Uratowała życie swojemu psiakowi, teraz sama potrzebuje pomocy
Uratowała życie swojemu psiakowi, teraz sama potrzebuje pomocy
Nasi użytkownicy założyli 1 262 494 zrzutki i zebrali 1 450 134 353 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Hej, dzień dobry, witam, cześć!
Ja tylko na chwilkę przyszłam się przywitać i wprowadzić Was w temat :D
Założyłam zbiórkę w imieniu mojej przyjaciółki - Juli. Jula stanęła ostatnio przed trudnym wyborem - ratować swojego psijaciela i kochanego członka rodziny czy pożegnać się z nim już na zawsze. Wybór nie byłby trudny, gdyby nie sytuacja finansowa. Miluś, bo tak się nazywa piesek, pod każdym względem jest zdrowy oraz pełen energi i życia, jest małym psiakiem, więc spokojnie ma jeszcze drugie tyle lat przed sobą, co za sobą. Jedynym jego mankamentem jest jego podatność na powstawanie uchyłków prostnicy. Był na nie operowany już trzy razy, co wyczerpało zarówno ubezpieczenie jak i zasoby finansowe rodziny. Jednakże Jula i jej rodzina wiedzieli, że jeśli Miluś zostanie zoperowany nie będzie żył w cierpieniu, jakość jego życia nie ulegnie pogorszeniu i cała rodzina nie będzie musiała przechodzić po nim żałoby, zamiast tego będą wspólnie spędzać z nim czas na relaks i zabawy jeszcze przez długie lata. Przy takich rokowaniach i z taką miłością i przywiązaniem do pieska rodzina postanowiła ratować a kosztami martwić się później.
Później nadeszło i sami sobie nie poradzą. Dlatego proszę w imieniu własnym i ich o pomoc Was, dobrych ludzi z internetu, a tymczasem oddaję głos mojej praktycznie siostrze; niech Julia opisze dokładnie, jak to wyglądało i wygląda od początku do końca.
Cześć! Julia z tej strony. Zacznijmy od tego, że mieszkam w Szwecji i mam wykupione ubezpieczenie dla psa. Ubezpieczalnia pokrywa lwią część kosztów weterynaryjnych, kruczek jest taki, że wypłacają do określonej sumy w ciągu roku. Dla mnie ta suma wynosi 60 000 koron a rok zaczyna się we wrześniu i kończy w lipcu.
No! To skoro technikalia mamy za sobą, czas przejść do właściwej opowieści o psie z pęcherzem w tyłku.
Miluś, 8 lat, coś á la york (tak przynajmniej ma w paszporcie), jakoś na przełomie października i listopada zeszłego roku zaczął mieć problemy z kupą; składał się i parł a kupy niet. Spróbowaliśmy dodać błonnik do diety, ale nie pomogło, więc umówiliśmy wizytę u weta. Dzień czy dwa przed wizytą pies poszedł do fryzjera i kiedy fryzjerka pozbyła się tej kupy futra to na światło dzienne wyszła wielka gula zamiast odbytu. Na wizycie u weta dostaliśmy diagnozę - uchyłek, i to dość spory, więc od razu zadzwonili po różnych szpitalach i klinikach czy mają czas, żeby w miarę szybko go zoperować. Znaleźli jeden, który miał czas za 4 dni i go zoperowali.
Na mikołajki był już w domu i dochodził do siebie. Operacja wyniosła około 33 000 kr a my mieliśmy do zapłacenia niecałe 8 000 kr, bogom niech będą dzięki za ubezpieczenie!
Faktura nr 1
Na Milusiu goiło się, nomen omen, jak na psie i oprócz tego że cierpiał katusze nie mogąc skakać i biegać oraz upokorzenia będąc wożonym w wózeczku między moim a rodziców mieszkaniem wszystko było dobrze.
Uciemiężony pies
I tak nam minął grudzień, styczeń, luty i pod koniec marca znowu pojawił się problem z wypróżnianiem.
Tym razem okazało się, że uchyłki są trzy, lekki tam gdzie już był operowany, spory po drugiej stronie i jeszcze kolejny na dole (co było zaskoczeniem dla badających go, bo jeszcze się z tym nie spotkały, ale po konsultacji okazało się, że zdarzają się i takie).
Weterynarz podczas badania wyczuła w odbycie coś, czego nie powinno tam być. Zaczęła się zastanawiać czy prostata może być tak nisko, więc poszliśmy na USG.
