Na życie bez bólu dla Lexy
Na życie bez bólu dla Lexy
Nasi użytkownicy założyli 1 226 310 zrzutek i zebrali 1 348 436 085 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Mój kot czuje ból podczas jedzenia od 2 lat. Zapowiada się nieźle, prawda? Ostatnie 2 lata poświęciłam na szukanie rozwiązania dla Lexy, szukania czegoś, co zapewni jej komfort i życie bez bólu. Walka była długa i zaciekła bo od niektórych gabinetów odbijałam się tak szybko jak do nich weszłam. Niestety nadal zbyt mało mówi się o przewlekłym bólu u zwierząt i bagatelizuje ten temat. Ostatnie 2 lata były dla mnie koszmarem, były skupione tylko i wyłącznie na Lexie, na pomocy jej i na opiece nad nią. Jej leczenie i diagnostyka są bardzo pochłaniające, oprócz 3 leków które przyjmuje na stałe (fenobarbital, gabapentyna i prednizolon) dostaje również olejek CBD Xatival (koszt 470zł na 3msc). Dodatkowo korzystamy u niej z zoofarmakognozji stosowanej, która od samego początku, jako jedyna, pomaga jej na tyle, że w końcu czuje się komfortowo, a ja widzę po kazdej sesji od razu zmianę w jej samopoczuciu. Ostatnie miesiące były ciężkie bo ciągle coś się dzieje- a to badania profilaktyczne (400zł), a to usg (260), nawracające problemy z biegunką/zaparciami (robiłam Lexie badanie kału za 500zł już 2x od początku stycznia), a to problemy z pęcherzem moczowym. Jeśli ktoś mial kiedyś chorego kota to na pewno dobrze wie o kwotach jakiego rzędu mówię. Ale od grudnia rachunki za badania, wizyty i leki co miesiąc oscylują wokół 3.5tys. A mój kot jest chory i będzie chory, nie czarujmy się. Podejmując się opieki nad Lexą nigdy bym nie pomyślała, że nasze życie będzie tak wyglądać ale gdybym miała podjąć tą decyzję jeszcze raz- zrobiłabym to. Mogłabym się tu wywodzić na temat tego jak bardzo kocham tego małego popcornowego śmierdziucha ale chciałabym poprosić Was o pomoc.
Do tej pory udawało mi się pogodzić te wszystkie wydatki biorąc na siebie bardzo duzo pracy (pracuję 7 dni w tygodniu) i mam 3 prace. Ale w pewnym momencie zasoby i oszczędności się wyczerpują i to jest właśnie ten moment. Wczoraj byłyśmy już 2 raz w tym miesiącu w Warszawie (wcześniej Lexa była na wizycie i sesji zoofarmakognozji u najcudowniejszej Agnieszki Cholewiak-Goralczyk, a wcześniej tego samego dnia u dr Wełny na akupunkturze oraz ENF). W końcu, po prawie równych 2 latach zaciekłej walki Lexa zaczęła jeść samodzielnie barfa, bez bólu. Nie ociera sobie już pyszczka do krwi. Nie przesypia całych dni, nie chodzi smutna, myje się i ma głupawkę i szaleje z ulubioną zabawką (rolką po papierze toaletowym). Ale to wszystko zasługa tego, że jest pod opieką samych najlepszych specjalistów, a ja sama poświęcam swoje życie na pomoc jej. Nie jeżdżę na wakacje, a w majówkę siedzę w domu i pracuję i olejkuję ją bo to jedyny sposób aby nie odczuwała permanentnie bólu (o zoofarmakognozji planuję osobny post za jakiś czas). Lexa potrzebuje całodobowej opieki- w ciągu dnia przyjmuje leki/suplementy 5x dziennie, do tego musi być olejkowana przynajmniej raz dziennie (zdarza się że trwa to kilka godzin jak źle się czuje).
Za wczorajsze badanie EMG + badania krwi kontrolne oraz pobranie moczu przez cystocentezę oraz jego badanie wraz z posiewem i antybiogramem zapłaciłam prawie 1400zł. Biorąc pod uwagę podróż zaokrąglijmy to do 1600zł. Maj zapowiada się ciężko a ledwo co się zaczął. A Lexa potrzebuje leków, leczenia i olejków CAŁY CZAS. To nie jest tak, że jest koniec jej problemów. Problemy są, będą nam towarzyszyć najprawdopodobniej do końca życia, nie da się Lexy magicznie uleczyć. To, czy będzie żyć w komforcie zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Jeden dzień bez olejków sprawia, że przestaje jeść bo boli ją pysio. To jest ciągła praca i walka o to, by nic ją nie bolało i czuła się komfortowo. Brzmi to może tragicznie ale każdy kto zna Lexę bliżej wie, że to szczęśliwy kot. Nie cierpi- bo robię wszystko aby to nie miało miejsca. Niezależnie od tego jak wiele trudu i wysiłku mnie to kosztuje. Więc zanim pojawią się komentarze, że cierpi/powinnam dać jej odejść/męczę ją to powiem, że do tej pory żaden weterynarz, który zna Lexę od samego początku nie sugerował eutanazji (a bywało naprawdę źle- w skali od 1 do 10 było 8, teraz jest 2?). Potrafię przejrzeć ją na wylot, każda zmiana w jej zachowaniu jest przeze mnie od razu wyłapywana i konsultowana z weterynarzem. Ostatnio jest naprawdę dobrze, do tego stopnia że siedzę i patrzę jak samodzielnie i bez bólu je i lecą mi łzy bo przestawałam wierzyć w to, że ten koszmar kiedyś minie. Jej świetne samopoczucie jest dla mnie najlepszą nagrodą za ten cały wysiłek. I nie żałuję ani trochę, że 4 lata temu wyciągnęłam ją z krzaków i prawie straciłam rękę.
Poniżej paragony, wyniki badań i wypisy z wizyt.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!