id: 4zm4cr

Na chirurgiczną tranzycję

Na chirurgiczną tranzycję

Nasi użytkownicy założyli 1 159 832 zrzutki i zebrali 1 204 435 167 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Podobno żeby sprzedać dobrze zbiórkę trzeba mieć dla niej odpowiednią historię. A tak się składa, że mam o czym opowiadać, chociaż przekazanie wszystkich ważnych informacji nie będzie dla mnie łatwe.


Nazywam się Alicja, mam 32 lata, jestem transkobietą i, mówiąc krótko, posypało mi się życie oraz dotychczasowe plany.


O tym, że jestem transpłciowa wiedziałam praktycznie od najmłodszych lat… nawet jeżeli nie potrafiłam tego wtedy poprawnie nazwać. Z czasem, chcąc dowiedzieć się więcej o poczuciu niedopasowania do płci, zaczęłam na własną rękę przeszukiwać najdziwniejsze zakątki internetu i zdobywać większą wiedzę w temacie. Dość szybko zorientowałam się też, że moja przyszłość będzie raczej wyboista. Już wtedy byłam przerażona wizją skomplikowanych diagnoz i operacji, a myśl o potencjalnym traktowaniu mnie jak anomalie i wyrzutka wierciła mi ogromną dziurę w żołądku. Jednocześnie mimo mojego strachu odczuwałam brak jakiegokolwiek wyboru – zwłaszcza, że z wiekiem zaczęłam coraz bardziej cierpieć na psychologiczną dysforię i, cóż, zwykłą nienawiść do siebie i swojego ciała. W pewnym momencie problem urósł zresztą do tego stopnia, że w końcu zebrałam się w sobie i dokonałam coming outu przed własną matką. Wydawało mi się to oczywiste – przecież wszyscy wpajali mi, że rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka i mu pomoże. Cóż… powiedzmy, że usłyszenie od własnej matki, że nikt mi nie pomoże oraz snucie apokaliptycznych wizji tego, co będzie „jak się dowie rodzina” zrobiły swoje. Zostałam zastraszona i bałam się wrócić do tematu przez kolejne lata. Te zresztą okazały się być nadal pasmem cierpienia, bo nawet minimalna próba dostosowania wyglądu do odczuwalnej płci spotykała się z awanturami i niezrozumieniem. Mimo to wiedziałam, że mój problem nie zniknie. Jak zresztą pokazała praktyka, z czasem tylko narastał.


Jak można się domyśleć, szybko zaowocowało to silną depresją i doprowadzeniem mojego zdrowia do skrajnie niebezpiecznego poziomu. Do dzisiaj mam zresztą w głowie sytuację, kiedy moja rodzina kompletnie ignorowała mój pogarszający się stan fizyczny i psychiczny, ale jednocześnie sugerowała wysłanie mnie do psychologa ponieważ opuściłam się w nauce. Cóż.


Tylko jedna rzecz trzymała mnie wtedy przy życiu. Z racji zbliżającego się końca nauki w liceum w mojej głowie narodził się oczywisty plan wyjazdu z rodzinnego miasta i rozpoczęcia tranzycji w zupełnie nieznanym i bezpieczniejszym środowisku. Byłam zdesperowana i gotowa na wszystko - pomimo świadomości, że będę dźwigać to raczej sama. Jednak wykonanie tak potężnego skoku w nieznane nie było łatwe i przyprawiało mnie o długie miesiące miotania, podszyte poczuciem bycia kimś gorszym i „nieprawidłowym”. Przez długi czas walczyłam ze sobą, próbując sobie wmówić, że – zgodnie z tym, co usłyszałam od matki – przejdzie mi. Nie zapomnę momentu, kiedy mój strach był tak silny, że mimo zdobycia przez internet pierwszej dawki hormonów impulsywnie wyrzuciłam je do śmietnika i przepłakałam pół nocy. W pewnym momencie sytuacja stała się dla mnie jednak tak nie do zniesienia, że coś we mnie pękło. W swoje 24. urodziny udałam się na pierwszą konsultację u psychologa w celu diagnozy pod kątem transpłciowości. Niecałe cztery miesiące później, z gotowymi diagnozami i badaniami potwierdzającymi moją sytuację, otrzymałam też pierwszą receptę na hormony.


