Zwracamy się dziś do Was, Kociarzy, i ludzi z wielkim seruchem o pomoc dla osoby, która niejednokrotnie sama pomagała. Bazyl organizował zrzutki, pomagał w fundacjach, był domem tymczasowym dla kociakow.

Dzisiaj to on, a właściwie nie on, a kot, którego uratował, potrzebuje wsparcia.

Wiemy wszyscy, że najgorzej jest, kiedy pojawiają się losowe zdarzenia, takie jak choroba, czy na przykład utrata pracy, z winy zresztą nie swojej, a niesubordynacji kolegi, któremu chciało się pomóc.

W tym przypadku wystąpiły oba te czynniki. Bazyl starcił, nie zawiniwszy, jedną z prac(tak, ma kilka - takie czasy). Dzień pozniej niespodziewanie, młody, bo sześcioletni kot Krokiet, dostał zatoru. Rozpaczliwe miauczenie, paraliż tylnych nóg, błyskawiczna wizyta w lecznicy. Diagnoza? Nie do odratowania.

I wtedy, do druzgocącej straty, dochodzą, niestety, druzgocące koszta.

Zostały one pokryte z funduszu przeznaczonego na zupełnie inny cel - kilka dni wcześniej Bazyl, podczas wizyty w pseudohodowli, która okazała się meliną, uratował kota. Zwierzak przebywał u znajomego, do czasu przeprowadzenia niezbędnych badań, szczepień, tak, by mógł dołączyć do Bazyla i Krokieta w ich domu.

Ale Krokieta już nie ma. Pieniędzy jednak też, a uratowany kot wymaga niezwłocznej wizyty u weterynarza.

W tym celu zakładamy zbiórkę, i nie rozpisując się więcej, prosimy Was o pomoc. Wiemy, że to truizm, ale wierzymy, że w tym wypadku będzie miał zastosowanie - dobro wraca.