id: 436tr6

Nasz Marianek umiera na groźną chorobę

Nasz Marianek umiera na groźną chorobę

Nasi użytkownicy założyli 1 220 619 zrzutek i zebrali 1 333 099 293 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Aktualności14

  • Cześć Kochani ☺️


    Spieszę z informacją, że w piątek -16 sierpnia, Marianek przyjął ostatnią dawkę leku. Od soboty jesteśmy na obserwacji 🤩


    Badania Marianka nie pozostawiają złudzeń - po chorobie nie ma śladu - oczywiście na ten moment. Przed nami 3 miesięczna obserwacja i niestety może zdążyć się wszystko… choć oczywiście nie dopuszczamy złych myśli do siebie to trzeba być przygotowanym na wszystko.


    Wyniki elektroforezy białek oraz morfologii znajdziecie poniżej. Wykonaliśmy Mariankowi również USG jamy brzusznej - brak płynu w jamie otrzewnej, małe węzły chłonne, ładna wątroba i nerki, oraz RTG klatki piersiowej - brak patologii.


    Teraz bardzo prosimy o kciuki, aby czas obserwacji minął bez niemiłych niespodzianek.


    Jeśli ktoś z Państwa zdecyduje się, pomimo zakończonego leczenia, wesprzeć naszą zrzutkę, pieniążki przeznaczymy na wizyty kontrolne Marianka i badania w okresie obserwacji. Za każde wsparcie bardzo dziękujemy ❤️


    B7vi4H8VWEZnqEbW.jpg

    2UAiiQOyVLAa1tLy.jpg

    0Komentarzy
     
    2500 znaków

    Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

    Czytaj więcej
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.

Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.

Opis zrzutki

Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.”

Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę (XXI)


Cześć. Jestem Marian (15l.) A właściwie Maniek, bo takie imię widnieje w moich dokumentach adopcyjnych, książeczce zdrowia i paszporcie. Od momentu gdy, 2,5 roku temu, zamieszkałem z Matką i Ojcem, bardzo rzadko słyszę aby zwracali się do mnie tym imieniem. Matka kiedyś powiedziała, że nie będą mówić do mnie Maniek, bo to tak trochę bez szacunku. Dla nich jestem Mariankiem, a czasem Marianem - szczególnie kiedy coś spsocę.


Ostatnio jednak nie psocę. Nie psocę, ponieważ czuję się bardzo źle :( Głównie leżę lub śpię, mało jem i prawie się nie ruszam.


A zaczęło się od tego, że pewnego dnia wyrwałem sobie pazurka w tylnej łapce. Matka z Ojcem na początku nie panikowali. Zdezynfekowali i opatrzyli ranę. Mijał czas, a rana się nie goiła. Łapka bolała mnie coraz bardziej więc pewnego popołudnia pojechaliśmy do Pana Doktora. Dostałem leki i wszystko miało być dobrze. Ale nie było... rana nadal się nie goiła.


Było coraz gorzej, więc pewnego dnia Ojciec zabrał mnie gdzieś dalej - powiedział, że pojedziemy do Pana Doktora do innego miasta i tam na pewno mi pomogą. Pomimo prób uratowania mojego paluszka, okazało się, że muszę mieć zabieg amputacji, ponieważ nie ma możliwości, aby ranę zszyć. Pobrano mi krew do badań, a że nie były złe - wyznaczono termin operacji na 7 maja.

Zabieg przeszedłem bez komplikacji i nawet solidnie nakrzyczałem na Panią Doktor i cały personel. A żebyście zobaczyli jaka Matka była blada, jak mnie odbierała – taki popis dałem, że cała klinika mnie słyszała! Potem, aż przez 10 dni po operacji chodziłem w tym strasznym kołnierzu, ze zszytą łapką, a Matka z Ojcem faszerowali mnie jakimiś lekami. Matka mówiła, że to antybiotyk i leki osłonowe.


W piątek, 17 maja, byłem na ostatniej wizycie kontrolnej po zabiegu. Pan Doktor zmierzył mi ciśnienie, zdjął szwy i wreszcie pozbyłem się tego paskudnego kołnierza. Matka powiedziała, że teraz już jestem zdrowy i z dnia na dzień będę czuł się coraz lepiej... okłamała mnie... :(


Zamiast coraz lepiej, z każdą chwilą czułem się coraz gorzej... byłem markotny, osowiały, mniej ruchliwy... albo leżałem, albo spałem... do tego moje ulubione jedzenie przestało mi smakować i już nie chciałem w ogóle jeść.

Matka w środę, 22 maja, zabrała mnie po raz kolejny do Pani Doktor. Na początku osłuchano mnie i zważono oraz pobrano krew do badania. Potem poszliśmy zrobić USG brzuszka... . Słyszałem, że Pani Doktor mówiła, że mam w brzuszku płyn i jest to bardzo zły znak, bo nie powinno go tam być. A potem pobrała ten płyn do badania cytologicznego. Usłyszałem wtedy takie słowa jak FIP, koronawirus, mutacja, wirusowe zapalenie otrzewnej, efekt zabiegu i stresu. Widziałem też, jak Matka posmutniała... przez chwilę miałem wrażenie, że oczy zrobiły się jej mokre... dopiero później zrozumiałem dlaczego... .



FIP (wirusowe zapalenie otrzewnej) jest chorobą śmiertelną. Nie ma niestety skutecznej terapii, ale są leki, które pomogły nie jednemu kotkowi. Problem w tym, że leczenie jest długotrwałe i kosztowne. Zostaliśmy postawieni przed trudną decyzją – albo pożegnanie się z naszym kocim przyjacielem, albo poddanie go kosztownemu leczeniu. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę musieć prosić o pomoc i walczyć o życie ukochanego zwierzaka :(


Nie prosimy o dużo – będziemy bardzo wdzięczni za każdą złotówkę, która da nam nadzieje i pomoże uratować życie naszego Marianka.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Lokalizacja

Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Pierwsza na świecie karta do przyjmowania wpłat. Karta Wpłatnicza.
Dowiedz się więcej

Skarbonki

Jeszcze nikt nie założył skarbonki na tej zrzutce. Twoja może być pierwsza!

Wpłaty 50

 
Nyna
10 zł
 
Kasia W.
50 zł
 
Natalia
35 zł
 
Bożena W
20 zł
 
Maciej Wzorek
20 zł
 
Maja
50 zł
 
Sylwia
 
Witold Szubarga
100 zł
 
Gabriel Nowak-Włodyga
50 zł
 
Katarzyna Kotnis
100 zł
Zobacz więcej

Komentarze 2

 
2500 znaków