Pokrycie kosztów weterynaryjnych dla Cyrusi
Pokrycie kosztów weterynaryjnych dla Cyrusi
Nasi użytkownicy założyli 1 233 978 zrzutek i zebrali 1 372 279 194 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Zbieramy na pokrycie kosztów weterynaryjnych związanych z próbą uratowania znalezionej kotki - Cyrusi.
Przez weekend probówałam się zebrać do napisania opisu tej zbiórki, ale wciąż serce mi pęka, jak zabieram się do pisania... :( dlatego wklejam po prostu teść posta, jaki zamieściłam w noc po znalezieniu i niestety nieudanych próbach ratowania znalezionej kotki...
Wklejam też wypis z lecznicy i fakturę. Bardzo proszę, by każdy, kto może, wysłał choć 1zł na Cyrusię, kotkę, której już nie ma znami, ale koszty pozostały. Koszty, na które zgodziliśmy się zaworząc kotkę do kliniki, bo nie wyobrażamy sobie postąpić inaczej...
Znieczulica...
Wiem, że środek nocy, ale chciałabym poruszyć ten problem, bo to właśnie dziś (a w zasadzie wczoraj) z tym problemem się ZNÓW spotkałam... I to w "najbliższym otoczeniu"...
I nie byłabym tak zdruzgotana i załamana, gdyby nie to, że wszystko obiło się o kocie cierpienie... O to małe futrzaste istnienie, które już chociaż nie cierpi... ale którego już nie ma... ;(
Ale do rzeczy...
Otóż wychodzimy dziś 17:50 na zakupy grillowe (na sobotę, ale trzeba zamarynować wszystko itp). Zaplanowaliśmy takiego fajnego grilla, wspólnie z kocimi miłośnik(cz)ami .
No i w drzwiach slyszę pytanie: "nie uciekł wam czasem kot?? Bo jakiś kot leży pod cyrkularką".
W te pędy pospieszyłam tam, żeby sprawdzić stan tego kota (byłam przekonana, że to żaden z naszych domowników, bo nie ma opcji, żeby mogły jakoś wyjść... Ale na wszelki wypadek Aleks poleciał sprawdzić, czy wszystkie puchatki są, a ja pospieszyłam szukać kota...
Tam dowiaduję się, że wcześniej słychać było jakieś kocie wołanie...
Widząc kota, który leży tam, w bezruchu... Na pierwszy rzut oka wyglądało, że niestety nie żyje... Więc sie pytam, czemu nie dostałam info, że jakiś kot woła... Poszłabym sprawdzić gdzie, co to za kot i o co chodzi... Przecież wie, że działamy jako Kocie Pogotowie...
Co usłyszałam w odpowiedzi??? To Was rozłoży na łopatki...
"a ty myślisz, że ja nie mam nic lepszego do roboty???!!!"
No to mówię: "a cóż by Cię to kosztowało?! wystarczyło mnie wołać, zadzwonić... To nic nie kosztuje!!!!!!!! Ja bym się już tym zajęła!!!"
Ale niestety, niektórzy mają "ważniejsze zajęcia" niż po prostu pochylenie się nad cierpiącym stworzeniem...
I własnie w takim celu istniejemy... żeby ratować te wszystkie koty, co do których inni powiedzią "nie moja sprawa"
Po to zakładamy zbiórki... Po to założyliśmy BAZAREK Kociego Pogotowia... Po to zbieramy fanty i szukamy jakiś fajnych, towarujemy się i wrzucamy na licytacje... Po to robie biżuterię, świecie itp... Żeby ratować te koty biedne... I nawet nie można dać znać, że jakiś kot w niepokojący sposób woła...
Szybko spakowaliśmy kota i zamiast do biedry na zakupy, pognaliśmy do Klinika Weterynaryjna ARKA. W drodze ogarniałam na szybko, żeby nas przyjęli na cito, bo tu każda minuta była ważna... Kotek wciąż oddychał, ale nie reagował...
