Chemioterapia Chrumsona
Chemioterapia Chrumsona
Our users created 1 233 624 fundraisers and raised 1 371 023 605 zł
What will you fundraise for today?
Updates3
-
Kolejna wizyta za nami. Niestety Chrumce spadł bardzo poziom białych krwinek i nie można było podać kolejnej dawki chemii. Wdała się też infekcja z powodu osłabienia układu odpornościowego. Chrumson dostała leki, została zaopiekowania i czeka na kolejną dawkę poprawiając swój stan w domu. Oczywiście przesyła wyrazy miłości ;)
No comments yet, be first to comment!
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.
Description
Bohaterką zbiórki jest Chrumson – kotka nieokreślonej rasy oraz wieku.
Chrumson jest kotką doświadczoną przez życie. Trochę za bardzo jak na takiego malca. Kiedy brałem ją ze schroniska poprosiłem o kota, którego nikt nie chce albo jest chory i należy do grupy z nieciekawą przyszłością w schronisku. Pani opiekunka, której zaświeciły się nagle oczy, zaproponowała mi małą kotkę. Gdyby była człowiekiem to powiedziałbym, że w moim wieku. Ta krzywo na mnie spojrzała, wyraziła dezaprobatę co do mojej osoby ale dała znak opiekunce, że owszem rozważy tą propozycję. No i rozpoczęło się nasze wspólne, wypełnione miłością życie. Jestem pewien, że ona czuje to samo... prawda?
Chrumson już na starcie miała martwicę nosa spowodowaną długo nieleczonym kocim katarem, polipy w kanałach ucha, które miały być operowane. Z powodu tej martwicy oddycha trochę jak Lord Vader i to już z VI epizodu a nie jak jakiś tam sześcioletni Anakin, dlatego w schronisku nazwali ją Chrumką. Kot przeszedł długo oczekiwaną operację usunięcia polipów, po której stracił słuch w jednym uchu. Ok, czasami się łudzę, że jak mój syn, doskonale mnie słyszy ale ignoruje jednak z czym, z miłości naturalnie bym się pogodził ale to tylko moje złudzenia, niestety.
Po operacji Chrumsonek bardzo dobrze poczuła się u mnie w domu, mocno zaokrągliła i zdradzała oznaki zadowolenia z mojej służby. Dogadała się też z drugim kotem rozsądnie współdzieląc służącego. Niestety któregoś dnia zauważyłem, że krwawi. Udałem się do weterynarza, który osłuchał, zrobił badania, wcisnął mi do ręki kilkanaście strzykawek i kazał robić codziennie zastrzyk "bo wie pan to coś z układem pokarmowym". Niestety to nie były problem z układem pokarmowym o czym przekonałem się kiedy znalazłem po kilku dniach, o poranku ranka martwego małego kotka. Okazało że Chrumson wcale nie zaokrągliła się dlatego, że tak mocno ją kochałem i karmiłem tylko dlatego, że od początku była w ciąży. Żaden z weterynarzy nie zauważył tego w trakcie kilkunastu wizyt (i operacji!). Dwóch weterynarzy, do których natychmiast pojechałem żeby zrobić USG i przekonać się czy przypadkiem życie Chrumsona nie jest zagrożona przez martwe koty, które ma w sobie, odmówiło mi badań - wie pan, mamy zaplanowane wizyty, nie możemy pozwolić naszym pacjentom czekać. Trzeci weterynarz (Abacus w Sosnowcu, chylę czoła) zrobił USG i operację ratując Chrumsonowi życie. Ledwo się udało bo okazało się, że niestety są jeszcze dwa martwe małe koty. Po tym wszystkim kotka była chyba w naprawdę w kiepskim stanie psychicznym bo dopiero rok po adopcji zaczęła nam ufać, dawać się głaskać i sama przychodzić na kolana. Pierwszy raz przyszła spać do mojego łóżka chyba dopiero po kolejnym roku (pardon, łóżko oczywiście należy do Małej, drugiej kotki, która pozwala mi w nim spać od czasu do czasu).
Przez kolejne lata wszystko szło dobrze aż do teraz.
Po zimie, kiedy kotom przerzedza się futro odkryłem z przerażeniem, że kotka ma szybko rozrastającego się guza w okolicach szyi. Konsultacja z weterynarzami doprowadziła do diagnozy - zmiana limfoproliferacyjna o cechach chłoniaka z dużych komórek. Guz który bardzo szybko się rozrasta nie nadawał się do zoperowania ze względu na swoje umiejscowienie oraz rozmiary (obecnie około 5/3cm). Zaczynał mocno naciskać na przewód pokarmowy i drogi oddechowe sprawiając, że kot zaczął się dusić. Jedynym ratunkiem dla dziewczyny jest chemioterapia. Oczywiście, nawet się nie zastanawiając (wiem że ona zrobiła by to samo dla mnie ;) podjąłem decyzję o leczeniu. Niestety po przeliczeniu wszystkich kosztów, wizyt (dotąd było ich kilka, średnio po 350zl za jedną), samej terapii (wstępnie osiem zabiegów, co tydzień jeden, każdy około 500zł), leków, kolejnych wizyt kontrolnych etc okazało się, że całość powinna zamknąć się w sumie około 8k. Znowu, po przeliczeniu zleceń, płatności, ZUSów, USów, cen paliwa etc okazało się, że zagryzając zęby na skórzanym pasku o smaku bekonu dam radę pokryć jakieś 5k.
Strasznie mi głupio prosząc was o pomoc dla Chrumki bo, jak mi powiedziała moja droga przyjaciółka, ale czy to się opłaca? Przecież to tylko kot. No więc odpowiadam - tak. Równocześnie zastanawiając się jak mogła tak głupie pytanie zadać. Może to zabrzmi śmiesznie ale to moja rodzina i warto dla niej zrobić co się da, żeby postawić ja na nogi.
Za wasze wsparcie bardzo dziękuję w jej imieniu. I to już udzielone i to przyszłe
[w treści wprowadziłem małą korektę chronologii zdarzeń. Poprzednie kłopoty działy się w 2019 roku i przy mojej starczej pamięci dopiero analiza dat na fakturach i dokumentach uporządkowała ich przebieg. Nie ma to żadnego znaczenia dla sprawy, wszystkie zdarzenia o których wspomniałem wystąpiły ale w nieco bardziej bulwersującej kolejności]
Para
Paragony pokazujące wydatki przed założeniem zbiórki (brakuje jednego bo szczerze mówiąc nie sądziłem, że do zbiórki dojdzie i prawdopodobnie wyrzuciłem. Jedna płatność została rozbita na dwa paragony, dopłacałem kolejnego dnia)
I stare, historyczne wpisy (widnieje na nich jeszcze imię dziewczyny ze fundacji która zajmowała się Chrumką w trakcie adopcji)
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.