Profil organizatora
Małgorzata Mickiewicz
Hej, jestem Tosia. Jestem. Cudowną 10 letnią sunią, która w poniedziałek po wizycie u swojej pani Doktor dostała wyrok, tydzień max dwa życia. Opowiem wam. Krótko moją historię, zrobię to za moją mamę... Ona nie jest już wstanie ciągle płaczę i nie widzi, żadnego wyjścia. Obiecała sobie, że będzie o mnie walczyć, ale w granicach rozsądku... Nie za wszelką cenę. Pojawiła się jednak iskierka nadzieji... Nawet spora. Pojawił się jednak prozaiczny problem, mamie już brakuje funduszy. Od roku walczy o mnie dzielnie. Chodziła, badala, Konsultowała... Od roku miałam problem z nawrcajacymi biegunkami... W zasadzie lekarze do dziś nie postawili ostatecznej diagnozy. Mama wydawała grube tysiące, słała moją kupę do niemiec na badania... Powoli się już kończyły możliwości. Wyszła bakteria, lekooprona. Dostałam ciężki lek, metronizadol przez 30 dni, nie wiem być może on mnie tak posypał. Biegunek było z czasem co raz mniej, co raz częściej przesypialam całe noce. Mama jednak ciągle nie zwznawala spokoju, chciała szukać, drążyć temat. Panicznie bała się, że mam nowotwór, choć wszystkie badania to wykluczały. Wszyscy weterynarze u których byliśmy, mówili spokojnie... To nie rak, ona po prostu tak ma. Uspokajało to moich opiekunów na chwilę, dzień Góra dwa. W lipcu tego roku znowu miałam. Brzydką kupę, w takim brzydkim śluzie. Niby nic strasznego, ale mama chciała kontrolne usg. Niestety był guz, malutki kiełkujący na śledzionie. Weterynarze w końcu nie traktowali nas jak intruzów, tylko przyznali mamie, że miała nosa. Dosyłam 3 tyg na obserwacje, jeśli guz urośnie za 3 tyg usuwamy sledzione - tak powiedziała nasza pani Doktor. Po 3 tyg na kontroli ma ma była już spokojna, myślała że nie urośnie. Uroslo, dwa razy tyle. Na drugi dzień operacja, zniosla ja dobrze i szybko doszłam do siebie. Miesiąc oczekiwania w stresie na wynik - jest, niestteynwi2eci nie były dobre. To naczyniakomiesak śledziony, najgorszy z możliwych guzów. Lekarze mówili jednak ze możemy oszukać statystyki... Szybko wykryte. Po miesiącu od operacji kontrola, wyniki krwi wzorowe, na usg czysto. Pani Doktor powiedziała będziecie żyć. Przyszedł czas na drugą kontrolę, dwa miesiące po operacji, myśleliśmy że to tylko rutyna, tak na wszelki wypadek. Niestety mam przerzut do wątrobę. Guz rośnie błyskawicznie jak ten na śledzionie. Dają nam jakieś 2 tyg. Objawów nie mam żadnych, cieszę się, skacze, mam apetyt. Ten rodzaj nowotworu jest na tyle okrutny że nie dają objawów, rośnie rośnie i pęka, umiera się wówczas na krwotok wewnętrzny. Czy można operować? Tak, można ale to zabawa w berka. Wytna zmianę a za 2 tyg będzie na drugim płacie... To walka z wiatrakami. Czy mogę brać chemie? Niby tak, ale prognozy są raczej mało obiecujące. Ten rak jest odporny na chemie, a po drodze może wykończyć moje ciałko. Mamie ciężko uwierzyć za kilka dni ma mnie nie być... Wyglądam na okaz zdrowia. Pojawila się dla nas nadzieja, mama chciałaby spróbować, żeby się nie winić że nic nie zrobiła. Nie będzie to ingerować w moja cialo, nie będę cierpieć... Jest wiele przypadków, u innych z mojego gatunku, że ten rodzaj terapii pomógł. Potrzebuje olejku cbd 30 %. Muszę brać ogromne dawki żeby wytlux tego dziada. Myśle że mam szansę pozbyć się w całości tgeo guza, bez cięcia i chemii. Wysluchalam kilku innych historii, te psiaki żyją choć też dawali im tydzień max dwa. Mają się dobrze A guzy się zmniejszają. Dla mamy zakup tego olejku już jest po za zasięgiem. Jedna butelka 1000 zł, ja potrzebuje 2 na miesiąc. Mamie skończyły się pomysły, możliwości kredytowe. Powiedziałam jej ze spróbuję napisać tutaj, może znajdą się ludzie dobrej woli i nam pomogą. Najważniejsze jest żeby szybko zacząć i mieć chociaż na pierwszą butelkę. Czas goni, guz rośnie w oczach za tydzień może nie edzie już czego ratować. Jestem pełnym energii psem, wesołym chce żyć, nie chce umierać. Bardzo was proszę ja i moja mama o pomoc.