W Arce przyjęli nas od razu na szpital i od razu lekarz się nią zajął! Zrobiono wszystkie szybkie badania, jak USG, RTG.. Nie udało się pobrać krwi, bo była wyziębiona na maksa (temp ciała tak niska, że niemierzalna ). Dostała szybką kroplówkę, cieplejszą + położono ją na macie grzewczej i okryto kocykiem, żeby podnieść temperaturę...
Pani doktor zdołała pobrać dosłownie 2 kropelki krwi, z których wykluczyła białaczkę i panleukopenię...
Mała, bo w zasadzie to koteczka, została na szpitaliku, bez wahania się zgodziliśmy, choć na razie wygrzebujemy się z długów za inne koty i próbujemy zebrać środki na duże kenele i klatki łapki... Oraz na kastracje kolejnych kotów... Ale przecież tu chodzi o życie! Bez wahania podpisałam zgodę na dłuższą hospitalizację, jak zawsze z myślą, że "jakoś to będzie".
Wykluczono też wszelkie urazy mechaniczne, więc raczej nie została potrącona... Jedyne co na badaniach wyszło, to odrobina wolnego płynu w jamie brzusznej, ale przy takim odwodnieniu i wyziębieniu, to wyglądało "naturalnie"... W jamie ustnej wszystko ok. Pani doktor określiła wiek na ok 4 lata. Po ok godzinie zadzwoniła do nas z aktualizacją stanu... Wciąż na kroplówkach, wciąż za niska temperatura, by dało się zmierzyć.... Wciąż nie dało się pobrać krwi, ale coś tam się odezwała, choć np. bez reakcji oczu na światło... Ale chociaż kończyny reagowały choć trochę... Nagrzewali i nawadniali ją dalej... I jej wiek jednak określono na "nawet" jedynie 2 lata...
A my "roboczo" daliśmy już jej imię Cyrusia (bo znaleziona pod cyrkularką), i pomyślałam, że jak wrócę do domu, założę zbiórkę dla małej... I zaczniemy szukać jej domku...
Nie mieliśmy nawet jej zdjęć, wszystko działo się szybko! zależało nam na czasie... Zdjęcia, które zamieszczam w poście to zdjęcia zrobione już na szpitaliku... Gdy była nadzieja na poprawę...
Muszę też przyznać, że jak usłyszałam, że fiv/felv na -, tak samo panleukopenia... To niemal skakałam z radości... Bo przecież białaczka + to już byłby wyrok dla niej... A tak to młody organizm... Bez tych okropnych chorób... jakoś może udźwignie to, z taką pomocą...
Podejrzewali raczej zatrucie, bo taki stan... Przy takich wynikach.. No co by to mogło być... Najprawdopodobniej zatrucie...
Oczywiście poprosiłam o wszelkie info niezależnie od pory...
Temp podskoczyła do 37,8! więc była nadzieja... Ale zaczęły się problemy z oddechem ... Zatrzymanie akcji serca... Reanimacja... I niestety o 00:53 otrzymałam z lecznicy telefon, że nie udało się jej uratować...
Natomiast udało się pobrać kwrew do badań, z których nic szczególnego nie wyszło...
Czemu więc takie oziębienie?! W środku lata... Co tej biednej koteczce było??? Kto ją tak wypuścił i pozwolił na to cierpienie??? A może od początku była bezdomna i walczyła dzielnie z każdym dniem o przetrwanie??? tego już się nie dowiemy! ;(
Cyrusia odeszła... A nam nie udało się jej pomóc na czas...
Wiedziała gdzie przyjść... Ale my nie wiedzieliśmy, że przyszła i że cierpi w osamotnieniu... już pewnie wyczekiwała tej śmierci, żeby już nie cierpieć... żeby nie bolało...
Jutro dowiemy się, z jaką fakturą przyjdzie nam się zmierzyć... Choć wierzcie mi! oddałabym wszystko, by pomóc tej małej koteczce...
Drodzy... Poznajdzie i niestety pożegnajcie Cyrusię... Koteczkę, której nie udało nam się uratować...
Faktura, która została nam po Cyrusi...
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!