id: mys642

Kleszcz zrujnował życie mamy dwójki małych dzieci. Pomóżmy jej wrócić do zdrowia!

Kleszcz zrujnował życie mamy dwójki małych dzieci. Pomóżmy jej wrócić do zdrowia!

Nasi użytkownicy założyli 1 151 750 zrzutek i zebrali 1 196 694 410 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Gdyby 2 lata temu ktoś by mi powiedział, że będę w takiej sytuacji, nie uwierzyłabym.


W czerwcu 2020 roku ukąsił mnie kleszcz. Wyjęłam go i zadzwoniłam na drugi dzień do przychodni po antybiotyk, który dostałam… zaledwie na 1 dzień. Wydawało mi się, że lekarz wie, co robi. Ufałam mu. Sprawa wydawała się być załatwiona. 

Pół roku później pojawił się dziwny ból w rękach i osłabienie przegubów… Zdziwiłam się, ale przeszło. Wkrótce pojawiło się chroniczne zmęczenie, z każdym tygodniem coraz większe. Coraz trudniej było mi ogarnąć dzieci, dom i pracę. W kwietniu 2021 r. wydarzyło się coś, co nie pozwoliło mi dłużej myśleć, że to zwyczajne przemęczenie. W Wielką Sobotę w nocy poczułam bolesny prąd przechodzący przez moją głowę i lewe ramię. Ogarnął mnie strach – nie wiedziałam, co się dzieje. Pierwsza diagnoza – rwa barkowa. Lekarz włączył sterydy, jednak poprawy nie było. Nieustający ból wszedł w odcinek szyjny kręgosłupa na miesiąc, po miesiącu - w odcinek lędźwiowy. Rezonans magnetyczny ujawnił ucisk na nerwy - kolejny neurochirurg uznał, że to przyczyna dolegliwości i zlecił prywatną rehabilitację. Zamiast poprawy było jednak coraz gorzej – silny prąd przechodzący przez całe ciało, mrowienia, drętwienia, słabnące ręce, a później - dzień po dniu – nogi. 


Trafiłam do kolejnego neurologa, który stwierdził, że wszystkie badania są dobre. Zauważył co prawda, że mam porażony ośrodkowy układ nerwowy, ale według niego przyczyną był wysoki poziom witaminy B12 (!). Kolejny zwrot akcji, a ja czułam się coraz mniej pewnie – nie wiedziałam, co mi jest, a każdy dzień przynosił pogorszenie. Skonsultowałam się z toksykologiem, który powiedział, żeby zrobić test na boreliozę, bo to ona - albo neuroborelioza - jest przyczyną moich problemów. 


Sprawy potoczyły się szybko. Zrobiłam szybko test i … potwierdziło się. Trafiłam prywatnie do kolejnego do neurologa, który zlecił z marszu antybiotyk dożylnie przez 21 dni i stwierdził, że po nim powinnam być zdrowa. Ale nie byłam…nogi i ręce co prawda poszły do góry, chociaż siła mięśni i porażone nerwy nadal były słabe, coś dziwnego działo się jednak wciąż z moją głową. Gdy udało mi się wyjść z domu, nie mogłam znaleźć klatki w której mieszkam, nie wiedziałam jaki mamy rok, nie mogłam odejmować w zakresie 10, pojawiło się pieczenie całego ciała. Przeczytałam o koinfekcjach – okazuje się, że kleszcz może roznieść nie tylko boreliozę, ale też inne patogeny. Zrobiłam odpowiednie testy – ich wyniki niestety potwierdziły, że mam ich wiele… Bartonellę (cztery odmiany), yersenię, mycoplazmę, chlamydię, anaplazmę, ehrlichię i - jak się później okazało - również babesię (dwie odmiany), która odpowiada za zakażenie malarią... 


