id: 3693h3

Marzenie zmarłego taty o lubelskiej wsi

Marzenie zmarłego taty o lubelskiej wsi

Nasi użytkownicy założyli 1 233 594 zrzutki i zebrali 1 370 890 218 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Cześć, jestem Julia. Niedawno skończyłam szkołę średnią, napisałam maturę i z niecierpliwością czekałam na studia. Rok ciężkiej nauki i trudnych chwil, po którym miał nadejść upragniony czas odpoczynku. Długo oczekiwany wyjazd na spokojną lubelską wieś z ukochanymi rodzicami i psem miał być tym wymarzonym wytchnieniem.


W 2019 roku moi rodzice zdecydowali się na kupno stuletniego domu na Lubelszczyźnie wraz z dużym terenem zielonym, stodołą, starą szopą na drewno i pomieszczeniem, gdzie w przyszłości miały być zwierzęta. Docelowo planowaliśmy wyremontować w pełni gospodarstwo – i to wszystko własnymi rękoma, łącząc siły naszej trójki. Już od wielu lat rodzice marzyli o ucieczce z wrocławskiego zgiełku, snując plany o spokojnej starości wśród swojego własnego ogródka, zwierząt gospodarskich i prywatnego zachodu słońca dookoła szczerych pól i ciszy. A dlaczego akurat to miejsce i ta lokalizacja? Moja mama po wielu latach odzyskała kontakt ze swoim przyrodnim rodzeństwem, po czym wiele razy odwiedzaliśmy tamte okolice, które okazały się być dla nas miłością od pierwszego wejrzenia – od razu wiedzieliśmy, że będziemy dążyć do tego, żeby się tam przenieść.


W momencie, kiedy znalazło się to wymarzone miejsce od razu zaczęliśmy działać. Co kilka tygodni, w każdej wolnej chwili, pokonywaliśmy ponad 500 km żeby zacząć zmieniać to miejsce, które wymagało remontu z każdej strony. Odległość zmuszała nas do wielu wyrzeczeń, brania długoterminowych urlopów i mojego rezygnowania z wielu przyjemności. T o miejsce w naszych oczach miało bardzo duży potencjał, jednak wymagało bardzo dużych nakładów pracy i nie pomagał fakt, że nie ma tam ludzi do pracy. Mój tato od najmłodszych lat pracował w branży budowlanej, miał fach w ręku i nie było mu nic straszne. W naszym domu we Wrocławiu potrafił naprawić każdą usterkę, a nowe wyzwania nigdy nie przysparzały mu trudności. Dlatego też zaczęliśmy remont pełną parą – stuletni dom i stuletnia konstrukcja, ze starym piecem, brakiem bieżącej wody i walącym się strychem pełnym pajęczyn wymagały od nas przyjeżdżania zawsze z bagażnikiem zapakowanym po sam dach. Godziny spędzone nad rozplanowywaniem wyglądu wymarzonego domu, masa łez i kłótni, zakupów, szkolenie się w budowlance również i nas - mnie i mamy, które wcześniej nie miały pojęcia o remontach. Moja mama, czerpiąc inspiracje od swojej rodziny, zaczęła wraz ze mną zgłębiać tajniki ogrodnictwa i rolnictwa. Ja i moi rodzice uwielbiamy starocie, które sami możemy naprawić i odnowić, dlatego też niezwykłą przyjemność sprawiała nam świadomość naszej samodzielnej pracy nad tym miejscem.


Wszystko to, brzmi niesamowicie, prawda? Idealne plany i marzenia widniały w naszych głowach, jednak nikt z nas nie spodziewał się, co wydarzy się za niedługo….


9. czerwca tego roku cały mój świat odwrócił się do góry nogami. Tego dnia na gospodarstwo przyjechał do nas kolega taty- hydraulik, który miał zrobić jedną z kluczowych rzeczy, która miała nas popchnąć dalej, czyli poprowadzenie rur do bieżącej i ciepłej wody. Mój tato nigdy na nic przewlekle nie chorował i zawsze twardo znosił cierpienie. Jednak od kilku dni od przyjazdu na wyczekany urlop, tato źle się czuł, ogólne zmęczenie, lekkie problemy z oddychaniem, które utrudniały mu zasypianie i pracę na wsi, ale nie były one na tyle intensywne, żeby zacząć się poważnie martwić. Po trzech dniach siostra mamy zaproponowała zmierzenie pulsu i tętna domowym pulsoksymetrem – po zbadaniu taty, okazało się, że tato miał dwa razy wyższe wyniki od normy i to zadecydowało o wezwaniu karetki. Cztery razy podane leki na zmniejszenie tętna nie zadziałały, więc koniecznie było zabranie taty do szpitala w Białej Podlaskiej, oddalonego 40km od naszego miejsca pobytu. W szpitalu doszło do zatrzymania akcji serca, konieczna była reanimacja, która się udała, jednak z uwagi na utrzymujący się niestabilny stan, lekarz zadecydował o zaintubowaniu i wprowadzeniu taty w śpiączkę farmakologiczną. Wierzyłam z mamą i rodziną, że tato szybko wyjdzie z tego cało i wrócimy do spełniania marzeń. Tę nadzieję zaburzył telefon ze szpitala z najgorszą z możliwych informacji… tego dnia straciłam tatę.


Piszę to wszystko, bo już dzisiaj wiem, że same z mamą nie poradzimy sobie. Ogromne koszty pogrzebu i sprowadzenia ciała z drugiego krańca Polski, utrzymanie mieszkania we Wrocławiu- i co najważniejsze- chęci dokończenia naszego wspólnego marzenia, powodują, że najzwyczajniej w świecie zwracamy się z prośbą o wsparcie. Wiem, że tato marzyłby, żeby za żadne skarby nie sprzedawać tego na co tyle własnymi rękoma pracowaliśmy. Niestety to miejsce nadal wymaga dużego wkładu finansowego i zorganizowania ekipy remontowej, bo główna siła, jaką był tata, nie jest wśród nas.

Będę bardzo wdzięczna z mamą za każde okazane wsparcie, nawet to najmniejsze.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Download apps
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!

Komentarze 2

 
2500 znaków
  •  
    Użytkownik anonimowy

    ✊🏻✊🏻

    20 zł
  •  
    Użytkownik anonimowy

    Zwykle nie wpłacam pieniędzy na zrzutki, ale ta historia naprawdę chwyta za serce. Nie potrafię wyrazić jak bardzo mi przykro, z powodu straty Taty. Mam nadzieję, że razem z mamą poradzicie sobie i dokończycie remont Waszego wymarzonego domu. Jestem tutaj od Anki, JRD.

    20 zł