Tam kolejna specjalistka zaczęła oglądać brzuch i nagle się mnie spytała czy z psem wszystko w porządku, czy je, pije normalnie, czy nie ma problemów z oddawaniem moczu.
Na co ja odparłam, że oprócz tego, że mu kał się zbiera w okołoodbytowych kieszonkach to zupełnie zdrowy pies, który zachowuje się tak jak zawsze.
I ona wtedy powiedziała: ah, czyli normalnie sika, to dobrze, bo i prostata i pęcherz nie są na swoich miejscach w jamie brzusznej, wpadły do przepukliny.
Nie powiem, po tej informacji zrobiło mi się trochę słabo z szoku i zmartwienia. Akurat był piątek i nie było już wolnego czasu na operację, w weekend nie było specjalizujących się w jego przypadku chirurgów i wysłali nas do domu z poleceniem, żeby natychmiast jechać do nich, jakby przez weekend przestał sikać. Kiedy wróciliśmy do szpitala to Miluś miał być operowany w trybie now, ale jednak nie był, bo był akurat dzień wypadków, drugiego dnia rozchorował się chirurg i dopiero po trzecim go zoperowali.
Już do mnie dzwonią, że operacja się udała, ten nowy boczny uchyłek zoperowali i wsadzili pęcherz i prostatę na miejsce, już dostałam rachunek, już ubezpieczalnia się określiła, że opłaci lwią część rachunku i następnego dnia telefon, że ta przepuklina co mu się zrobiła na już operowanej stronie się pogłębiła, pęcherz z prostatą znowu wypadły i robimy kolejną operację.
Jak można się domyślić nie byłam szczęśliwa, ale jak mus, to mus. I tak w przeciągu dwóch dni pies przeszedł dwie operacje, które, gdyby nie weterynarz prowadząca, zostałyby policzone jako dwie osobne operacje, którymi były, ale ta złota kobieta stwierdziła, że policzą je tak jakby te wszystkie większe zabiegi zostały zrobione podczas jednej operacji i jestem jej za to dozgonnie wdzięczna. Mimo wszystko koszt podskoczył znacznie - 56 200 kr, do zapłaty 25 000 kr. Ostatki ubezpieczenia poszły na te dwie operacje w jednej.
Faktura nr 2
Podsumowując wszystkie trzy operacje: pies został wykastrowany, ponieważ hormony płciowe, głównie testosteron, osłabiają ścianki jelita i prowadzą do uchyłków, zabezpieczyli pęcherz i prostatę w jamie brzusznej, żeby już więcej nie wypadały oraz zoperowali 3 uchyłki i zostawili jeden. Dolny uchyłek nie został zoperowany, bo według lekarzy ani mu jakoś bardzo nie przeszkadzał, ani się nie odważyli go tykać, bo do tego trzeba by było użyć bardziej skomplikowanej i inwazyjnej metody, tam jest dużo nerwów, lepiej zostawić. Pies już do końca życia na karmie weterynaryjnej i albo na leku zmiękczających kał albo na nasionach babki, żeby mu się nie pogłębiło.
Dobre warunki. Nie zmieniające praktycznie nic jego życiu, to w końcu tylko dieta. Co prawda trzeba było mu pomagać przy oddawaniu kału (popchnąć uchyłek do góry, żeby kupa do niego nie wpadała), ale nie było to ani uciążliwe dla nas, ani pogarszające jakość życia dla Milusia. Wręcz przeciwnie. Dalej żył pełnią życia, z tą samą intensywnością co zawsze. Aż do zeszłej soboty (22.07).
Miluś był akurat z rodzicami. W piątek nie zrobił wieczornego siku na spacerze. W sobotę rano też nie umiał. Mama zadzwoniła do mnie, żebym przyszła pomóc psu się załatwić, bo ma pełny kuper i co chwilę próbuje albo zrobić siku, albo kupę. Nie brzmiało to dobrze. Pamiętałam poprzednie perypetie z pęcherzem w tyłku. Tylko zobaczyłam jego odwłok wiedziałam, że to nie kupa jest w środku, a raczej nie tylko kupa jest w środku. Telefon do weta i recepcjonistka od razu powiedziała, żeby z nim jechać natychmiast do nich.
Ten biedny pies całą drogę do szpitala próbował siusiać i nie potrafił. Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak cierpiał!
