Nasz Mruczek ma niespełna pół roku. To kocie dziecko, które zostało uratowane z ulicy trafiło do nas w październiku. Był kotkiem pełnym energii, strasznym żarłokiem i ukochanym przyjacielem naszej córki. Niestety 14 stycznia pojawiły się pierwsze objawy jakiejś choroby, pierwsze duszności. Przez dwa tygodnie Mruczek odwiedził kilku lekarzy, miał zrobionych wiele różnych badań. Początkowo zdiagnozowano u niego wadę serca i od razu usłyszeliśmy, że nie uleczalna i trzeba kotka uśpić. Jednak walczyliśmy. Kolejne wyniki badań były jeszcze gorsze, zdiagnozowano u Mruczka FIP wysiękowy (zmutowany koci koronawirus), śmiertelną chorobę postępującą bardzo szybko. Kilku weterynarzy od razu proponowało eutanazję. My jednak dowiedzieliśmy się, że FIP można wyleczyć, ale kuracja jest bardzo kosztowna i należy ją wprowadzić natychmiast, aby miała szanse na powodzenie. Leki sprowadzić można wyłącznie z zagranicy, a cena jednej fiolki to ok. 400 zł. Jedna fiolka wystarcza na razie na 5 dni, jednak w trakcie kuracji kotek przybiera na wadze, co wiąże się z większymi dawkami. Całe leczenie trwa łącznie 84 dni, niekiedy trzeba je przedłużyć, w zależności od wyników badań. Kuracja polega na podawaniu kotu zastrzyków codziennie o tej samej godzinie.

Myślę, że w tej całej sytuacji mieliśmy bardzo dużo szczęścia i trafiliśmy na kilku naprawdę dobrych ludzi. Nasza pani doktor Asia, dzięki której możemy walczyć, która pomaga nam bezinteresownie. Osoby, które podpowiadają co robić, jakie badania wykonać, na co trzeba zwracać uwagę. Wszystkim jesteśmy bardzo wdzięczni. Myślę, że bez nich musielibyśmy żegnać się już z naszym Mruczkiem.

Potrzebujemy również wsparcia finansowego, koszty leku na FIP i wszystkich badań są dla nas ogromne. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc i udostępnienia. :)