Leczenie i utrzymanie naszych podopiecznych
Leczenie i utrzymanie naszych podopiecznych
Our users created 1 221 638 fundraisers and raised 1 335 926 569 zł
What will you fundraise for today?
Description
Mamy za sobą szalony rok. Przez nasze ręce, przez nasz dom przewinęły się dziesiątki kotów. Część tylko na kastrację, dojście do siebie po zabiegu i wypuszczenie, część to dorosłe koty, które wyłapane na kastrację okazały się bardzo przyjazne i dlatego szukaliśmy im domu. Ale zdecydowana większość naszych podopiecznych w tym roku to KOCIĘTA - zabrane z ulicy, ze śmietników, z działek, z koszy na śmieci, z lasu... Znalezione w tragicznym stanie, z problemami zdrowotnymi, które od miesięcy wciąż się za nimi (i w konsekwencji za nami) ciągną. W tym roku mieliśmy tak wiele chorych kociąt, że przeszliśmy chyba każdą możliwą chorobę, bakterię czy wirusa.
W październiku jednego dnia przyjęliśmy do siebie aż 9 kotów - mamę i jej czwórkę dzieci, oraz drugi miot czterech kociąt. W tym momencie mieliśmy już u siebie swoje zwierzęta (dwa koty, trzy psy), dwie kotki po kastracji (dzikuski, więc chwilę później wypuszczone), oraz 3 młode kocięta, w tym jedno wciąż na butelce, więc musieliśmy wstawać do niego w nocy, by karmić co kilka godzin. W pewnym momencie mieliśmy zatem prawie 20 kotów. Pamiętajcie, że to nasz prywatny dom, nie mamy żadnego osobnego miejsca na prowadzenie ''kociarni''. Wszystkie koty przebywają w tej przestrzeni, w której my sami żyjemy.
Na początku był świerzb, ogromne ilości pcheł, problemy z układem pokarmowym i zwykły, lekki koci katar i pasożyty - duuuuużo pasożytów. Kupy kotów składały się w całości ze splątanych ze sobą nicieni - nie było tam praktycznie strawionych resztek pokarmu. Katar udało się wyleczyć (tak nam się wydawało), kocięta były odrobaczane kilkoma rundami śródków na pasożyty. Niestety, w odchodach wciąż wiły się nicienie. Szczególnie mocno zarobaczony był kocurek Harry, który dni później zaczął mieć poważne problemy neurologiczne. Miał wykrzywioną na bok głowę, dostawał dziwnych napadów, gdzie głowa mu się trzęsła i chwilę później kocurek rolował się w szale po podłodze. Nie mógł prosto chodzić, nie mógł ustać na własnych łapkach, cały drżał. Dostawał kilka tygodni sterydy, które pomagały, ale jedynie doraźnie. Było podejrzenie zapalenia ucha środkowego lub uszkodzenia błędnika, jednak z każdym kolejnym odrobaczaniem objawy wydawały się ustępować. Jak się później okazało, Harry miał również tasiemce i kokcydia. Musieliśmy wydać 250zł na jedną butelkę specjalnego leku na te pasożyty i podać całemu stadu kotów. Do tego, co 2 tygodnie wszystkie koty są odrobaczane środkiem Milpro na nicienie, które WCIĄŻ, po tylu tygodniach są obecne w kupie...
W międzyczasie zaczęły chorować pozostałe kociaki - znowu zaropiałe oczy, brak apetytu, wymioty, nadżerki w pyszczkach i naokoło. Jak się okazało, zaatakowały je herpeswirus i kaliciwirus, oba na raz. W szczególnie złym stanie był malutki Leoś, który jest u nas od urodzenia odchowany na butelce. Ze względu na brak odporności, jego organizm nie potrafił zwalczyć wirusów. Musieliśmy podawać więc specjalne zastrzyki podnoszące odporność jemu i połowie kociąt. Oprócz tego oczywiście suplementy na odporność, probiotyki, antybiotyki i zastrzyki przeciwzapalne u weterynarza. Po tygodniach leczenia, udało nam się doprowadzić koty do normalnego stanu.
Długo się nie cieszyliśmy... Chwilę później inny kociak zachorował na oczy, jednak objawy były nam nieznane, zupełnie inne niż zawsze. Oczy mocno spuchnięte, rozpulchnione i czerwone powieki. W szczególności zawsze jedno oko było w gorszym stanie niż drugie. Długo razem z weterynarzem dochodziliśmy do tego co to. Problemem okazała się chlamydia. Wszystkie kocięta po kolei zaraziły się i przechodizły przez to samo. Więc znowu antybiotyki (dopyszcznie i w kroplach), znowu zastrzyki na odporność, znowu czuwanie przy kociakach pół dnia i nocy... Jednocześnie, po tak częstym odrobaczaniu kocięta zaczęły być apatyczne, wymiotować i biegunkować. Objawy wskazywały na uszkodzenie wątroby toksynami z ginących w organizmie pasożytów. Dostaliśmy więc specjalne suplementy na wątrobę. Musieliśmy też kupić lepszej jakości mokrą karmę, żeby odciążyć układ pokarmowy maluchów.
