Pomoc dla szkoły w Kenii, Bombolulu Mombasa
Pomoc dla szkoły w Kenii, Bombolulu Mombasa
Nasi użytkownicy założyli 1 231 745 zrzutek i zebrali 1 364 807 900 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Szkoła mieści się w dzielnicy Bombolulu Mbuyuni, w Kenii, zaledwie 3km od luksusowych hoteli, i gromadzi najbiedniejsze dzieci z regionu Mombasy. Poznajcie afrykańską szkołę w Bombolulu - Ja i James pochodzimy z jednej wioski daleko w interiorze, z jednego plemienia. Zostawiliśmy tam rodziny i przyjechaliśmy tu żeby założyć szkołę i pomóc najbiedniejszym dzieciom. - mówi Jared. W szkole są tylko trzy sale. Dzieci jest aż 120 i jedne przychodzą rano, inne po południu. Większość z nich ma bardzo biednych rodziców, często ich jedyny posiłek to ten zapewniany przez szkołę. Gdy wchodzimy do budynku szkoły dwie nauczycielki, które tam pracują, bardzo ciepło nas witają, wyciągają rękę i przytulają policzek do policzka, szeroko się uśmiechają. Słyszymy krzyki dzieci, które widzą nas stojących na korytarzu, spoglądają przez uchylone drzwi klas. Gdy wchodzimy do pierwszej sali zapiera mi dech w piersi. Dzieciaki krzyczą, śmieją się i wyciągają ręce, aby nas przywitać. Witam się z każdym z nich. Następnie wchodzi Jared i z tym swoim czarującym uśmiechem zachęca dzieci do śpiewu. Stoimy jako goście pod tablicą i podziwiamy widowisko - dzieci klaszczą i śpiewają angielskie piosenki oraz w suahili "Jambo Kenya". - Pokażę Wam gdzie przygotowujemy posiłki. - mówi Jared i zaraz idziemy wąskim przejściem między budynkami. Zaczyna kropić, ale po chwili dochodzimy do izby, gdzie kobiety kucają na podłodze nakładając z miski porcje ryżu na talerze. Pomieszczenie jest ciemne, a sufit dziurawy, przez co do środka pada deszcz. Kobiety uwijają się przy robocie nie zwracając na to uwagi. Po kilku minutach dzieci zajadają ciepły ryż siedząc w ławkach lub na podłodze, jak komu wygodnie. Na korytarzu leje się strumień wody i opada na posadzkę, kałuża jest co raz większa... - Raz jak były u nas duże ulewy to był problem. Były powodzie i ginęli ludzie, domy ulepione z piachu i liści zapadały się. - tłumaczy nauczyciel. Wtedy dzieci u nas spały, nie miały jak wrócić do domu. Chcielibyśmy zrobić w szkole drugie piętro, żeby dzieci nie spały na podłodze i żeby mieć więcej miejsca do nauki. Ale teraz nie mamy na to pieniędzy. Często ten posiłek w szkole jest jedynym, który jedzą w ciągu dnia dzieci, a i tak nie wiadomo czy za 2 dni i tego nie będzie. - mówi Jared pokazując na dach. Rząd nie bardzo nam pomaga, wiele pieniędzy do nas nie dociera tylko zostaje u klasy rządzącej i oni się bogacą. Przez to w Kenii bogaci ludzie są bardzo bardzo bogaci a biedni bardzo bardzo biedni - powtarza raz za razem Jared. Na koniec