Zwierzęta w Fundacji Grey Animals
Zwierzęta w Fundacji Grey Animals
Nasi użytkownicy założyli 1 224 949 zrzutek i zebrali 1 345 205 725 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Jest taka Fundacja - Grey Animals. Malutka, mało znana, choć lada moment będzie miała dziesiąte urodziny. Zaniedbana, bo nie ma komu pisać o niej i na codzień prowadzić fejsika, robić pieskom fotki i założyć instagramka. Dlatego też zawsze trudno jest mi prosić o pomoc, bo zdaję sobie sprawę, że powinnam robić to wszystko lepiej. A do tego zwyczajnie nie lubię prosić o pomoc.
Od czasu do czasu jednak przychodzi taki moment, że czuję, że nie dam rady, że mnie przerasta. Że wiem, że potrzebuję pomocy żeby to jakoś uciągnąć i nie doprowadzić do katastrofy, jakich przecież już trochę było.
Teraz nie mamy jakoś dużo psów - aktualnie jest ich w Fundacji ledwie 9, opisuję je pokrótce poniżej. Jest też pięć koni, którym daliśmy dom i miejsce na spokojne życie obok, a nie dla ludzi. Mamy swoje własne stado, głównie emerytowanych już huskich, które przez wiele lat biegały u nas w zaprzęgu - dziś już tylko dwa z nich są młode, pracują i biegają, więc my wróciliśmy do korzeni z rowerem i dogtrekkingiem.
I staramy się to wszystko ogarnąć - zwykle nam się w miarę udaje. Czasem, jak teraz, jest trudniej i przychodzi czas wynurzenia się na powierzchnię.
Jeśli chcecie nam pomóc, jest kilka opcji. Możecie podesłać nam karmę dla psów (najchętniej Brit Care Senior lub Adult, dowolny Brit Premium), dla koni możecie kupić nam dowolne trawokulki, muesli czy granulat - to zawsze się przyda, a na Allegro wysyłka nie dorzuca wielkiego kosztu do pomysłu.
Nasz paczkomat to BSA01M, numer telefonu 506935278.
Koty też mamy, ale bardzo staramy się ich unikać, ze względu na nasze polujące psy i brak oddzielnej kociarni. Jeśli są, są w klatkach. Sterylizujemy natomiast i dokarmiamy całe stado dzikich kotów, które przychodzą do nas się najeść, a które w większości nie dają się dotykać, więc nawet nie szukamy im domów, radzą sobie na wolności całkiem nieźle. Kocia karma też więc jak najbardziej potrzebna.
Specjalne wymagania ma jamnik Mieszko, który trafił do nas na koniec lata, pobijając wszystkie rekordy zaniedbania. Z żółtaczką, chudy jak szkielet, zapchlony i brudny został znaleziony przez dzieciaki, które nam go zgłosiły (<3). Okazało się, że wyniki krwi są tragiczne, praktycznie wszystkie narządy mu nie funkcjonują i czekają go miesiące leczenia. A do tego stał się wybredny i nie raczy już zjeść nic co jest suche i nie pachnie jak puszeczki, więc waży obecnie 7,5kg. Pies-Dramat. On potrzebuje karmy Hepatic - suchej i mokrej.
To z pomocy rzeczowej. Sprzętu - obroży, smyczy itp nam nie trzeba, bo sami szyjemy takie rzeczy. Możecie natomiast kupić coś w naszej firmie podczas jednej z akcji jakie robimy dla naszej (i czasem innych) organizacji i w ten sposób część pieniędzy przekazać zwierzętom.
Ale oczywiście i pieniędzy nie ominiemy, bo np siano dla koni, które jest u nas podstawą i którego mają praktycznie do woli, już nie nadaje się do wysyłania i kupowania przez internet. Kupujemy lokalnie, korzystając z fantastycznej możliwości, że konie mają co jeść nawet jeśli zalegamy z kasą, zawsze możemy liczyć na dostawę. Ale to nie powinno przecież tak wyglądać, to jest czyjaś praca. A siano poszło mocno do góry - jeden balot to teraz 85zł. Konie zjadają około dwóch na tydzień, wisimy w tej chwili jeszcze około 6 tys zł za letnią dostawę.
No. Za opiekę wet., choć płacimy symbolicznie i korzystamy z ogromnego wsparcia, też jakoś musimy płacić. Jeśli więc chcecie i możecie, to u nas jest komu pomóc.
Nasze konie:
Antek i Emil, półbracia, dwa zimnokrwiste, cudowne grubasy. Kupione z matkami, które znalazły prywatnych nabywców. Antek początkowo pojechał do końskiej fundacji spod Szczecina, skąd pół roku później go przywiozłam na prośbę jego wirtualnej opiekunki - mieszkał na łańcuchu, przybity do kołka, niczym Mustang z Dzikiej Doliny. Emil od początku był u mnie. Był okropnym koniem, skaczącym na ludzi, kopiącym, kompletnie nieokrzesanym. Dziś to "mój konik", który jako jedyny wybiera ludzi zamiast swojego stada, w którym zresztą jest zawsze ostatni, odganiany i wykopywany od najlepszych kąsków. Emil nie ma oka.
Grafi to nasz "kucyk". Powinien być potężnym, ogromnym zimnokrwistym ogierem, jest małym, pokracznym końskim karłem. Mając miesiąc stracił matkę, stał zamknięty w garażu, bez innych koni, miał tylko urosnąć i utyć. ważyć więcej. Przywiozłam go kiedy miał dwa miesiące. Niewiele urósł od tamtej pory, nie bardzo też potrafił porozumiewać się z końmi. Dziś wypracowały wspólny język i razem fajnie funkcjonują, choć Grafi jest żywym obrazem wszystkich problemów z za wczesnym odstawieniem od matki i brakiem socjalizacji z własnym gatunkiem.
