id: 62was7

Leczenie Rufika - rak płaskonabłonkowy

Leczenie Rufika - rak płaskonabłonkowy

Zrzutka została wyłączona przez organizatora
Wpłaty nieaktywne - wymagane działanie Organizatora zrzutki. Jeśli jesteś Organizatorem - zaloguj się i podejmij wymagane działania.
Ta zrzutka nie ma jeszcze skarbonek
Dodaj skarbonkę do zrzutki

Nasi użytkownicy założyli 1 156 858 zrzutek i zebrali 1 201 111 694 zł

A ty na co dziś zbierasz?

Aktualności9

  • Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękujemy Wam za pomoc w leczeniu Rufika. Dalej finansowo damy już radę. Obecnie Rufik czuje się dobrze a my czekamy na poprawę wyników krwi aby kontynuować walkę o naszego pupila.

    Rufik, Ania i Jacek.


    2hDQaLS5bNqLJbPY.jpg

    0Komentarzy
     
    2500 znaków

    Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

    Czytaj więcej
Ta zrzutka nie ma jeszcze aktualności.

Ta zrzutka nie ma jeszcze aktualności.

Opis zrzutki

Zbieramy środki na radioterapię ortowoltową dla Rufika - naszego cudownego Westa. Rak płaskonabłonkowy okolicy odbytu coraz bardziej utrudnia mu wypróżnianie. Rufik przyjmuje lek przeciwnowotworowy Palladia i bardzo dobrze go toleruje, jednak aby guz się zmniejszył, konieczne jest leczenie skojarzone. Niestety jedyna w Polsce klinika realizująca tego typu naświetlania, jest zlokalizowana w Groblicach, ponad 350 km od miejsca zamieszkania Rufika. To znacznie podnosi nam koszty terapii. Koszt samej radioterapii to łącznie ok. 3000zł. Rufik powinien przyjąć 6 naświetleń z odstępem tygodniowym. To oznacza konieczność pokonania ponad 4200km w ciągu półtora miesiąca. 


Leczenie podstawowe lekiem Palladia to koszt 400zł/mc. Kontrolne badania i wizyty to kolejne setki złotych.


Dla osób zamieszkałych za granicą, chcących wspomóc leczenie Rufika, utworzyliśmy zrzutkę w serwisie PayPal


https://www.paypal.com/pools/c/8VlhSsrX7U


Poniżej wynik badania histopatologicznego wycinka guza


OTLVa86DNJPK3YhN.jpg


SjqiTmgUzBPVMJVc.jpg


Wszystko zaczęło się na początku kwietnia tego roku. Na jednym ze spacerów zauważyliśmy trochę krwi w odchodach Rufika. Drugiego dnia podobnie ale trzeciego już zdawało się być w porządku. Pomyślałem, że może coś zjadł...


Tydzień później, córka oznajmiła mi po powrocie ze spaceru, że coś Rufikowi wyszło przy odbycie. Rzeczywiście, była tam niewielka zmiana. Dzień wcześniej jeszcze jej tam nie było. Postanowiliśmy poobserwować zmianę przez 2...3 dni i jeśli nie będzie znikać to umówimy się do weterynarza. Niestety to coś po 3 dniach było zdecydowanie większe. Podejrzewając powiększony gruczoł okołoodbytniczy, umówiłem wizytę u weterynarza. 


Pan doktor już na pierwszy rzut oka stwierdził, że to nie jest powiększony gruczoł. Widział już wiele takich guzów i jest to wg niego guz nowotworowy. Zapisał lek Tamoxifen, który, jak twierdził, w większości przypadków działa. Niestety wg doktora guz jest nieoperacyjny, gdyż zlokalizowany na pierścieniu odbytniczym. Usunięcie spowodowałoby uszkodzenie zwieracza, piesek wypróżniałby się pod siebie, tam gdzie stoi... 


Oczywiście taka diagnoza była jak grom z jasnego nieba. No ale może się myli, może sprawdzimy u innego weterynarza... Tak też zrobiliśmy. Już godzinę później byliśmy w drugiej lecznicy. Diagnoza - niestety potwierdzenie poprzedniej. Do Tamoxifenu jeszcze antybiotyk Zodon, steryd Hedylon no i rzecz jasna probiotyk. Kontrola za miesiąc, jeśli guz się zmniejszy to rozważymy usunięcie. Pan doktor widział już takie przypadki po operacji i wg niego wcale nie jest powiedziane, że operacja równa się całkowitemu uszkodzeniu zwieracza.   


