Leczenie i rehabilitacja Zosieńki
Leczenie i rehabilitacja Zosieńki
Nasi użytkownicy założyli 1 231 293 zrzutki i zebrali 1 363 400 923 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności9
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Drodzy!
Znajomi, nieznajomi, ludzie dobrej woli.
Jesteśmy zmuszeni poprosić Was o wsparcie finansowe dla malutkiej Zosi.
20.08.2022 nasza 3 miesięczna koteczka została bardzo dotkliwie pogryziona przez psy.
Mała waży 1,5 kg, dopadł ją pies o wadze 25 kg i drugi 15 kg.
Walczymy o Jej życie każdego dnia, hospitalizując Ją w szpitalu dziennym w klinice SpecVet. Rano wieziemy ją 40 km do kliniki, a wieczorem odbieramy.
Zosia ma rozległą martwicę skóry na bioderkach, udach i brzuszku (w chwili obecnej zaopatrzoną opatrunkami hydrożelowymi).
Dożylnie dostaje antybiotyki, leki przeciwbólowe i płyny (potężny uraz spowodował niewydolność nerek). Ma również uszkodzony nerw kulszowy i nie rusza prawą łapką.
Zapewniliśmy Jej najlepszą opiekę jaką mogliśmy, każdy dzień to kwota 500 - 600 zł plus dodatkowo wizyty - neurologiczna, ortopedyczna, chirurgiczna, laseroterapia i w przyszłości rehabilitacja.
Po dwóch tygodniach walki jedziemy już na oparach finansowo. Wiemy, że leczenie potrwa następne tygodnie (zanim skóra pokryje odsłonięte mięśnie. Zanim zrehabilitujemy łapki Zosi).
Będziemy wdzięczni za każdą kwotę.
Więcej o Zosi poniżej. Opis mojej Mamy.
Zosia, córka dzikiej kotki, została przez nas przygarnięta jako 2 miesięczny kociak pod koniec lipca br. Urodziła się u sąsiada i przeżyła jako jedyna z czterech. Sąsiad bez zająknięcia rzekł - „bierzecie lub łeb jej ukręcę”. Chciałyśmy jej znaleźć opiekuna, zabrałyśmy ją na tymczas. Ja mam dwa koty, a córka kota i psa. Zosia była tydzień u córki. Bawiła się z Leonem - psem córki, który pozwalał jej na wszystko. Bawił się z nią w chowanego, a gdy leżał na podłodze ona zaczepiała go i gryzła mu fafle. Skradła nasze serca. Nocami polowała w pościeli, w ciągu dnia na muchy. Bawiła się tunelikiem z kulką. Potrafiła bawić się patyczkiem, bryłką gliny, czymkolwiek co wpadło jej w łapki. Zosia potrafiła wejść na najwyższą gałąź na gruszy, przy naszym domu mimo, że była kilogramowym kotkiem.
Moja miłość do Zosi eksplodowała z nieokreśloną siłą, zakochałam się na zabój. Mąż, po moich opowieściach i swoich obserwacjach pewnego dnia zapytał - może ją zostawimy? Od tego czasu Zosia nie odstępowała mnie na krok, a ja Zosi. Razem gotowałyśmy, chodziłyśmy pielić grządki w ogrodzie, zbierałyśmy pomidory i ogórki. Ja zbierałam, a ona ukrywała się między roślinami i polowała na muchy. Znała swoje imię. Zawsze przybiegała, nawet jak się ukryła miedzy paletami czy workami na śmieci.
Zosią zwykle trzymała się blisko domu, do 20 sierpnia do godz. 20:08 kiedy zaczął się horror. Zosia była jak zwykle blisko domu. Około godz.20;00 podniósł się dziwny harmider, a o 20;08 usłyszałam wołanie sąsiadki. Wybiegłam. Trzymała w rękach Zosię, łapiącą powietrze spastycznie. Łapki zwisały jej bezwładnie. Zosia była w szoku. Widząc powagę sytuacji mąż natychmiast wybiegł i odpalił samochód. W tym czasie do domu dobiegła córka. Oddechu nie mogła złapać. Zanim Zosia odjechała ,usiadłam na kanapie z nią w rękach. Wyrywała się, chciała iść, ale pracowały tylko przednie łapki. Prawą nóżkę ciągnęła bezwładnie. Nie krwawiła jeszcze. Miałam ściśnięte gardło. Córka z mężem jak najszybciej pojechali do Oiomwet w Piasecznie. Tam Zosią została zaopatrzona chirurgicznie. W drodze straciła dużo krwi. Zosia ma ogromną ranę na lewym pośladku po zębach 25 kg psa, który dodatkowo przebił się miedzy odbytem, a pochwą. Drugi mniejszy pies wgryzł się w mięśnie uda. Byliśmy u Zosi każdego dnia. We wtorek zabraliśmy ją na konsultację ortopedyczną i neurologiczną do Warszawy. Tam Pani dr pocieszyła nam, że wszystko się uda, że uratujemy Zosię.
Mieliśmy nadzieję, że odbierzemy Zosię w czwartek mimo słabej kondycji nerek. Takie przynajmniej były rokowania. Tłumaczono nam, że nerki nie dają sobie rady z ilością toksyn powstających w wyniku rozpadu uszkodzonych tkanek, że leki itd.
W środę mieliśmy odebrać koteczkę. „Zosią ma biegunkę i zostaje w szpitalu” - powiedzieli. W czwartek z samego rana byłyśmy w szpitalu. Dość długo czekałyśmy, aż ją przyniosą. W końcu pani technik wniosła ja pod pachy, z podkładem pod pupą, do klimatyzowanego pomieszczenia. Prawie nie poznałyśmy naszego kotka. Wygladała jak mokra ściereczka. Bez ruchu, mokra, blada, chłodna. Natychmiast przytuliłam ją, patrzyła w moje oczy. Usłyszałyśmy od pani doktor, że jest źle. Dzisiejsze badania diagnostyczne nerek wykazały wynik nawet nieokreślający kreatyniny. „Nerki przestały pracować” - powiedziała. „Wyniki są poza parametrami.Nie ma nadziei. Eutanazja będzie uzasadnionym wyborem.” Wymieniłyśmy tylko spojrzenia z córką. Ona wydusiła z siebie - „Nie jestem na to gotowa”, ja milczałam jak zamurowana. Zadzwoniłam do męża. Szlochając opowiedziałam o sytuacji. Powiedziałam o eutanazji a on, że jeszcze nie teraz i że zaraz przyjedzie. I był po 10 minutach. Poprosił o kocyk dla kota i wyszliśmy. Nie płacąc, nie żegnając się. Mieliśmy wrócić. Córka natychmiast zarezerwowała wizytę u nefrolożki w SpecVet w Warszawie.
Jeździmy tam każdego dnia. Zostawiamy ją rano, zabieramy wieczorem. W dzień Zosia jest pod opieką lekarzy, w nocy z nami. Czuwamy, opiekujemy się ze wszystkich sił, przytulamy, opatrujemy, walczymy. Córka o 2 lub 3 w nocy podaje jej leki przeciwbólowe. Zosia żyje. Walczy o każdy kolejny dzień. W tej chwili ma rozległą martwicę. Po kawałku lekarze usuwają jej skórę. Ma ogromną wolę życia. Dzisiaj wyniki są lepsze - dają nadzieję.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Powodzenia!♥️ i dużo zdrowia dla Zosi ♥️
❤️