Eros i Bombur to dwa konie, które trafiły do mnie jeszcze zanim powstała Grey Animals. Erosa przywiozłam z Gliwic, miał być końskim sportowcem, skakać. Nie znoszę końskiego sportu, nic to nie ma wspólnego z opieką, miłością czy szacunkiem do zwierząt. Erosa możnaby nazwać końskim "hajnidem" - ci z Was, którzy kojarzą temat dzieci wysokowrażliwych, HNB, będą wiedzieli co mam na myśli. Eros to skarbnica, z której można czerpać i nieustannie się uczyć i rozwijać.
Bombur pierwsze dwa lata spędził na dziko na pastwisku, przyjechał jako dziki koń, nie dający się dotknąć. Jest trochę psycholem i panikarzem, wymaga dość specyficznego traktowania, ale jest przy tym wspaniały, zawsze trochę dziki.
Psy (postaram się naprawdę jakoś krócej.. )
Sticker - trzy lata w kojcu w Miedarach, za twarz. Bo to morderca, amstaff, zły pies. Owszem, poryczy na obcych, ale to super, super pies, obecnie już powoli dziadek. Nikt go nie adoptował, bo ciężko chcieć iść na choćby zapoznawczy spacer z psem, który obcych chciałby pożreć.
Groniec - pies, który ostatnie lata spędził w hotelu. Przyjechał do nas głównie dlatego, że dożywotnie hotelowanie psów nie jest w mojej ocenie sensowne. Jego opiekunka zamiast płacić na hotel jak wcześniej robi bazarki dla Fundacji, z czego korzystają wszystkie nasze zwierzęta. Sam Groniec to fajny, miły chłopak, aktywny, wesoły. Ale zwykły, bury i nie bardzo rasowy, więc gubi się w tłumie i nie umie znaleźćź domu.
Barik, golden retriever z Krakowa, który chyba stał się ofiarą nadmiernej miłości i braku wiedzy o wychowaniu psa. Stał się dość dominujący, potrafił przejąć kontrolę nad rodziną, a po niefortunnej akcji z lek. wet, podczas której był gwałtem kładziony i unieruchamiany, zaczął też gryźć. Obecnie super pies dla kogoś, kto coś wie o pracy z psami, szuka domu.
Pepper - nasz ostatni nabytek, psie chucherko z łańcucha, jeszcze dzieciak. Zwariowany, bardzo ruchliwy, jeszcze nieco dziki i szurnięty, ale nabiera ogłady i wszystkiego się uczy.
Gero to nasz pies-edukator, to on jeździ z nami do szkół (jeździł, bo przeciez covid). Fantastyczny pies, naprawdę wyjątkowy. Kupiony podobno jako amstaff na bazarze, a że wyrosło jakieś nierasowe coś, właściciel obciął mu własnoręcznie uszy nożyczkami. Znieczulony był ponoć porządnie, właściciel.
Później trafił do psiego piekła, jednego z tych koszmarnych schronisk, gdzie w kojcach jest walka o życie. A później do nas. Gero nie szuka nowego domu, ma tutaj dożywocie.
Lenny to pies po dwóch wypadkach samochodowych, a do tego był dziki, przerażony i bardzo lękliwy. Przeszedł super skomplikowaną operację w Gliwickiej Klinice, dzięki czemu udało się poskładać jego zmasakrowaną tylną łapę. Przedniej nie ma, jakiś czas temu usunęliśmy kikut. Lenny szuka nowego domu, jest fantastycznym, cudownym psem rodzinnym, na fejsie są filmiki i możecie go tam poznać.
Mieszko to jamniczek, o którym było wyżej. Wywalony, bo rodzina ma już nowego - shih tsu z kokardką. Stary wyleciał na dwór, dokarmiało go pół wsi, aż go w końcu dzieciaki zgłosiły do nas. Sprawa o zaniedbanie prawnie jest w toku, a sam Jamniczek grzeje kościsty kuper w naszej kuchni.
Kokos to amstaffka, którą po porzuceniu w aucie przez imprezującego trzy dni nabywcę przekazała nam hodowczyni. Miała zastąpić i odciążyć Gerosa pracując w szkołach z dzieciakami, ale ze względu na to, że jest szurniętym, wiecznie nakręconym i niewyżytym psem, którego obecność ludzi dookoła wybija na emocjonalną orbitę póki co nie jeździ z nami do szkół. Jeśli wrócimy do spotkań z więźniami lub innymi dorosłymi, to to będzie robota dla niej, bo jest fantastyczna, jednak nie bardzo nadaje się do dzieciaków, więc sprzedaje się za ciastki dla kumpli jako modelka w naszej firmie.
i Alif - prawdziwy caanan dog, który najpierw był u nas czasowo, bo jego właściciel krąży po całym świecie pracując dla ONZ. W końcu jednak doszliśmy do wniosku, że przejdzie pod opiekę Fundacji, choć finansowo wciąż nic mu nie brakuje. Dla tych, których zna, jest psem cudownym, niezależnym, dumnym. Obcych zjada.
I koniec. Ani sił, ani czasu nie mam na więcej, choć znowu się rozpisałam. Ale czułam, że jestem to winna tym z Was, którzy nas nie znają lub co gorzej - znają, ale od tak dawna nie mają wieści o naszych zwierzętach. Jeśli chcecie im pomóc żyć spokojnie i nie przejmować się niczym, pomóżcie nam im dać dach nad głową i miski pełne czegoś sensownego do jedzenia.
Dzięki!! <3
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!