id: 5emsdh

Wydanie książki - powieść "Cztery Światy'55"

Wydanie książki - powieść "Cztery Światy'55"

Nasi użytkownicy założyli 1 156 761 zrzutek i zebrali 1 200 929 378 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Opis zrzutki

Jeśli lubisz czytać książki to trafiłeś we właściwe miejsce.


Pomożesz tej powieści wypłynąć na powierzchnię?


Celem tej zbiórki jest sfinansowanie wydania pierwszej części autorskiej powieści "Cztery Światy'55"

Utwór ten jest z gatunku futurystycznej fantastyki. Oznacza to, że przenosimy się nieco w przód na osi czasu do roku 2055.

Autor opisuje cztery światy jakie będą istnieć w tych czasach. Świat międzynarodowej cywilizacji skryty głęboko pod powierzchnią Ziemi w dawnych tunelach, bunkrach, szybach kopalń, podziemiach archiwum Watykańskiego i innych nowych korytarzach połączonych w 2055 roku w 31 dystryktów. Na powierzchni po wojnie atomowej, która zniszczyła prawie całą znaną nam cywilizację panują niepodzielnie Chińczycy. Nad wszystkim czuwa elita, która już od wielu lat rozwija technologie, które dziś nazwalibyśmy "poza ziemskimi" mają swoje miasta na księżycu i nie tylko... bo jest jeszcze czwarty świat.... jaki? Przekonasz się kiedy już książka będzie dostępna w księgarniach !

Barwną treść wypełnią ciekawe postacie, mnóstwo dobrych dialogów, intrygi i spiski oraz... ciekawostki wzięte z prawdziwego życia! Nie będzie ani chwili nudy.


Książka jest już napisana, wydawnictwo jest już wybrane i autor dostał warunki na jakich ma odbyć się wydanie tego tytułu. Podstawowym warunkiem jest wpłata 14 tysięcy złotych na pokrycie kosztów druku książki.


Wiem, że portal ten pomógł spełnić nie jedno marzenia. Dziś zwracam się z prośbą o spełnienie marzenia nie tylko autora tej książki, który ma pomysł na cały cykl powieści "Cztery Światy'55" . Proszę Cię o spełnienie marzenia tysięcy czytelników, którzy bez wątpienia marzą o takiej pozycji w swojej domowej biblioteczce.


Nie pozostaje mi nic innego jak przytoczyć kilka urywków książki.

Żaden opis nie odzwierciedli przecież dzieła tak jak jego krótki fragment:


***

Na obszar Ameryki Północnej, Ameryki Łacińskiej oraz na okolice Meksyku i Brazylii spadła tak wielka ilość bomb atomowych, że tereny te całkowicie przestały istnieć zamieniając się w obszar wodny z niewielkimi wysepkami. Olbrzymia chmura radioaktywna opadła w znacznej mierze na ziemię pozostałego fragmentu Ameryki Południowej wywołując nie tylko śmierć, ale również liczne mutacje zarówno wśród zwierząt jak i ludzi. Obecnie te tereny zamieszkują takie gatunki jak dwugłowe grzechotniki straszliwe. Przydomek ten nie jest przypadkowy. Bydle ma ponad 30 metrów i grubość solidnej cysterny. Widziano tu także kajmana karłowatego, tylko w tym przypadku przydomek nie jest trafiony bo dwa zaobserwowane osobniki miały na oko po 8 i 12 metrów długości. To tylko główne powody chęci obserwacji na żywo tych obszarów przez Xia-ping.

Cesarz Chin rzadko kiedy opuszczał swój pałac, ale dziś miał ochotę na niecodzienną rozrywkę. Chciał podziwiać mutanty popromienne w ich naturalnym środowisku. W tym celu jego żołnierze i technicy robili od kilu dni dokładny przegląd helikoptera, w którym miał latać nad terenami zamieszkiwanymi przez mutanty. Wybierali się do Ameryki Południowej a raczej tego co z niej pozostało, czyli jej skrajnie południowej części. Jego eskorta będzie liczyć szesnaście identycznych helikopterów jak jego. Dookoła strefę powietrzną będą wspierać 24 samoloty o napędzie hybrydowym atomowo-hipersonicznym. To tylko podstawowe środki ostrożności niezbędne według regulaminu.

- Proszę spojrzeć o Boskie Wcielenie Chi-lin ! To Boa tęczowy! Cóż za niesamowity okaz, na moje oko 25 metrów! - jeden z generałów towarzyszących Cesarzowi ośmielił się odezwać.

- Obserwuję go już od dziesięciu minut, szanowny przyjacielu. - Xia-ping odrzekł bez wzruszenia.

