Wczoraj pod skrzydła naszej fundacji trafiła kolejna bieda. Kocur został znaleziony przez pewną Panią wplątany w płot, z którego nie potrafił wyjść. Kot nie bardzo ma siłę chodzić, jest zagłodzony, więc wydostanie się z pułapki było dla niego niemożliwe. Ta Pani wyciągnęła go, zaniosła do znajomej, gdzie przerażone stanem i smrodem kota wykąpały go i wezwały lokalnego lekarza. Lekarz przyjechał, podał Betamox i zostawił antybiotyk do podawania. Niestety, mąż tej kobiety nie zgodził się by przebywał u nich chory kot, więc zwróciły się do nas o pomoc. Mimo braku środków i miejsca w fundacyjnej kociarni umówiłyśmy się na przekazanie kota w zaprzyjaźnionym gabinecie weterynaryjnym. Po wyjęciu przeraźliwie chudego kocura z transportera, wolontariuszki odrzucił okropny smród. Niestety w pyszczku kota jest jedna wielka zgnilizna - zęby do usunięcia, dziąsła do leczenia. Oprócz tego, kot jest praktycznie zalany ropą. W trakcie 10 minut 3 razy kichnął wielkimi żółto-zielonymi smarami. Kot to skóra i kości. Nie ma siły chodzić, woli się kłaść i nadstawiać do głaskania lub spać. Jest starszym kotem, niekastrowanym i bardzo zaniedbanym, wyłysiałe placki, np. na stopach – to prawdopodobnie grzybica...

Kocur miał trafić do klatki, do piwniczki jednej z zaprzyjaźnionych opiekunek, jednak lekarz prowadząca zdecydowała się zatrzymać kota w szpitalu i porządnie przebadać. Nie wiemy co w nim siedzi. Dopiero po wykonaniu badań dowiemy się więcej.

Kot pochłania ogromne koszty :( Prosimy o pomoc... To kolejny „drogocenny” podopieczny, do gruntownego przebadania. Z pewnością priorytetem będzie usunięcie zębów by kot mógł jeść bez bólu. A potem zobaczymy…

Na dobry start kocur otrzymał imię Chili, a to już dużo. Imię to ważna rzecz! :)