Tak więc kuracja trwała miesiąc. Codziennie przeciwnowotworowy Tamoxifen, antybiotyk, steryd i probiotyk.


Po miesiącu guz na zewnątrz zdawał się być nieco większy. Jednak prawdziwy dramat rozgrywał się wewnątrz, ponieważ guz poza widoczną zewnętrzną częścią, posiadał też część zlokalizowaną wewnątrz, która już w tym momencie urosła dwukrotnie.


Lekarz chirurg powiedział, że można spróbować usunąć zmianę ale nie daje zbyt wielkich szans, możliwe nawet że podczas zabiegu trzeba będzie Rufika uśpić. Pan doktor podszedł do nas z ogromną empatią ale na końcu powiedział, że jeśli ma być szczery to gdyby to był jego pies to by go uśpił. Mieliśmy podjąć decyzję. Wróciliśmy do domu załamani. 


Postanowiliśmy poszukać innego chirurga. Może znajdziemy innego, lepszego - myśleliśmy. Przecież to był pierwszy lepszy chirurg do jakiego trafiliśmy, może nie jest zbyt dobry? Zaczęliśmy dzwonić po lecznicach i wypytywać o dobrego chirurga. Odpowiedzi zwaliły nas z nóg. Wszyscy polecali tego doktora, który właśnie przed chwilą badał Rufika. "Jeśli ktokolwiek miałby usuwać tego guza, to tylko ten doktor, nikt inny" słyszeliśmy od innych lekarzy.


Po chwili załamania, pojawiła się nowa myśl - może są jakieś inne niż operacja metody leczenia nowotworu? U ludzi wiadomo - chemioterapia, radioterapia, ale czy u psów....?


Szybki rekonesans i.... jest. Onkolog weterynaryjny, Pan dr. Miazga. Prowadzi pod Gdynią lecznicę wraz z chirurgiem onkologicznym, Panem dr. Pobłockim. Podobno są rewelacyjni. Zapisaliśmy się na wizytę, niestety termin za trzy tygodnie. Katastrofa, no ale co zrobić. Termin trzymamy ale szukamy dalej. 


Kolejna lecznica, kolejny dobry chirurg, tym razem w naszym mieście Bydgoszczy. Termin początkowo znowu odległy ale udaje się uprosić szybszą wizytę u Pana dr. Muchy w SweetVet..


Pan doktor bada dokładnie Rufika no i także wg niego guz jest nieoperacyjny z uwagi na fatalne umiejscowienie. Od słowa do słowa, wspomniałem, że mamy jeszcze umówioną wizytę w lecznicy onkologicznej "Pobłocki & Miazga". Okazało się, dr. Mucha zna się dobrze z jednym z właścicieli kliniki. Ustaliliśmy, że dr. Mucha po uprzedniej konsultacji pobierze na miejscu wycinek guza do badania histopatologicznego i na wizytę pojedziemy już z wynikiem, dzięki czemu zaoszczędzimy sporo czasu.


Wycinek został pobrany w trybie pilnym i wysłany do laboratorium do Niemiec. Do ostatniej chwili trwała walka z czasem, aby otrzymać wynik przed wizytą u onkologa w Kosakowie pod Gdynią. Wynik pojawił się w dniu wizyty.


Okazało się, że jest to rak płaskonabłonkowy. Mając te informacje, onkolog, Pan dr. Miazga zaplanował kurację lekiem przeciwnowotworowym Palladia, co powinno zatrzymać chorobę. Do tego Pan doktor zalecił radioterapię, gdyż ten rodzaj nowotworu dobrze reaguje na naświetlanie. Dotychczasowe leczenie Tamoxifenem nie mogło być skuteczne, gdyż ten rodzaj nowotworu nie reaguje na ten lek. Następnego dnia podaliśmy pierwszą dawkę leku Palladia. Niestety kolejnego dnia otrzymaliśmy informację od Pana dr. Miazgi, że Rufik ma bardzo wysoki poziom białka w moczu i musimy przerwać kurację i podleczyć najpierw nerki.