Na miejscu weterynarz chciała go zbadać, ale po jednym spojrzeniu na jego odbyt zmieniła zdanie. Zamiast tego wysłała nas na USG, gdzie potwierdzono, że zaiste i pęcherz i prostata znowu są w tyłku. Na szczęście można go było wypróżnić za pomocą rurki, a potem już pomagali mu sikać pchając pęcherz do przodu, kiedy się załatwiał, bo oczywiście chcieli operować od razu, jako że to poważny stan, ale w weekendy chirurdzy specjalistyczni mają wolne, więc przesiedział weekend w szpitalu i został zoperowany w poniedziałek.
Okazało się, że znowu na bocznej ściance zrobiła się przepuklina, która wciągnęła pęcherz i prostatę (mimo że je zabezpieczyli, oni sami nie potrafili wyjaśnić co, jak i dlaczego się stało).
Chirurg przed operacją do mnie zadzwonił z wyceną na oko. Tak 30 000 kr jeśli nie będą go otwierać do zabezpieczania pęcherza i prostaty, więcej jeśli jednak go otworzą, już podczas operacji mieli stwierdził czy jest potrzeba, czy samo naprawienie odbytu wystarczy.
30 000 kr to nie tak źle. Znaczy, owszem, kupa pieniędzy, ale jakoś da się uzbierać. Może podzielą płatność na raty. Jakoś się uda. Nie było mowy o uspaniu psa. To jest zupełnie zdrowy i energiczny chłopak, ma 8 lat na karku, ale małe psy żyją po naście lat, niektóre i 20. Po każdej z tych operacji szybko doszedł do siebie a jako że jest terierem to jego bycie sobą oznacza masę szaleństw. Dopiero co przepłynął pół jeziora z moją mamą. Jego jedynym problemem są uchyłki, bez tego pęcherz i prostata nie mają gdzie wędrować. W dodatku wszyscy w rodzinie mamy jobla na punkcie tego psa. Ja, mama, tata, mój młodszy brat - wszyscy dalibyśmy się pokroić za niego.
Decyzja zapadła. Niech operują!
Tym razem zrobili mu już tę bardziej ryzykowną i inwazyjną operację. No i znowu go otworzyli do tych wędrujących organów. I tak z tych prognozowanych 30 000 kr zrobiło się 65 500 kr z kawałkiem. Ubezpieczenie już nie pomoże a my dopiero co w czerwcu zapłaciliśmy te 25 000 i nie mamy jak zapłacić całej sumy, a na raty nie chcą nam podzielić płatności, bo jesteśmy spłukani po poprzednich operacjach. W przeliczeniu potrzebuję około 25 000 zł. Nie liczę na to, że uzbiera się cała suma, ale chociaż jej część będzie dużą pomocą.
Faktura nr 3
Znowu zabezpieczyli mu pęcherz i prostatę przed ucieczką i po tej operacji, gdzie spory kawałek mięśnia z uda owinęli mu dookoła ścianki prostnicy mamy wszyscy nadzieję, że to jest już koniec problemów z przepuklinami. Na razie, jak zwykle z resztą, bardzo szybko dochodzi do siebie. Pierwsze dni bardzo cierpiał, trząsł się z bólu i osłabienia, nie chciał sam jeść ani pić, nie chciał się nawet ruszać. Teraz dalej trzeba go karmić i poić rączką, chociaż sporadycznie sam się napije z miski, ale już szogun mały chce skakać i biegać i nie pojmuje dlaczego mu zabraniamy. Jak wrócił do domu to miał całą tylną część ciała zaczerwienioną a okolice odbytu były bardzo spuchnięte. Teraz opuchlizna zeszła już prawie cała i nie jest czerwony. Wszystko idzie w dobrą stronę. Zaraz znowu będzie zupełnie zdrów. To była dobra decyzja, by dać mu żyć.
Tymczasem musi cierpieć wózeczek kolejny raz, biedactwo.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.
Oferty/licytacje
Kupuj, Wspieraj, Sprzedawaj, Dodawaj.
Kupuj, Wspieraj, Sprzedawaj, Dodawaj. Czytaj więcej
Ta zrzutka nie ma jeszcze żadnych ofert/licytacji.
Hau hau hau hau szczek (pies zrozumie o co chodzi)
Julcia, trzymam kciuki za Ciebie i Milusia ♥️ mam nadzieję, że jak przyjadę w odwiedziny do Ciebie to będziemy w komplecie ♥️
Przepraszam ze tak mało, jeśli będę miała coś więcej to na pewno jeszcze wpłacę