Nasz Marianek umiera na groźną chorobę
Nasz Marianek umiera na groźną chorobę
Nasi użytkownicy założyli 1 226 661 zrzutek i zebrali 1 349 295 562 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności15
-
Gdy 24 maja 2024 roku zakładałam tę zrzutkę, łzy płynęły mi po policzkach - dziś też płyną, ale z innego powodu…
❤️❤️❤️
Na ten moment czekałam od 22 maja ‼️
Tego dnia usłyszałam, że nasz Marian jest chory na FIP (zakaźne zapalenie otrzewnej), a jedynym ratunkiem jest kosztowna, 3-miesięczna kuracja lekiem GS-441424 - niedopuszczonym do obrotu na terenie Polski.
Decyzja, jaką podjęliśmy, nie mogła być inna - podejmujemy się leczenia. Przez 3 miesiące nasze życie kręciło się tylko wokół „organizacji” leku, przeliczania na ile dni go wystarczy, kiedy trzeba go znów kupić oraz podawania zastrzyków, tabletek, badań, wizyt u weterynarza. Chodziliśmy jak w zegarku - zrezygnowaliśmy z większości planów, a harmonogram każdego dnia dostosowywaliśmy do godziny, o której trzeba było podać Mariankowi kolejną dawkę leku.
Nie żałujemy żadnej rzeczy, z której zrezygnowaliśmy przez te 3 miesiące, ani jednej złotówki, która poszła na leczenie naszego kociego przyjaciela… 🐈⬛
Dziś, z ogromną radością, chciałabym poinformować Was, że właśnie minęły trzy miesiące od podania ostatniej dawki leku, co zgodnie z protokołem leczenia FIP oznacza zakończenie obserwacji i uznanie Marianka za zdrowego ❤️
W tym miejscu, po raz kolejny, chciałam Wam bardzo podziękować za okazane wsparcie. W dniu dzisiejszym zamykam Mariankową zrzutkę z wynikiem 1986,00 zł ❤️ Dziękuję z całego serca za każdą cegiełkę, która ułatwiła leczenie.
Mam jeszcze jedną prośbę, już ostatnią - życzcie Mariankowi dużo zdrowia 🎈
Dziękuję ❤️
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
„Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.”
Antoine de Saint-Exupéry — Mały Książę (XXI)
Cześć. Jestem Marian (15l.) A właściwie Maniek, bo takie imię widnieje w moich dokumentach adopcyjnych, książeczce zdrowia i paszporcie. Od momentu gdy, 2,5 roku temu, zamieszkałem z Matką i Ojcem, bardzo rzadko słyszę aby zwracali się do mnie tym imieniem. Matka kiedyś powiedziała, że nie będą mówić do mnie Maniek, bo to tak trochę bez szacunku. Dla nich jestem Mariankiem, a czasem Marianem - szczególnie kiedy coś spsocę.
Ostatnio jednak nie psocę. Nie psocę, ponieważ czuję się bardzo źle :( Głównie leżę lub śpię, mało jem i prawie się nie ruszam.
A zaczęło się od tego, że pewnego dnia wyrwałem sobie pazurka w tylnej łapce. Matka z Ojcem na początku nie panikowali. Zdezynfekowali i opatrzyli ranę. Mijał czas, a rana się nie goiła. Łapka bolała mnie coraz bardziej więc pewnego popołudnia pojechaliśmy do Pana Doktora. Dostałem leki i wszystko miało być dobrze. Ale nie było... rana nadal się nie goiła.
Było coraz gorzej, więc pewnego dnia Ojciec zabrał mnie gdzieś dalej - powiedział, że pojedziemy do Pana Doktora do innego miasta i tam na pewno mi pomogą. Pomimo prób uratowania mojego paluszka, okazało się, że muszę mieć zabieg amputacji, ponieważ nie ma możliwości, aby ranę zszyć. Pobrano mi krew do badań, a że nie były złe - wyznaczono termin operacji na 7 maja.
Zabieg przeszedłem bez komplikacji i nawet solidnie nakrzyczałem na Panią Doktor i cały personel. A żebyście zobaczyli jaka Matka była blada, jak mnie odbierała – taki popis dałem, że cała klinika mnie słyszała! Potem, aż przez 10 dni po operacji chodziłem w tym strasznym kołnierzu, ze zszytą łapką, a Matka z Ojcem faszerowali mnie jakimiś lekami. Matka mówiła, że to antybiotyk i leki osłonowe.
W piątek, 17 maja, byłem na ostatniej wizycie kontrolnej po zabiegu. Pan Doktor zmierzył mi ciśnienie, zdjął szwy i wreszcie pozbyłem się tego paskudnego kołnierza. Matka powiedziała, że teraz już jestem zdrowy i z dnia na dzień będę czuł się coraz lepiej... okłamała mnie... :(
Zamiast coraz lepiej, z każdą chwilą czułem się coraz gorzej... byłem markotny, osowiały, mniej ruchliwy... albo leżałem, albo spałem... do tego moje ulubione jedzenie przestało mi smakować i już nie chciałem w ogóle jeść.
Matka w środę, 22 maja, zabrała mnie po raz kolejny do Pani Doktor. Na początku osłuchano mnie i zważono oraz pobrano krew do badania. Potem poszliśmy zrobić USG brzuszka... . Słyszałem, że Pani Doktor mówiła, że mam w brzuszku płyn i jest to bardzo zły znak, bo nie powinno go tam być. A potem pobrała ten płyn do badania cytologicznego. Usłyszałem wtedy takie słowa jak FIP, koronawirus, mutacja, wirusowe zapalenie otrzewnej, efekt zabiegu i stresu. Widziałem też, jak Matka posmutniała... przez chwilę miałem wrażenie, że oczy zrobiły się jej mokre... dopiero później zrozumiałem dlaczego... .
FIP (wirusowe zapalenie otrzewnej) jest chorobą śmiertelną. Nie ma niestety skutecznej terapii, ale są leki, które pomogły nie jednemu kotkowi. Problem w tym, że leczenie jest długotrwałe i kosztowne. Zostaliśmy postawieni przed trudną decyzją – albo pożegnanie się z naszym kocim przyjacielem, albo poddanie go kosztownemu leczeniu. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę musieć prosić o pomoc i walczyć o życie ukochanego zwierzaka :(
Nie prosimy o dużo – będziemy bardzo wdzięczni za każdą złotówkę, która da nam nadzieje i pomoże uratować życie naszego Marianka.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Trzymaj się Marianku 🐈⬛
Walcz dzielnie 💪🏻!
Ślicznie dziękujemy 🥺Przekażemy Mariankowi ❤️