Wtedy wydawało mi się, że najgorsze już za mną. W końcu mając po swojej stronie profesjonalne opinie i będąc na hormonach zostało mi już tylko dopinanie wszystkiego na ostatni guzik. Wystarczyło tylko czekać na efekty stosowania hormonalnej terapii zastępczej, dokonać prawnej zmiany danych osobowych, odłożyć na operacje i ułożyć sobie życie. Ot, takie tam drobnostki. Oczywiście zostałam koniec końców zweryfikowana i teoria okazała się teorią a praktyka – cóż – praktyką. Przez kolejnych kilka lat faktycznie udało mi się uzyskać naprawdę niezłe efekty terapii (serio - wierzę, że wyciągnęłam z niej tyle, ile się dało), powoli odkładać pieniądze na niezbędne operacje czy wreszcie zakończyć - kosztującą mnie mnóstwo zdrowia i nerwów - prawną tranzycję, pozwalającą na zmianę danych metrykalnych. Moje życie może nie stało się idealne, ale uważałam je za fajne i bezpieczne, zwłaszcza mając u boku kochającą mnie osobę i najbardziej pociesznego psa na świecie. No i cóż - nadal wierzyłam, że już za chwilę odłożę pieniądze chociaż na pierwszą potrzebną operację i będę w stanie bezproblemowo spojrzeć na siebie w lustrze.


Niestety, moja mała i wydzierana latami idylla w końcu runęła jak domek z kart - a wraz z nią także stabilizacja życiowa. Inflacja, rosnące koszty życia, coraz gorsza sytuacja finansowa oraz nagłe rozstanie zrzuciły na moją głowę nie tylko o wiele większe koszty życia i uszczupliły oszczędności - ale i po prostu zostawiły mnie po raz kolejny rozbitą i pokonaną. Nie pomógł mi też fakt, że doświadczyłam bolesnego zderzenia ze ścianą gdy zdecydowałam się wykorzystać wciąż posiadane pieniądze i ruszyć w końcu z kwestią operacji. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych badań i odbyciu konsultacji z polecanym chirurgiem okazało się bowiem, że obecne koszty wszystkich wskazanych zabiegów (nawet po odrzuceniu „głupot” pokroju operacji klatki piersiowej i skupiając się tylko na tzw. sex reassignment surgeries oraz facial feminization surgeries) opiewają w praktyce na kwoty idące aktualnie w setki tysięcy złotych. A w wariancie minimalnym na 72 tysiące złotych, gdyż nie ukrywam, że wspomniany wyżej FFS to u mnie sprawa priorytetowa jako niezbędne minimum potrzebne do normalnego funkcjonowania społecznego. Uprzedzając też potencjalne pytanie: Tak, w poszukiwaniu samodzielnego rozwiązania sytuacji próbowałam też po prostu zacząć pracować na dwa etaty w swoim zawodzie. W tym przypadku okazało się jednak, że moje dobre chęci skończyły się póki co na ponad siedmiu miesiącach bezskutecznego szukania dodatkowej pracy, pomimo rozsyłania minimum kilku CV dziennie.


W efekcie spędziłam ostatnie miesiące przede wszystkim na tonięciu w traumie oraz pochłaniającej mnie depresji. W tym czasie nie było mnie zresztą stać nawet na regularne wizyty u odpowiedniego psychologa, więc tym bardziej miałam wrażenie utknięcia w błędnym kole, przez które czułam aż zbyt dobitnie, że tak naprawdę jestem bezwartościowa i po prostu zbyt dziwna na posiadanie szczęśliwego życia. Sytuacja stała się dla mnie zdecydowanie zbyt obciążająca.


Przez długie lata byłam przekonana, że „ogarnę” wszystko sama, nie musząc nikogo prosić o wsparcie w tranzycji. Także dlatego, że przez dotychczasowe doświadczenia miałam pewność, że nikt mi w tym nie pomoże i każdy uzna to za zwyczajnie dziwne fanaberie. W efekcie przez siedem lat odmawiałam zorganizowania jakiejkolwiek zbiórki na swoje operacje. Wierzyłam, że jestem w stanie dźwignąć to sama i mam na to jeszcze czas.


Tylko, że – pisząc brutalnie – nie mam go i nie jestem w stanie.


Dlatego dzisiaj staram się uwierzyć w ludzką empatię i zawiesić na chwilę wewnętrzną samoocenę, prosząc właśnie Ciebie o choćby symboliczną pomoc. Bo chyba nie muszę dłużej udowadniać, że każda złotówka czy nawet każdy share zbiórki będą tutaj bezcenne.


Z góry dziękuję jeszcze raz za każdą formę pomocy z Twojej strony.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Dowiedz się więcej

Jeszcze nikt nie założył skarbonki na tej zrzutce. Twoja może być pierwsza!

Wpłaty 255

preloader

Komentarze 21

 
2500 znaków