zostajemy zaproszeni do pokoju nauczycielskiego, który był najładniejszym pomieszczeniem jakie widzieliśmy w dzielnicy Bombolulu. Przede wszystkim było jasno, dość przestronnie, były solidne ściany i sufit, stały dwa biurka i dwa krzesła plus dodatkowe 2 plastikowe krzesła dla "petentów". Na ścianie oprawiony w ramkę wisiał certyfikat dotyczący prowadzenia szkoły pod tym adresem. - Jeżeli chcielibyście nam pomóc to niestety wysyłka paczki odpada.- zaczyna Jared. Czy to na poczcie czy w hotelu, jak dostaną paczkę to sprytnie ją otwierają i patrzą co tam jest. Wtedy chcą, żebyśmy albo płacili za jej odbiór, albo w ogóle paczki nie wydają... Najlepiej jeśli przekażecie paczkę komuś kto leci do Kenii, kto mógłby oddać ją bezpośrednio szkole. Pytam o konto, może łatwiej przekazać zebrane pieniądze przelewem? - Niestety nie mamy takiego oficjalnego konta, bo do tej pory nikt nie pomagał naszej szkole... - przyznaje Jared. Ale możemy takie konto otworzyć, wtedy do Was napiszemy. Wymieniliśmy nasze adresy, telefony, maile, zrobiliśmy ostatnie zdjęcia oraz selfie po czym pomachaliśmy dzieciakom na do widzenia. Rozmawiamy jeszcze w drodze powrotnej do hotelu, Jared odprowadza nas pod samo wejście. Czasem jest trudno.- wyznaje. Ale najważniejszy jest dla mnie uśmiech dzieci. Wtedy jestem najbardziej szczęśliwy. Poza tym dzieci to nasza przyszłość. Przyszłość tego kraju.
Chcemy pomóc najbardziej potrzebującym dzieciom w Mombasie
Zbieramy na podstawowe potrzeby dzieci w szkole, aby mogły się uczyć m.in na jedzenie, zeszyty, książki, kredki, ołówki, mundurki. Każda złotówka ma wielką moc! Jeśli uda się zebrać większą sumę chcielibyśmy dobudować piętro i może wstawić kilka piętrowych łóżek dla najbiedniejszych dzieci, które nocują w szkole.
Dzieci są pracowite i bardzo chcą się uczyć.
Nauczyciele poświęcają im swój czas, energię i otaczają troską, otwierają przed nimi swoje serce. Ale to za mało... aby dziecko mogło się uczyć potrzebne są mundurki, zeszyty, ołówki, kredki, książki, a także posiłek...
Tak, wielu rodziców tych dzieci nie stać na wyżywienie, często są to samotne matki, samotni ojcowie w bardzo złej sytuacji materialnej... Gdyby nie Ci nauczyciele, w ogóle nie było by tej szkoły a dzieci nie miały by możliwości nauki. Jared (dyrektor szkoły) dba o to, by chociaż jeden posiłek miały zapewniony w szkole. Jest to talerz ryżu, na tyle go stać dzisiaj. Nie wie co będzie jutro. Talerz ryżu, jako jedyny posiłek w ciągu dnia to jednak trochę mało...
Czy będzie za 2 dni? nie wiadomo
Dziś jest talerz ryżu.
MASZ CHĘĆ DOWIEDZIEĆ SIĘ WIĘCEJ?
Zapraszamy na FunPage, gdzie dowiesz się jak poznaliśmy Jared'a i trafiliśmy do szkoły, dzieci zaśpiewają w suahili "Jambo Bwana", zobaczysz jak przebiegają zajęcia.