- Wlatujemy w obszar, gdzie widziano w zeszłym tygodniu Kajmana długości dwóch krokodyli. - oznajmił pilot, zgodnie z instrukcjami jakie wcześniej otrzymał.

- Fantastycznie. Zarządzam desant wabika. - Cesarz dosyć głośno wydał rozkaz.

- Tak jest! - główny generał potwierdził otrzymanie komunikatu.

Natychmiast wyłoniła się przeźroczysta osłona wokół wyjścia z helikoptera. Następnie jeden z żołnierzy podprowadził do otworu wejściowego maszyny sklonowanego Putina w samych slipkach i bluzeczce na ramiączkach ze związanymi rękoma z przodu, żeby w razie potrzeby mógł się jednak wyswobodzić. Miał tylko specjalny kask na głowie. Dlaczego wybór Cesarza padł na użycie całkowitej puli genowej akurat Putina z tego nie musiał się nikomu tłumaczyć, ale prawdopodobnie chodziło o ich powszechną popularność i dostęp w katalogach klonów. Już w latach końcowych XX wieku po Ziemi chodziło kilka jego kopii i był to dobry, stabilny i sprawdzony model. Oprócz tego przejawiał mnóstwo doskonałych cech jak inteligencja i spryt oraz miał zachowany bardzo wysoki instynkt przetrwania. Cechy pożądane jako wabik na zmutowane gady. Klon Putina został wepchnięty za bezbarwną osłonę, która za moment się uszczelniła by w następnej sekundzie otworzył się wylot z helikoptera. Miejsce pomiędzy wejściem do maszyny a osłoną nie miało nawet najmniejszego fragmentu, którego mógł się złapać klon. Wyssało go natychmiast ponieważ pilot w ułamku sekundy zniżył lot ponad same korowy drzew i gwałtownie przyśpieszył do 180 km/h . Zrobił to w taki sposób, że w środku nikt tego nie odczuł. Ciśnienie oraz grawitacja wewnątrz helikoptera zostały wyrównane obligatoryjnie. Sklonowany człowiek wypadł ze sporym impetem w najwyższe korony drzew.

- Poobija się i prawdopodobnie coś sobie złamie, ale powinien przeżyć. Zazwyczaj po niedługim czasie odzyskują przytomność. Są w takiej adrenalinie, że ostatnio nie zdążył się zorientować, że ma złamaną nogę tak szybko uciekał zanim został przez coś pożarty. - zaśmiał się minister wojny.



***

Jakub Drogowsky obudził się bladym świtem 4 stycznia ’55r. Chociaż ciężko mówić o bladym świcie kiedy jest się pod ziemią, jednak Kuba czuł takie rzeczy w kościach. Jego nieomylne przeczucie podpowiadało mu, że jest godzina 5:30. Zegarków miał w prawdzie bardzo dużo, ale rzadko kiedy jakiś nosił. Zawsze sobie powtarzał, że szczęśliwi czasu nie liczą. Mieszkał w dystrykcie 17 zwanym Wielogrociska ze względu na budowę mieszkań w tym rejonie, które przypominały groty wyżłobione w terenie wapiennym i piaskowcowym. To był oficjalny powód tej nazwy, jednak bardziej chodziło o liczne „dzikie groty” zamieszkiwane przez nie rejestrowanych w systemie ludzi. Było ich w tym rejonie wyjątkowo dużo, możliwe że właśnie ze względu na teren łatwy w żłobieniu groty.

Jakub wiedział, że dziś czeka go kolejny pracowity dzień. Przedwczoraj nastawił pierwszą partię zacieru z ziemniaków, które wcześniej kupił od swojego stałego dostawcy. Wczoraj wyparzył cały sprzęt do destylacji i starannie wyczyścił wszystkie zbiorniki na samogon. Wymył dokładnie butelki litrowe i pięciolitrowe bo w takich pojemnościach magazynował a następnie sprzedawał swój produkt. Zaczął nawet pierwszą destylację z jakiegoś starego, zapomnianego zacieru, który przypomniał o swoim istnieniu niesamowicie intensywnym smrodem. Destylat natomiast wyszedł z niego pachnący jak zwykle silną wonią alkoholu. Jednak to była tylko kropla w morzu potrzeb. Dziś miał w planie odwiedzić swoje dwie uprawy kartofli, ponieważ zbliżał się ich czas wykopków. Ogólnie z tego co pamiętał to miał pięć plantacji ziemniaków, w tym jedną na powierzchni ziemi. Jednak ta w pełni naturalnie rosnąca pod Słońcem uprawa dopiero miała zaczynać kiełkować, więc jeszcze nie nadszedł na nią czas. Jedna uprawa będzie gotowa do wykopków w przyszłym miesiącu, kolejna w kwietniu no i te dwie, które powinny już być gotowe w tym momencie.