Aktualnie zostało nam pod opieką 11 kotów. Siedem u nas, reszta na domach tymczasowych. Musieliśmy porozdzielać kocięta, te zdrowsze wydać już do nowych domów - inaczej wciąż by się od siebie zarażały, w kółko i w kółko...
Nadal żadne z kociąt nie ma wszystkich szczepień, nadal nie są do końca odrobaczone. Tabletki Milpro na razie mamy podawać co 2 tygodnie, dopóki kupy nie będą w pełni wolne od robaków... Trwa to już ponad 2 miesiące. Wszystkie koty biorą także antybiotyk na chlamydię. Muszą wybrać go aż przez 4 tygodnie, żeby była pewność, że bakteria nie nawróci. Co jakiś czas ''wyskakuje'' coś nowego, albo biegunka, albo wymioty, albo gorączka i znów pędzimy do weterynarza. Ostatnio każda nasza faktura wynosi ponad 300zł, a często sumy są dużo większe (np. poniższe faktury i paragony na 700-900zł). Z poprzednich zbiórek uzbieraliśmy naprawdę dużo i jesteśmy każdemu ogromnie wdzięczni za KAŻDY grosz na pomoc tym maluchom. Niestety, zrzutki trwają już długo i nie udało się uzbierać na nich pełnych kwot. Pieniądze z nich zostały już spożytkowane, zostało nam na może jeszcze jedną fakturę - którą musimy zapłacić do końca tego roku... A co się do tego czasu jeszcze wydarzy? Tego nie wiemy.
Aktualnie również nasz kociak Jimi (w domu tymczasowym) ma również duże problemy z oczkami. W wyniku stanu zapalnego, powieki zrosły się ze spojówkami, gałka oczna zmętniała, a na niej pojawiła się czerwona narośl. Kociak cierpi, ma zakrapiane oczy co godzinę, dostaje również antybiotyki wewnętrznie. Na razie poprawy nie ma, miał konsultację u okulisty. W poniedziałek mamy wrócić na kontrolę. Pewnie znów trzeba będzie zapłacić 200-300zł.
Tu zwracamy się o pomoc do Was, kochani. Musimy mieć zapas funduszy na święta i na nowy rok. Nasi podopieczni potrzebują wciąż leczenia, a nie jesteśmy w stanie przewidzieć czy coś jeszcze po drodze nas nie zaskoczy... Jesteście niezawodni, razem z Wami tworzymy świetną ekipę pomagającą zwierzętom. Wy zapewniacie w większości finanse na leczenie, utrzymanie zwierząt, my za to opiekujemy się, jeździmy do weterynarzy, sprzątamy, karmimy, zapewniamy ciepłe schronienie. To nie tylko nasza zasługa, gdy jakiś zwierzak jest gotowy do adopcji i jedzie do nowego domu. To w dużej mierze WASZA zasługa!
Suma wydana od końca sierpnia (czyli od momentu, gdy trafił do nas pierwszy z obecnych podopiecznych - Leoś) wynosi dokładnie 9588,20zł. To prawie 10 tysięcy. Zdecydowana większość wydana została na leczenie i profilaktykę (szczepienia, czipowanie). Reszta to głównie jedzenie, żwirek, ale też żywołapki, miseczki, kojce czy suplementy i preparaty na pasożyty zewnętrzne. Weźcie proszę pod uwagę, że nie wliczamy w to nigdy kosztów wody, światła, prądu czy paliwa. A wierzcie nam - utrzymanie tylu kotów w dobrych warunkach i w czystości naprawdę generuje duże koszta. Sami do tych prawie 10 tysięcy również dołożyliśmy kilka stówek z własnej kieszeni.
Poniżej wstawiamy zdjęcia części naszych obecnych podopiecznych i maluchów, które niedawno opuściły nasz dom i wyruszyły po lepsze życie w swoich Domach Stałych. Na zdjęciach jest również kilka wolnożyjących kotów. Wciąż wyłapujemy do kastracji takie dzikuski, niestety ostatnio ze względu na problemy zdrowotne naszych kociąt, musieliśmy zrobić małą przerwę.
A TU FAKTURY I PARAGONY Z TEGO OKRESU:
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
powodzenia!
Zdrówka dla kociaków
Macie wielkie serce!! Powodzenia!!! ❤
❤️
Dziękuję, że troszczycie się o życie tych malutkich stworzeń ❤️