id: 484ae4

Leczenie Uniego, dzielnego kotka, który walczy o życie

Leczenie Uniego, dzielnego kotka, który walczy o życie

Opis zrzutki

Dzień dobry

Zakładam zrzutkę dla Uniego, kota mojej przyjaciółki Ani. Na zdjęciach zobaczycie go z Anią, Kamykiem (to ten biały pierożek) oraz samego - przed i po tragedii. 14 lipca 2025 Uniego pogryzł amstaf, bez smyczy, puszczonycprzez opiekunkę, która uciekła z miejsca zdarzenia.


Ania adoptowała Uniego ponad rok temu ze schroniska, ma on pewnie koło 14 lat a wypadający język jest rezultatem ekstrakcji zębów, których mu wcześniej nie leczono. Nie znamy jego historii, wiemy jednak, że był najbardziej kochającym towarzystwo człowieka kotkiem, jakie schronisko widziało. A może i cała ludzkość. Wiem z pierwszej ręki (a nawet z pierwszych rąk, bo osób jest kilka), że po chwili wizyty, Uni ładował się na kolana, mrucząc i barankując jednocześnie, tak bardzo chciał być przy człowieku.


Oto, co napisała Ania na FB:


"Uni, kot, który jest trochę psem, kocha świat, kocha życie, kocha ludzi, a dzieci w szczególności, biegnie się z każdym przywitać i włazi wszędzie, gdzie tylko znajdzie otwarte drzwi, okno lub dziurę w płocie, by niespiesznie zwiedzać, boi się tylko psów.

Od marca chodzę z Unim na spacery. On to uwielbia. W szelki wskoczył jakby się w nich urodził. Smycz ogarnął w tydzień. Już po pierwszym spacerze następnego dnia obudził mnie o 6 rano, że wstawaj, idziemy zwiedzać. Chodzimy na spacery raz dziennie, na około godzinę, czasem dwie, w porywach do trzech, jak akurat chce mu się zawędrować aż do centrum miasta i rozwalić brzuchem do góry pomiędzy stolikami w lodziarni "Mariola".


W poniedziałek (14 lipca) byliśmy jakieś 10 minut od domu. Uni przywitał się z panią ze spółdzielni, poganiał za konikiem polnym, podrapał pazury o drzewo, usiadł pokontemplować widok. Daleko od nas szła kobieta z dwoma psami. Oba bez smyczy. Amstaf i buldog. Zaczęłam krzyczeć, żeby wzięła psy na smycz. Nie reagowała. Psy podleciały do nas. Amstaf nie odpuścił. Nie jestem w stanie opowiedzieć więcej, bo to było zbyt straszne.


Uni walczy o życie. Ma trzy złamane łapy, zoperowane i poskładane za pomocą blach i śrub. Ma dziurę w szyi, liczne obtarcia, podejrzenia urazu mózgu, założony cewnik. Jest cały czas na końskiej dawce opioidów.


Jakiego rozmiaru są rany w jego sercu i głowie - tego ocenić jeszcze nie umiem."


Weterynarze przez pierwsze trzy dni stabilizowali Uniego, by poźniej można było go operować. Widziałam go po operacji i mimo, że spodziewałam się strasznego widoku, nie byłam gotowa na to, co zobaczyłam. Jak pisał jego lekarz, kot trafił do kliniki w stanie krytycznym, wielonarządowe uszkodzenia, rany, hiperwentylacja, zaburzona świadomość, siniaki, rany i ogromny ból. Uni waży 4 kilogramy, pies, który go zaatakował około 40.


Na szczęście, ludzie, którzy widzieli, napaść psa i ucieczkę opiekunki, pomogli Ani, są też gotowi zeznawać, podobnie jak wspaniali i oddani lekarze z kliniki, która zajmuje się Unim.


Koszty leczenia Uniegoo są i będą ogromne. Będzie się musiał na nowo uczyć chodzić, korzystać z kuwety (długo był cewnikowany, bo nie mógł się ruszyć) no i żyć. Do tej pory lekarze są bardzo ostrożni, jeśli chodzi o rokowania.


W momencie ataku, Ania trzymała Uniego na rękach, pies także ją ugryzł, a ponieważ nie można było odnaleźć jego opiekunki, Ania musiała się zaszczepić. Skończyło się na wizycie prywatnej, bo na SORze czekała kilka godzin po wstępnej kwalifikacji do szczepienia i opatrunku.


Oprócz tego, Ania nie może pracować, bo na razie Uni wymaga opieki nie tylko w domu, ale i w klinice, do której trzeba jeździć taksówką lub uberem, co dodatkowo podnosi koszty. Transport miejski nie wchodzi na razie w grę, bo kot cierpi przy poruszaniu klatką.


Wiem, że znajdą się osoby, które mogą zadać pytanie, po co kot wychodził na zewnątrz. Wiem, że bycie kotem na ulicy wiąże się z zagrożeniami, ale wiem też, że Uni uwielbia spacery, kontakt z ludźmi (zwłaszcza z małymi ludźmi, nieustannie mnie to dziwi) i przyrodę. Tego się nie da kotu zapewnić w domu. Po wyeliminowaniu zagrożeń ze strony aut, koty mogłyby się czuć na ulicach bezpiecznie ze swoimi opiekunami. Gdyby tylko opiekunowie psów potrafili je utrzymać na smyczach lub chociaż przywołać do siebie.


Trzymajcie, proszę kciuki za Uniego, żeby dalej walczył i był taki dzielny, jak dotychczas. I za Anię. I za Kamyka, który jest bardzo zagubiony i przejęty tym, co sie stało.








Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Download apps
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!

Komentarze 5

 
2500 znaków
  • MARIOLA WILCZAK

    Murem za Unim i jego Opiekunką!
    Na miejscu Uniego mogłoby być każde inne stworzenie, z małym dzieckiem włącznie :(
    Mam nadzieję, że Uni szybko wydobrzeje i zaopiekowany przez dobrych ludzi choć trochę wyjdzie z tej traumy.
    Ale mam też nadzieję, że ta pani od psów się znajdzie...

    50 zł
  •  
    Użytkownik anonimowy

    Trzymaj się Uni!

    30 zł
  • Paweł Rams

    Chciałem tylko dodać, że to czy Uni powinien wychodzić czy nie, być na smyczy czy nie jest sprawą drugą a nawet trzeciorzędną. Z dyżum prawdopodobieństwem to samo mogłoby spotkać np. małego psa czy inne zwierze, które znalazłoby się w zasięgu. Mam nadzieję, że Uni wróci do zdrowia i będzie mógł swoją miłością obdarzać napotkanych ludzi.

    • Ewa Rutkowska

      No pewno! Jest sprawą absolutnie nieistotną. W ogóle w całej tej histori najbardziej przeraża mnie to, że opiekunka amstaffa nie była w stanie go zatrzymać, nie wspominając o tym, że był bez smyczy. A najgorsze, że potem uciekła.

  • NC
    Natalia Garbacz

    Murem za Unim

    100 zł