Musiał wspiąć się nieco wyżej aby dotrzeć do swoich upraw. Po drodze miał w planie sprawdzić czy wszystko w porządku z elektrownią jego własnej konstrukcji, która zasilała lampy oświetlające jego kartofliska. Tak, więc dokładnie zamknął od środka drzwi do swojej groty. Przejście do jego upraw znajdowało się nie gdzie indziej tylko w jego mieszkaniu. Wspiął się na stołek i pociągnął z całej siły żyrandol, który odchylając się odsłonił dźwignię od klapy w suficie. Kuba pociągnął za nią a to spowodowało uchylenie klapy za którą były stopnie drabiny prowadzącej kilka metrów do góry. Wszedł na drabinę zatrzaskując za sobą klapę na wszelki wypadek. Drabina prowadziła do całkowicie dzikiej jaskini nieznanej nikomu poza Jakubem. Była to bardzo niska jaskinia tak, że Kuba musiał poruszać się w niej na czworaka. Można by pomyśleć, że to jakiś szyb wentylacyjny, ale był to korytarz wymyty przez podziemną rzekę, która już tędy nie płynęła. Takie stare koryto rzeki podziemnej. Musiał przejść tą niewygodną drogą kilkanaście metrów aż jaskinia zaczęła się powiększać na tyle że mógł stanąć wyprostowany. Jak zwykle miał ze sobą latarkę na baterię ładowaną przez ruch ręki. Oświetlił dookoła siebie miejsce, w którym się znalazł. Wszystko wyglądało tak jak ostatnio. Wapienne ściany i sufit z piaskowca, przecinany co jakiś czas warstwami czerwonej gliny. Słyszał w oddali szum wody. Skierował się w tym właśnie kierunku. Dotarł szybko do źródeł wodnych, które wypływały ze ściany wapiennej. To właśnie na ich podstawie skonstruował swoje turbiny prądotwórcze. Było ich kilkanaście a napędzał je spadek wody, która nieustannie spływała z wapiennych ścian do małego podziemnego zbiornika wodnego. Ta konstrukcja w zupełności wystarczyła na zasilenie lamp ledowych, którymi oświetlał swoje pobliskie uprawy kartofli. Sprawdził czy żadna z turbin nie uległa jakiejś awarii, obejrzał podłączone do nich akumulatory czy nie wyciekał z nich jakiś płyn albo żel. Po wszystkich koniecznych przeglądach i stwierdzeniu braku usterek przeszedł nieco dalej gdzie już widać było fioletowo-czerwoną łunę lamp ledowych. Ziemniaki cieszyły go swoim widokiem, brak stonki dodatkowo napawał go radością, chociaż skąd wzięła by się stonka pod ziemią? Jednak były to powody do radości. Lubił rozpoczynać pracę z radością a pracy miał naprawdę sporo. Jeśli zdąży dziś wykopać wszystkie ziemniaki będzie jeszcze bardziej zadowolony.


***


- Dlaczego przyszedłeś właśnie do mnie z tą historią? - po chwili zapytał duchowny.

- Bo ufam, że pozostanie ona między nami tak jak spowiedź święta. Po za tym pomyślałem, że jesteś jedyną osobą, która może mi w jakiś sposób pomóc zrozumieć to wszystko. - odrzekł Jakub już bardziej ośmielony.

- Sam nie do końca rozumiem o co w tym wszystkim chodzi, ale skoro Ty zaufałeś mi to ja też chcę zaufać Tobie. Powiem Ci o pewnych sprawach, które muszą pozostać między nami. Jeśli dowiem się, że komukolwiek powtórzyłeś chociaż jedno zdanie z tego co zaraz usłyszysz to Twoja historia też będzie przeze mnie nagłośniona i może się to źle dla Ciebie skończyć. Nie chcę Ci w żadnym wypadku grozić ani nic takiego, po prostu lojalnie uprzedzam. Rozumiemy się? - kapłan był niezwykle poważny nawet jak na jego osobę.

- Tak. Rozumiem w zupełności. - potwierdził Drogowsky.

Paulo zaczął mówić:

- W moich pierwszych miesiącach przebywania pod powierzchnią mieszkałem w podziemiach Watykanu. Jak się pewnie domyślasz byli ze mną kardynałowie, papież i inni wysokiej rangi dostojnicy kościelni. Będąc na małej przestrzeni rozmawialiśmy o wszystkim i szybko się zbliżyliśmy do siebie. Po jakimś czasie zwierzaliśmy się nawzajem z najróżniejszych rzeczy.

