Suczka ratownik Ursa kiedyś uratowała człowieka; teraz sama prosi o pomoc
Suczka ratownik Ursa kiedyś uratowała człowieka; teraz sama prosi o pomoc
Nasi użytkownicy założyli 1 233 880 zrzutek i zebrali 1 371 893 807 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności4
-
Kochani Darczyńcy, zbiórka osiągnęła cel. Każda, najmniejsza nawet wpłata, zbliżała nas do niego. Wszystkie przejawy ofiarności cenię sobie jednakowo i przyjęłam ze wzruszeniem i wdzięcznością. Dzięki Wam Ursa przeszła w Animal Hospital Postojna w Słowenii opracowany dla niej program radioterapii, dający nadzieję na pokonanie raka języka, który zagroził jej życiu. Brakuje mi słów, by wyrazić moją wdzięczność, więc po prostu – DZIĘKUJĘ! Zbiórka prawie dokładnie pokryła koszty radioterapii. Rachunek ze szpitala przedstawiłam na fb na stronie „Ursy walka z rakiem”. Obecnie kontynuujemy leczenie objawów ubocznych będących skutkiem naświetlań. Nie zamykam więc konta Ursy; gdyby ktoś w przypływie szaleństwa chciał pozbyć się jakiejś kwoty na zbożny cel, nadal jest to możliwe i zostanie przyjęte z wdzięcznością. Dziękuję za niezliczone słowa wsparcia, bardzo mi pomogły i pomagają nadal. Wierzę, że uruchomione dobro będzie procentować i wróci w postaci zwielokrotnionej do każdego z Was.
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
Zbiórka na pokrycie kosztów radioterapii złośliwego raka języka u suczki Ursy, wieloletniej certyfikowanej ratowniczki Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej OSP Goszcza.
Urodziła się, by zostać psem ratowniczym. Wybrałam ją z grupki szczeniąt pierwszego dnia, gdy je ujrzałam – i okazało się, że hodowca też wybrał dla mnie właśnie ją; puchatą kulkę z kosmykiem białych włosków na lewej tylnej łapce. Dałam jej imię: Riwendell, na co dzień Ursa. Miała zostać ratownikiem i – po różnych perypetiach – została. Zdała egzaminy PSP i została przyjęta do tworzącej się Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej OSP w Goszczy. A jej przewodniczka została strażakiem, bijąc chyba damski wiekowy rekord Guinessa w pokonaniu komory dymowej.
Tak rozpoczęłyśmy służbę.
O wzajemnej więzi przewodniczka Ursy na stronie swej hodowli pisze tak:
Relacja człowieka z psem pracującym jest relacją bardzo specyficzną. W policji, służbie celnej, ratownictwie – człowiek jest zawsze przewodnikiem psa; równocześnie jednak jest jego partnerem – a pies jest partnerem człowieka. Są w pracy z psem służbowym takie momenty, kiedy – pozostając nadal przewodnikiem – człowiek musi zdać się całkowicie na zmysły psa, nieskończenie doskonalsze od ludzkich. Kiedy wykonanie zadania wymaga zanurzenia się w świat dla nas niedostępny, w którym nasz partner porusza się swobodnie i sprawnie, my zaś pozostajemy na brzegu, nie-czujący, głusi i ślepi, pokornie licząc, że on zrozumiał o co nam chodzi i zadanie wykona. I pies to robi, oczekując w zamian jedynie chwili radosnej wspólnej zabawy.
Są dziedziny, w których człowiek nigdy nie dorówna psu. Jeśli chcemy, by współpraca przyniosła owoce, pozostaje tylko – zaufać.
Fide canem.
Zaufałam. Ursa - owczarek niemiecki z linii użytkowej, pies ratowniczy o specjalności terenowej - była psem akcyjnym GPR OSP Goszcza przez pięć lat. Pięć lat poszukiwania zapachu człowieka: w lasach, na brzegach rzek, na polach, w miejskich ogródkach, w pustostanach i niedokończonych budowach. Na gruzach i w wodzie, na treningach i licznych akcjach poszukiwawczych. W czasie jednej z nich Ursa znalazła zaginionego człowieka. Nieprzytomnego, w głębokiej hipotermii. Jej nos uratował ludzkie życie. A trzy lata później, po kolejnej wizycie u weterynarza z jakiegoś błahego powodu, usłyszałam: pani suczka ma raka.
We wrześniu 2018 u Ursy zdiagnozowano raka płaskonabłonkowego, głęboko pod językiem (lingual SCC). Była operowana, leczona, czuła się dobrze. Pracowała z dziećmi: na pokazach, w szkołach. Z aktywności poszukiwawczej musiała zrezygnować, chociaż rwała się do pracy. Na spacerach po mieście usiłowała przeszukiwać kamienice i ogródki, a na Błoniach poinformowała mnie raz uprzejmie, że znalazła panią w… podziemnej toalecie. To było przecież jej życie, to właśnie kochała robić. Niestety, po pięciu miesiącach pojawiła się wznowa. Nieoperacyjna, bo na amputację suni języka się nie zdecyduję. Ursa zaczęła przejawiać objawy bólowe. Byłam załamana - ale pojawiła się nadzieja: operować się nie da, lecz można naświetlać. Przy tym typie nowotworu radioterapia często bywa skuteczna, lecz powinna zacząć się jak najszybciej - czasu mamy niewiele, choroba postępuje. Ze względu na głębokie usytuowanie guza potrzebny jest aparat do naświetlań głębokich. I taki właśnie sprzęt ma klinika w Postojnej w Słowenii. Szpital w Postojnej zakwalifikował Ursę do radioterapii, proponuje szybki program 14 naświetlań. Koszt jednego to 250 euro, planowanie terapii, tomografia i obsługa komputerowa to 670 euro. Do tego należy doliczyć koszty dojazdu, pobytu, leki, suplementy diety… Całość przerasta moje możliwości, nawet z pomocą naszej Grupy. Dotychczasowe leczenie pochłonęło już sporo... Wiem jednak, że bez radioterapii moja suczka wkrótce umrze. I dlatego odważam się prosić o pomoc.
Usieńka zakończyła już służbę, ale wciąż zrywa się dziarsko, gdy otwieram szafę gdzie wisi kombinezon akcyjny; i wciąż pędzi do okna, gdy słyszy na ulicy syrenę strażacką. Bo jeśli trzeba, to ona pobiegnie, z radością. Pobiegnie jak biegała tyle razy. Żeby tylko tak nie bolało…
Ursa nie wróci już do pracy. Ale może przeżyć swoją ratowniczą emeryturę godnie, bez bólu. Może ją przeżyć bez raka. Może przeżyć… Więc proszę Was o to – dla niej. Mojej partnerki. Przecież partnerów się nie zawodzi.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!