English below:
Szkoła mieści się w dzielnicy Bombolulu Mbuyuni, w Kenii, zaledwie 3km od luksusowych hoteli, i gromadzi najbiedniejsze dzieci z regionu Mombasy. Poznajcie afrykańską szkołę w Bombolulu - Ja i James pochodzimy z jednej wioski daleko w interiorze, z jednego plemienia. Zostawiliśmy tam rodziny i przyjechaliśmy tu żeby założyć szkołę i pomóc najbiedniejszym dzieciom. - mówi Jared. W szkole są tylko trzy sale. Dzieci jest aż 120 i jedne przychodzą rano, inne po południu. Większość z nich ma bardzo biednych rodziców, często ich jedyny posiłek to ten zapewniany przez szkołę. Gdy wchodzimy do budynku szkoły dwie nauczycielki, które tam pracują, bardzo ciepło nas witają, wyciągają rękę i przytulają policzek do policzka, szeroko się uśmiechają. Słyszymy krzyki dzieci, które widzą nas stojących na korytarzu, spoglądają przez uchylone drzwi klas. Gdy wchodzimy do pierwszej sali zapiera mi dech w piersi. Dzieciaki krzyczą, śmieją się i wyciągają ręce, aby nas przywitać. Witam się z każdym z nich. Następnie wchodzi Jared i z tym swoim czarującym uśmiechem zachęca dzieci do śpiewu. Stoimy jako goście pod tablicą i podziwiamy widowisko - dzieci klaszczą i śpiewają angielskie piosenki oraz w suahili "Jambo Kenya". - Pokażę Wam gdzie przygotowujemy posiłki. - mówi Jared i zaraz idziemy wąskim przejściem między budynkami. Zaczyna kropić, ale po chwili dochodzimy do izby, gdzie kobiety kucają na podłodze nakładając z miski porcje ryżu na talerze. Pomieszczenie jest ciemne, a sufit dziurawy, przez co do środka pada deszcz. Kobiety uwijają się przy robocie nie zwracając na to uwagi. Po kilku minutach dzieci zajadają ciepły ryż siedząc w ławkach lub na podłodze, jak komu wygodnie. Na korytarzu leje się strumień wody i opada na posadzkę, kałuża jest co raz większa... - Raz jak były u nas duże ulewy to był problem. Były powodzie i ginęli ludzie, domy ulepione z piachu i liści zapadały się. - tłumaczy nauczyciel. Wtedy dzieci u nas spały, nie miały jak wrócić do domu. Chcielibyśmy zrobić w szkole drugie piętro, żeby dzieci nie spały na podłodze i żeby mieć więcej miejsca do nauki. Ale teraz nie mamy na to pieniędzy. Często ten posiłek w szkole jest jedynym, który jedzą w ciągu dnia dzieci, a i tak nie wiadomo czy za 2 dni i tego nie będzie. - mówi Jared pokazując na dach. Rząd nie bardzo nam pomaga, wiele pieniędzy do nas nie dociera tylko zostaje u klasy rządzącej i oni się bogacą. Przez to w Kenii bogaci ludzie są bardzo bardzo bogaci a biedni bardzo bardzo biedni - powtarza raz za razem Jared. Na koniec zostajemy zaproszeni do pokoju nauczycielskiego, który był najładniejszym pomieszczeniem jakie widzieliśmy w dzielnicy Bombolulu. Przede wszystkim było jasno, dość przestronnie, były solidne ściany i sufit, stały dwa biurka i dwa krzesła plus dodatkowe 2 plastikowe krzesła dla "petentów". Na ścianie oprawiony w ramkę wisiał certyfikat dotyczący prowadzenia szkoły pod tym adresem. - Jeżeli chcielibyście nam pomóc to niestety wysyłka paczki odpada.- zaczyna Jared. Czy to na poczcie czy w hotelu, jak dostaną paczkę to sprytnie ją otwierają i patrzą co tam jest. Wtedy chcą, żebyśmy albo płacili za jej odbiór, albo w ogóle paczki nie wydają... Najlepiej jeśli przekażecie paczkę komuś kto leci do Kenii, kto mógłby oddać ją bezpośrednio szkole. Pytam o konto, może łatwiej przekazać zebrane pieniądze przelewem? - Niestety nie mamy takiego oficjalnego konta, bo do tej pory nikt nie pomagał naszej szkole... - przyznaje Jared. Ale możemy takie konto otworzyć, wtedy do Was napiszemy. Wymieniliśmy nasze adresy, telefony, maile, zrobiliśmy ostatnie zdjęcia oraz selfie po czym pomachaliśmy dzieciakom na do widzenia. Rozmawiamy jeszcze w drodze powrotnej do hotelu, Jared odprowadza nas pod samo wejście. Czasem jest trudno.- wyznaje. Ale najważniejszy jest dla mnie uśmiech dzieci. Wtedy jestem najbardziej szczęśliwy. Poza tym dzieci to nasza przyszłość. Przyszłość tego kraju.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!