Bardzo zapadła mi w pamięć historia, którą opowiedział ówczesny papież. Pasuje ona do tej przygody, którą niedawno przeżyłeś. Mianowicie zwierzył się, że przyjmował na audiencji osobistej takiego bardzo wpływowego bankiera i ten zaproponował mu, nie od razu oczywiście, że jak będzie miał dosyć tej odpowiedzialnej funkcji jaką jest Głowa Kościoła to oni od jakiegoś czasu budują cywilizację na Księżycu. Papież z pełną powagą opowiadał, że ten finansista był strasznie podekscytowany bo wtedy była to dosyć świeża sprawa. Mówił, że tam na Księżycu będą mieli wszystko czego zapragną. Ponieważ polubił papieża i stwierdził, że pasowałby tam a z racji pełnionej funkcji na pewno nikt by mu nie odmówił zamieszkania w nowej cywilizacji księżycowej. Rozumiesz co do Ciebie mówię, Jakubie? 



***

Leonardo Morgan leżał na swoim materacu poduszkowym z zimnym żelowym kompresem na czole. Materac ten lekko unosił się w powietrzu i był sterowany małym joystickiem pod jego dłonią. Jego posiadłość zbudowana była z pancernego szkła, które według polecenia właściciela mogła zmienić barwę poczynając od całkowicie przeźroczystego aż do wszystkich kolorów tęczy. Dziś ściany były czarne jak węgiel. Odzwierciedlało to jego humor i samopoczucie.

- Następne głosowanie w przyszłym roku – powiedział do jednej z matek jego dzieci.

- Przecież macie władzę nad całym światem podziemnym a Chińczycy już są zaczipowani na powierzchni, nie rozumiem skąd tyle nerwów. - szczerze powiedziała Adela.

- Czy ty nic nie rozumiesz? Oni tam drążą tunele w głąb ziemi i niedługo dokopią się do samego diabła. Tracimy nad nimi kontrolę. - podniósł głos Leonardo

- Mój drogi, tutaj niedaleko Ciebie są poważniejsze sprawy nad którymi tracisz kontrolę. - chłodno odparła.

Leonardo nacisnął joystick i momentalnie jego lewitujący materac przybliżył się do Adeli tak, że dotykał teraz jej kolan. Kazał jej uklęknąć, żeby ich oczy były mniej więcej na takim samym poziomie i spokojnie zapytał:

- O czym mówisz kobieto?

- O Twoim synu Gabrielu, jest coraz bardziej wściekły na was za to jak pokierowaliście historią na Ziemi. - wycedziła spokojnie, chociaż dało się wyczuć nerwy w jej drżącym głosie.

- Przecież on się urodził w świecie księżycowym, nie może pamiętać starego świata. - odrzekł

- Zna stary świat z filmów, gier i symulacji. Bardzo przeżywa, że musimy teraz mieszkać na tym niegościnnym globie. Wolałby żyć na Ziemi przed katastrofą atomową.

- Zapominasz, że to nie my doprowadziliśmy do wojny atomowej, tylko nie kontrolowani przez nikogo rebelianci – znowu podniósł głos. - Jeśli tym pół-ludkom żyjącym w podziemiu pozwolimy na dalsze swobody zrobią coś podobnego. - dokończył nieco spokojniej.

- Mieliście nie ograniczone możliwości przed 29 rokiem. Mogliście rozbroić świat z głowic atomowych, mogliście powstrzymać konflikty zamiast je nakręcać i zarabiać na zbrojeniach, mogliście…. - nie dokończyła bo Leonardo wstał z materaca i rzucił w nią swoim okładem żelowym, który miał na głowie. Po czym zaczął na nią krzyczeć:

- Masz wychować mojego syna żeby mnie szanował tak jak ja szanuje swojego ojca i dziadka. Ma czuć respekt do całej familii i dążyć do realizacji naszych celów bez mrugnięcia okiem. Nie po to pozwalam Ci żyć żebym musiał wysłuchiwać tych wszystkich bredni. Czy Ty myślisz, że nie mam stu innych na Twoje miejsce? - zamilkł na moment. Adela też milczała, nie odważyła się wstać z kolan. Po krótkiej chwili Leonardo kontynuował już spokojniej:

- Wytłumaczysz mu, że robiliśmy wszystko żeby nie doszło do wydarzeń z 2029 roku. Opowiesz mu ze szczegółami jak rękami amerykańskich żołnierzy walczyliśmy z terroryzmem na całym świecie żeby uniknąć najgorszego scenariusza, który niestety się wydarzył. Powiesz mu, że tata jutro go odwiedzi. Dziś czuję się okropnie. Teraz wstań i idź do niego, nie chcę Cię już dłużej oglądać.

