Ta mała Kicia to moja Bohaterka- trafiła do mnie w sierpniu przyjeżdżając w nadkolu tira. Gdy Kierowca zatrzymał się obok naszego domu, ta darła się niemiłosiernie, że właśnie przyjechała.

Dzieci ratuje się, prawda? nie można ich ignorować, nie można nie pomóc.

I tak pod moja opiekę trafił kolejny Kot.

Niestety tą Malizne dopadł wirus kociego kataru, który potężnie zaatakował górne drogi oddechowe oraz oko.

Leczenie zostało rozpoczęte od razu, niestety wirus był silniejszy a początkowe leki za słabe. Nie była w stanie otworzyć oka, które zostało mocno zajęte, olbrzymi obrzęk spojówki. Była strasznie zagilana, zajęty był też nos.

Trafiłyśmy do Pani Doktor, która zaleciła nam leczenie. Wsparła mnie trochę słowami, że te małe Kocie Stwory to tak naprawdę Wielcy Wojownicy, którzy dobrze reagują na leczenie i efekty bywają bardzo zaskakujące.

I tak, moja Wojowniczka zaczęła leczenie- bolesne zastrzyki codziennie, przez dwa tygodnie różnorodne krople do oka podawane 25 razy dziennie.

Wszystko znosiła bardzo dzielnie, także nasze wizyty do Pani Doktor z Lublina.

A pani Doktor na wizycie kontrolnej powiedziała, że jest bardzo zadowolona z zaleconego leczenie i zmniejszyła nieco częstokrotność zakrapiania oka ;)