Trafiałam do kolejnego lekarza (listopad 2021 r.), który zaczął mnie leczyć kilkoma antybiotykami na raz, bez większego planu. Po czasie wiem, że wtedy już miałam ewidentne objawy malarii. Czułam się coraz gorzej – narastało we mnie uczucie odrealnienia, byłam coraz bardziej nerwowa i rozdrażniona (choć z natury jestem bardzo spokojna), czułam uciski w głowie, a ból kości i mięśni stał się moją codziennością. Bardzo chciałam zacząć normalnie funkcjonować – mam dwójkę dzieci, chciałam jak najszybciej wrócić do pracy, zająć się domem tak, jak wcześniej. Realizacja tego planu jednak z każdą chwilą oddalała się. Udawało mi się czasem spełnić marzenie i choć odprowadzić kilka razy dzieci do szkoły i do przedszkola (na co dzień robi to moja mama, której wsparcie jest nieocenione), ale to był szczyt moich możliwości. W międzyczasie pojawiły się kolejne problemy - zostałam zwolniona w mojej ukochanej pracy (był to dla mnie duży cios, zwłaszcza w tej sytuacji). W maju 2021 r. wreszcie trafiłam do bardzo dobrego lekarza – zaczął realnie leczyć babesię. Na początku było jeszcze gorzej (nie sądziłam, że to możliwe…), ale lekarzy tłumaczył mi, że leczenie zaczyna się od regresu. Totalnie osłabłam, nie byłam w stanie wejść po schodach, nie mogłam złapać oddechu, doszły nowe zmiany neurologiczne: zawroty głowy, które wykluczyły mnie z funkcjonowania i ciągle towarzyszący ucisk.


Wiadomo jednak, że jak Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. Pojawiła się możliwość dodatkowego wsparcia leczenia, które przyspieszyłoby mój proces zaleczenia i sprawiło, że za kilka miesięcy mogłabym zacząć funkcjonować. To terapia SOT, na którą zostałam zakwalifikowana w prywatnej Klinice Św. Łukasza w Gdańsku. 


SOT (Supportive Oligonucleoide Technique) to terapia celowana, stosowana w leczeniu m.in. nowotworów i koinfekcji wynikających z boreliozy. Celem molekuł SOT jest zwalczenie patogenów poprzez uniemożliwienie im reprodukcji i usunięcie ich z organizmu. Zalety tej metody to selektywne i precyzyjne działanie oraz minimalne skutki uboczne. Terapia po podaniu jest aktywna w organizmie przez 5-6 miesięcy – dzięki długotrwałemu działaniu jest skuteczna. Niestety jest też bardzo kosztowna – jedna dawka (według aktualnej diagnozy potrzebne są cztery) to koszt 9 400 PLN. Do tego dochodzą koszty pozostałych leków. Obecne koszty mojego miesięcznego leczenia to ok 1 700 PLN - sam lek na malarię (Malarone) to 120 PLN na 3 dni). Do tego dochodzą probiotyki, suplementy, leki na detoks organizmu. Łącznie urasta to do sumy, która jest poza moim zasięgiem. Mój Mąż zarabia najniższą krajową, bez pomocy najbliższej rodziny bym sobie nie poradziła, ale ta pomoc też niestety ma swoje granice.

  

Moje marzenia na przestrzeni ostatnich 2 lat bardzo się zmieniły. Jeszcze niedawno moim celem był awans zawodowy (do którego się szykowałam – uczę religii w przedszkolach i szkołach). Obecnie to możliwość przejścia z pokoju do kuchni i samodzielne zajęcie się dziećmi, by móc przeprowadzić je przez życie, ponieważ bardzo potrzebują mnie zdrowej. 


Wiem, że jeżeli uda mi się odzyskać zdrowie, Pan Bóg wszystko inne też poukłada. Będę ogromnie wdzięczna za wszelką pomoc – wierzę, że się uda. 

 



Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 273

preloader

Komentarze 3

 
2500 znaków
  • ZZ
    Znajomi z IMM

    Ania, pozdrawiamy Cię serdecznie ❤️ i życzymy szybkiego powrotu to zdrowia. Trzymaj się!

    630 zł
  • Lucyna Bieńkowska

    Pani Anno, trzymam kciuki i wierzę, że się uda! ❣️ Sama chorowałam na boreliozę. Na szczęście "w porę" ją odkryto, choć całkowite "dojście do siebie" trwało dwa lata. Dużo siły. I wiary. I nadziei - żeby jej Pani nie traciła i wiedziała, że czasem to ona nam pozostaje i nas prowadzi 💚