Od dnia wizyty onkologicznej odstawiliśmy wszystkie leki, które dotychczas przyjmował Rufik. Niestety był to błąd, bo steryd powinno się odstawiać stopniowo. To prawdopodobnie spowodowało dodatkowo wzrost ciśnienia. Rufik zrobił się apatyczny, nie chciał jeść ani pić. Ciśnienie 180....190 mmHg. Do tego ten białkomocz i brak możliwości kontynuowania kuracji. Guz robił się coraz większy. Przysłaniał coraz bardziej światło odbytu, przez co wypróżnianie stawało się coraz trudniejsze dla Rufika. 


Na szczęście nerki udało się w ciągu tygodnia doprowadzić do znacznie lepszego stanu. Kolejne badanie moczu pokazało mocno spadkową tendencję białka i znaczne obniżenie stosunku białka do kreatyniny, co oznacza, że białkomocz jest w odwrocie. Prawdopodobnie długotrwałe (2 miesiące) podawanie sterydów i antybiotyku spowodowało tak poważne zakłócenie pracy nerek. Na szczęście po odstawieniu tych leków (i kilkudniowym incydencie z wysokim ciśnieniem) parametry zaczęły się normować a Rufik odzyskał siły. Dostaliśmy zielone światło na kontynuację leczenia Palladią. 


Rufik na szczęście dobrze znosi ten lek. Guz, a przynajmniej jego zewnętrzna część, robi się coraz bardziej nieregularna, taka "kraterowata". Niestety jest na tyle duży, że zasłania prawie cały odbyt i Rufik ma kłopoty z wypróżnianiem. Wypróżnia się po trochu, 4...5 razy podczas jednego spaceru. Guz czasami krwawi i przez cały czas sączy. Po każdym spacerze, ale nie tylko, zakładamy świeży opatrunek. Rufik to straszny czyścioch. Jeśli zauważy, że zostawił gdzieś na podłodze ślad, natychmiast próbuje go wyczyścić tak jak potrafi, czyli wylizując. Dla tego zmieniamy opatrunek częściej, żeby czuł się choć trochę bardziej komfortowo. 


Teraz ratunkiem byłoby naświetlanie guza, co wg lekarzy powinno doprowadzić do jego obkurczenia. Z racji umiejscowienia guza (na zewnątrz oraz wewnątrz na niewielkiej głębokości), można zastosować u Rufika znacznie tańszą radioterapię ortowoltową (jeszcze skuteczniejsza terapia megawoltowa jest zupełnie poza naszym zasięgiem finansowym). Zajmuje się tym klinika VetSpec w Groblicach. Wstępnie zaplanowano 6 naświetleń dawką 8 Gy. 


Niestety dotychczasowe leczenie pochłonęło już sporo środków a radioterapia to następny koszt ok. 3000 zł. Klinika jest oddalona od Bydgoszczy o ponad 350km, więc do pokonania mamy w obie strony 6 razy 700km co przy obecnych cenach paliwa niemal podwaja ten koszt. Poza tym miesięczna kuracja lekiem Palladia to koszt. ok. 400zł. Wizyty kontrolne w Kosakowie u onkologa i badania kontrolne krwi i moczu to kolejne setki a nawet tysiące.


W tej chwili moglibyśmy rozpocząć naświetlania w klinice w Groblicach niemal od razu ale nie chcemy się tego podejmować nie mając perspektyw na sfinansowanie całej terapii 6 naświetleń. 


Najbardziej obawiamy się momentu, gdy Rufik pomimo ogólnie dobrego stanu, nie będzie mógł się już wypróżnić ze względu na całkowite zasłonięcie odbytu przez rozrastający się guz. Wtedy będziemy musieli podjąć tą najtrudniejszą decyzję i wyprowadzić naszego ukochanego Rufika na ostatni spacer, z którego już nie wróci. Nie wyobrażam sobie tego momentu...

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Pierwsza na świecie Karta Wpłatnicza. Twój mini-terminal.
Dowiedz się więcej

Skarbonki

Jeszcze nikt nie założył skarbonki na tej zrzutce. Twoja może być pierwsza!

Wpłaty 267

preloader

Komentarze 44

 
2500 znaków