ZUS nie mam możliwości skorzystania z cywilizowanych metod pozwalających na szybki, z reguły po kilku dniach, powrót do zdrowia.Pozostaje siermiężna operacja, wielomiesięczna rekonwalescencja, a przyszłościowo możliwość bardzo ciężkich powikłań.Samo oczekiwanie na wizytę, to kilka miesięcy, a na operację obawiam się że lat.
JA TEGO CZASU NIE MAM!
Nie mogę do tego dopuścić i muszę ratować, już niestety nie przysłowiowe, a realne 4 litery.
Chcę i muszę stawić czoła chorobie, nie jest to jednak takie oczywiste i w warunkach polskiej SŁUŻBY zdrowia dużo prostsze wydaje się skorzystanie z eutanazji w formie rzucenia się pod koła pociągu.
Proszę państwa o komfort leczenia bez dodatkowego obciążenia psychicznego.Możność poczucia się pacjentem, którego bardzo bolesna droga prowadzi do pełnego-o co sie modlę ozdrowienia, a nie kalectwa i drenażu kieszeni.
Chciałabym poczuć się jak człowiek, nie jak obdarty ze złudzeń, przeżuty ochłap mięsa.Nie mam siły na walkę z chorobą oraz jednoczesne starcia z pielęgniarką, która minęła się z powołaniem, ponieważ zawsze chciała być księgową, a teraz drze się na mnie wijącego się w konwulsjach, że świecę się w jej kalkulatorze (mimo regularnie opłacanych składek) na czerwono i najlepiej mnie nie leczyć.
Chciałbym móc polegać na wiedzy lekarza, nie musieć wertowac forów "medycznych", żeby dowiedzieć się o komfortowej, czy skutecznej metodzie leczenia.
Aby chorować trzeba zdecydowanie mieć dużo zdrowia.Mnie tej siły zaczyna brakować, a ból który opanował praktycznie całe moje ciało, zdominował czas wolny, czas pracy i jest niedoopisania!
Bardzo proszę nie zrozumcie mnie Państwo źle, daleko mi do roszczeniowej postawy, nie uważam także że "mi się należy", bo mam taką zachciankę. Obciążony do granic system SŁUŻBY ochrony zdrowia w dobie pandemii, nie funkcjonuje, nawet skrzypiąc.
Nie ma we mnie złości, a łzy ciekną po policzkach jedynie z bezsilnosci, niemocy.
Zdjęcia; Tego dnia usłyszałem diagnozę.Nie patrzylem na piękno jesiennego lasu, nie słyszałem szumu wody.Wszystko było płaskie, szare...
Całkiem niedawno, kiedy dzienne przyrosty sięgały zaledwie kilkuset, z kleszczem wgryzionym w dłoń Patrycji błąkaliśmy się od przychodni, do przychodni, odchodząc z kwitkiem, a finalnym miejscem pomocy okazał się...weterynarz, mnie pomóc niestety nie może(ot taka dygresja).
Od ostatniej mojej wizyty u lekarza specjalisty choroba, mimo stosowania przeze mnie maści, leków zapisanych na licznych receptach, posunęła się w kierunku 4, najwyższego stadium, włącznie z zapaleniem i podkreślę ponownie, cierpieniem nie pozwalającym funkcjonować, także sumując z 7dni tygodnia, mam około 2ch, D W Ó C H! kiedy mogę wybrać się do sklepu, może spacer i to też nie jest oczywiste.
Dziś z zapalonego deskorolkarza, łyżwiarza, kolarza, spełnionego fotografa, człowieka z głową pełną planów i marzeń pozostał jedynie cień, a życie toczy się już tylko w głowie, w snach kiedy ból pozwoli zasnąć.
Mimo wszystko udało mi się w tym roku wziąć udział w ogólnoświatowym wydarzeniu, jakim bezwątpienia jest "Meeting of styles".Tu wraz z wyśmienitymi artystami malowaliśmy graffiti.Dwukrotnie wybrałem się na przejażdżkę rowerową.Pomogłem doprowadzić do porządku, starą Ładę, malując ją i choć odrobinę pchnąć marzenie podróżnicze znajomego.Uratowałem, także zdrowie kochanej kotki...
Jak widzicie nie było tego dużo.Na pozór małe, jakże wielkie dla mnie kroki.Sekundy, minuty, chwile wytchnienia, małe rzeczy cieszą tak bardzo, gdy tylko trochę mniej boli...
Każda dobra myśl, modlitwa skierowana w moim kierunku będzie wielkim krokiem dla mojego powrotu do wyzdrowienia!
Jeśli zdecydujecie się, możecie wesprzeć moją mozolną walkę z chorobą, swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi będę wam dozgonnie wdzięczny!
Nie jest mi łatwo prosić, zawsze ciężko pracowałem na wszystko, ale nie mam wyjścia, bo grozi mi utrata zdrowia na stałe, wraz z licznymi powikłaniami...a walczę o luksus nie lada-możliwość załatwienia podstawowej, codziennej potrzeby fizjologicznej, bez paraliżującego na resztę dnia, łamiącego w pół bólu, tak naprawdę godną egzystencję, każdy krok tu i teraz oraz w przyszłości.
Chciałbym znów żyć, znów w pionie na dwóch nogach.
Z całego serca dziękuję,
Gabor Nagy, Lublin
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Dobrze, że znalazłeś miłość ❤️ pozdrawiam Was serdecznie
Mistrzu wracaj szybko!
Trzymaj się ciepło
Dużo zdrowia w Nowym Roku!
Zdrowia i powrotu do zajawki!