Adela bez słowa wstała z kolan, ubrała się i wyszła pozdrawiając go serdecznie na pożegnanie. Zdawała sobie sprawę, że poza nią miał jeszcze dwie kobiety, z którymi miał dziecko. Był to modny model „życia rodzinnego” u elity księżycowej: jedna kobieta – jedno dziecko. Była nie jako piastunką i opiekunką jego dziecka. Nie mieszkali razem, ale często ich odwiedzał. Mógł się zjawić u nich kiedy chciał, jednak ona z dzieckiem musiała wcześniej zapowiedzieć i uzgodnić wizytę w jego posiadłości. Ona mieszkała w domku trzy izbowym plus łazienka. W jednym pomieszczeniu była kuchnia, w drugim pokój dzienny i jej sypialnia a w trzecim pokój Gabriela, który miał 17 lat. Przyjęło się w świecie elity księżycowej, że pełnoletność osiąga się w wieku 21 lat. Do tego momentu Adela wychowywała go i miała dbać o jego rozwój i edukację. 


***


Zaczął przeszukiwać swoją ofiarę. Ku jego zaskoczeniu pierwszą rzeczą na jaką się natknął były ładunki wybuchowe obwiązane dookoła ciała. Przeszło mu przez myśl, że to jakiś terrorysta samobójca, ale co on tu robił? Może też uciekł z jakiejś jaskini zła. Wyglądało na to, że tylko przyspieszył jego koniec, który i tak już był bliski. Gdyby miał jakieś wyrzuty sumienia to by je uśmierzyło, jednak on już od dawna nie miał niczego takiego. Znalazł przy zwłokach jeszcze dwie monety 5 denarowe z czego ogromnie się ucieszył. Była też zapasowa oliwa do lampy i sporej długości lina. Po za tym długi płaszcz, w który był ubrany nieznajomy i solidne buty typu glany. Przymierzył obuwie, było odrobinę za duże, ale nie uwierało. Glany były dużo lepsze niż jego przetarte sandały. Nie był przesądny, nie przeszkadzało mu, że będzie chodził w butach po nieboszczyku. Najbardziej zależało mu na mięsie, był okropnie głodny. Odkroił mu obie ręce, owinął w jego płaszcz i zawiązał sznurem. Zabrał ze sobą pas ładunków wybuchowych, którymi było obwiązane ciało. Oddalił się z miejsca zbrodni w kierunku jak mu się wydawało kliniki lekarskiej. Miał pewien plan. Był już w rejonach, które rozpoznawał. To na pewno był dystrykt 13. Wspiął się po belce podtrzymującej strop i odnalazł znajomą nieckę. Wślizgnął się do środka. Tutaj był bezpieczny, mógł w spokoju usmażyć jedną rękę swojej ofiary żeby w końcu coś zjeść. Z jego rachuby wynikało, że nic nie jadł już od 4 dni, nie licząc tabletek morfiny. Rozpalił ognisko i usmażył w całości jedną ze swoich zdobyczy. Obgryzł do kości rękę od palców do łokcia. Resztę zapakował. Zaspokoił głód, ale czuł się okropnie. Wyzuty z emocji, uczuć i czegokolwiek co ludzkie. Miał jednak plan jak zagłuszyć te obrzydliwe samopoczucie. Był dosłownie o krok od kliniki, z której już raz udało mu się ukraść tabletki morfiny. Wystarczyło się tam włamać ponownie. Tylko, że tym razem wrota były zamknięte a on miał tylko jeden pomysł jak je otworzyć.

Pas ładunków wybuchowych uznał za dar niebios. W jego mniemaniu był to genialny plan. Podłoży ładunek pod wrota, oddali się na bezpieczną odległość, zdetonuje bombę i... szafy pełne leków staną przed nim otworem. Miał nadzieję obłowić się jak nigdy. 


***


To tylko losowo wybrane fragmenty książki, całość będzie liczyć ok. 250 stron a to tylko pierwsza część jaką autor ma w planach. Jeżeli oczywiście uda się zebrać odpowiednie fundusze.


Liczę na Was !

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Przyjmuj wpłaty gdziekolwiek jesteś.
Dowiedz się więcej

Wpłaty 3

DZ
Bezimienny
10 zł
 
Dane ukryte
170 zł
 
Dane ukryte
100 zł

Komentarze

 
2500 znaków
Zrzutka - Brak zdjęć

Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!