Leczenie paliatywne kota Stefana
Leczenie paliatywne kota Stefana
Nasi użytkownicy założyli 1 225 857 zrzutek i zebrali 1 347 302 139 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Organizując zbiórki i akcje charytatywne co roku, od ponad 10 lat, nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś zorganizuję taką dla samej siebie. A właściwie - dla mojego ukochanego kota Stefana, u którego niespodziewanie zdiagnozowano nowotwór, a rokowania od początku były złe.
Okazało się, że u Stefana pojawił się gruczolakorak trzustki, którego nie udało się wykryć odpowiednio wcześniej, podczas badań kontrolnych na których byliśmy w listopadzie 2023. Wówczas Stefan dobrze się czuł, a badania były tylko rutynowe ze względu na to, że ponad rok wcześniej kot miał problemy ze zdrowiem. Pojawił się piasek na nerkach i kłopoty z cewką moczową, przez co musiał przejść zabieg, cewnikowanie i kilka nieprzyjemnych wizyt u weterynarza. Jednak o tym zdążyliśmy już zapomnieć i wróciliśmy do normalnego życia, co kilka miesięcy pojawiając się na wizytach kontrolnych.
W grudniu 2023 Stefan zaczął mniej jeść i chudnąć, co początkowo zostało zrzucone na karb bycia wybrednym (odwieczny problem z poszukiwaniem ulubionej karmy ;) ), kilka razy pojawiły się wymioty. Na początku stycznia zwymiotował dwa dni z rzędu, więc to już bardziej mnie wystraszyło i chciałam się też upewnić przez planowanym wyjazdem, że wszystko z jego zdrowiem jest ok, tym bardziej kiedy miał przebywać u mojej rodziny, i to tylko mały kłopot.
Pierwsze dwie wizyty u naszego stałego weterynarza nie wykazały żadnych nieprawidłowości - badania krwi i trzustki w normie. Dostaliśmy zalecenie zrobienia szczegółowego USG, jednak był to piątek wieczorem i udało nam się zapisać dopiero na poniedziałek. W weekend sprawa nie dawała mi spokoju, więc zabrałam Stefana do kliniki weterynaryjnej 24h, mając w myślach to, że może zatruł się igłą z choinki, która stała w mieszkaniu cały grudzień, a on chętnie ją podgryzał. Na miejscu w trakcie badania okazało się, że ten w miarę pozytywny scenariusz nie ma pokrycia w rzeczywistości - u Stefana wykryto olbrzymiego (4 x 3 cm) guza na trzustce. Dostał leki, a w poniedziałek pojechaliśmy na kolejne, bardziej szczegółowe USG, które dobitnie pokazało, że jest to zmiana nowotworowa. Było już blisko, żeby przeprowadzić operację, w czasie której sprawdzono by czy da się guza wyciąć, chociaż szanse były na to niewielkie i zaproponowano mi, żebym w razie czego podpisała dokumenty o poddanie Stefana eutanazji od razu w czasie zabiegu. Na szczęście lekarz zaproponowała jeszcze RTG. Wtedy okazało się, że są już przerzuty na płuca i kot nie może być operowany, ponieważ nie można mu podać narkozy. Podano nam kontakt do Pani onkolog z Poznania, do której udaliśmy się ze Stefanem następnego dnia. Pani doktor, mimo złych rokowań, o których wciąż mówili poprzednie lekarze, powiedziała, ze jest szansa na to, by przedłużyć Stefanowi życie o kilka tygodni lub miesięcy, bez bólu, we względnym komforcie. Tego dnia, po raz pierwszy od kilku dni, nie płakałam w klinice weterynaryjnej.
Od tego momentu, czyli od 9 stycznia, podjęliśmy walkę o leczenie paliatywne. Niestety, po podaniu chemii Stefan czuje się bardzo źle, nie chce jeść, chowa się na cały dzień pod kocem, zdarza mu się też wymiotować. Krótkie przerwy od chemii i wprowadzenie sterydu (a także kilku innych leków) sprawiają, ze wraca do siebie, je, towarzyszy mi cały dzień w domu, zachowuje się niemalże tak, jakby nie był chory. Mamy więc lepsze i gorsze dni...
Moim marzeniem jest, żeby przeżyć z nim jeszcze trochę szczęśliwych tygodni, może miesięcy, choć boję się o tym głośno mówić; wiem, że rokowania są słabe. Dopóki będzie się dobrze czuł i choroba nie będzie powodowała, że jego życie będzie męczarnią, do tego momentu poczekam z ostateczną decyzją. Póki co widzę, że Stefan chce walczyć - więc ja też będę.
Niestety, koszty diagnozy i teraz leczenia są wysokie; długo nosiłam się z myślą o zbiórce, zaproponowanej przez moją przyjaciółkę. Po wielu namowach i przekonywaniu ze strony bliskich - zjawiłam się tutaj. Każda wpłata ma dla mnie ogromne znaczenie i może mi pomóc w zyskaniu jeszcze odrobiny czasu z moim najwspanialszym futrzastym przyjacielem, kompanem i najsłodszym kotem, jakiego kiedykolwiek spotkałam w życiu.
Kwota zbiórki to estymacja kosztów leczenia, trudno przewidzieć jakie dokładnie będą wydatki. Do tej pory koszty diagnozy, pierwszych wizyt, leków i kroplówek to w sumie 2500 zł, od rozpoczęcia leczenia u onkologa średnio pojawiamy się w klinice 2-3 razy w tygodniu, a koszt pojedynczej wizyty wynosi od 150 do 250 zł. Nie mogę tu, niestety, umieścić całej dokumentacji, nie mam wszystkich paragonów, bo nie pomyślałabym wcześniej, że mogą być one potrzebne, ale mogę przedstawić wyciąg z konta jako dowód na wydatki związane z leczeniem.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!