Fenka, mój wesoły zezowaty dzieciak, ma FIP. Jest to paskudna mutacja kociego koronawirusa FoCV, którego mają prawie wszystkie kotki z ulicy. Jest to bardzo bardzo ciężka choroba, leczenie jest długie, bolesne i - niestety - bardzo bardzo kosztowne. Proszę Was o pomoc, bo sama po prostu nie dam rady.

Fenka jest ze mną krótko, tylko cztery miesiące. Wzięłam ją po śmierci kotka Wandy, która w marcu odeszła z powodu nowotworu. Z Fenką dopiero niedawno zaczęłyśmy się zaprzyjaźniać - jest to kotek nieśmiały i niezależny. Kiedy Banda w lipcu zachorowała, a potem zmarła na zapalenie wątroby, Fenka była cały czas ze mną, chodziła za mną krok w krok, tak żebym nigdy nie była sama. Nagle z nieufnego kotka zamieniła się w najbardziej wytrwałą i oddaną pocieszycielkę.

Nie poradzę sobie z trzecią tragedią w tym roku. Nie ma mowy, Fenka nie może umrzeć. Bardzo ją kochamy - ja i Panda. Ma niewiele ponad rok, jest wspaniałą, ciekawską kocią nastolatką.

Jedyne leczenie to 84-dniowa kuracja lekiem, którego skuteczność potwierdzają badania kliniczne, ale ceny zwalają z nóg. Koszt samej terapii, bez wizyt weterynaryjnych, badań czy innych leków, to ok. 10 tysięcy złotych. Bez tej terapii Fenka umrze. Ja nie mam tyle pieniędzy, ale mam ogromną nadzieję, że uda mi się te środki zebrać. Każda kwota się liczy.

Każda dodatkowa złotówka trafi na fundację Koty z Grochowa, z której wzięłam Fenkę i która ogromnie mnie wspiera w diagnostyce, leczeniu i podawaniu leków.