Pomoc w Ukrainie
Pomoc w Ukrainie
Nasi użytkownicy założyli 1 231 961 zrzutek i zebrali 1 365 702 083 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Lidia Akryshora to przyjaciółka mojej siostry, przewodnicząca Stowarzyszenia Młodzieży Ukraińskiej w Austrii (http://gotuma.org/en/). Na co dzień pracuje przy programie badawczym Ukraine in Global Dialogue w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu. Obecnie zajmuje się także pomocą osobom walczącym w Ukrainie, między innymi kupując kamizelki kuloodporne. Chcę wspomóc ją w tych działaniach, dlatego założyłam zrzutkę. Nie widzę jednak sensu tworzenia kolejnej zbiórki, w ostatnich dniach powstało ich już bardzo dużo, dlatego też w zamian oferuję swoje opowiadania. Jest to fragment większego projektu, nad którym pracuję od zeszłego roku, cztery krótkie teksty o domu i tym z jak wielu perspektyw można postrzegać to abstrakcyjne pojęcie.
Fragment:
Ilekroć przemierzam pociągiem małą, nieodkrytą Polskę, moją uwagę przykuwają szyldy i banery z nazwami firm budowlanych. Dużo ich. Wszystkie łudząco podobne. Przeważają -pole i -budy. Pola i budy. Dokładnie jak w krajobrazie za oknem. Sprawdzam z ciekawości internetowe rankingi prowadzone w ostatnich latach, najczęściej przewijające się w nich nazwy to: As-Bud, Kraj-Bud, Mar-Tob, Eur-Bud, Rem-Bud, Ga-Dom, Mur-Bud, Er-Bud, Bog-Mar, Dek-Pol, War-Bud czy Tor-Pol. Nazwy firm, które budują, zbudowane są z dwóch członów. Z urywków wyrazów. Jakby ktoś wyjął losowe sylaby z książki i zszył nieporadnie grubym, krzywym ściegiem, skleił przeterminowanym klejem w tubce, złożył nierówno. Zwykle wcale nie brzmi to dobrze, ale przecież nie o to chodzi. O budowaniu nie trzeba ładnie mówić, je się po prostu robi.
Chyba, że jest się mną. Ja chcę ładnie mówić o budowaniu. To proces, który od zawsze mnie pociąga i nurtuje. Nie ma we mnie silniejszego pragnienia niż to, żeby czuć się jak w domu. Równocześnie nic nie wydaje mi się bardziej nieosiągalne niż właśnie to uczucie. Chciałabym też ładnie mówić o burzeniu. Rozsypywaniu, rozkładaniu, pękaniu i zanikaniu. Chcę samodzielnie wypalać cegły, stawiać je w równiutkich rzędach i słupkach, a następpnie niszczyć jednym kopnięciem żeby zmierzyć się z poczuciem straty i bezsensu. Nazwa Bez-Dom pojawiła się pewnego dnia w mojej głowie i tak już została. Bez-Dom to prędzej stan emocjonalny niż sytuacja życiowa. To moment, kiedy bardzo chcesz coś oswoić, ale z jakiegoś powodu Ci się nie udaje. Kiedy czujesz wewnętrzny przymus żeby czegoś pragnąć, coś gonić i za czymś tęsknić, aż nagle, w chwili największego rozpędu, uświadamiasz sobie, że cel tego biegu po prostu nie istnieje. Kiedy przywieszasz kolejne obrazki na ścianę, która i tak zawsze będzie obca i chłodna.
Bez-Dom to mój dziadek kładący niedługo przed śmiercią nowy dach na swoim sypiącym się domu. To właściciel jednego z mieszkań, w których żyłam przez chwilę, uszczelniający wannę zakrętkami plastikowych butelek w nadziei, że zapobiegnie to zalewaniu mieszkania na dole. To resztki farb i płytek na ścianach budynków, sugerujące, że coś tu kiedyś stało. To starsi ludzie patrzący badawczo zza zasłony kiedy ktoś obcy wkroczy na podwórko ich kamienicy. To panowie w kryzysie bezdomności mieszkający na stadionie na końcu mojej ulicy, którzy pośród zgromadzonego złomu postawili stolik, na stoliku podartą firankę udającą obrus, a na firance bukiet sztucznych kwiatów w słoiku po majonezie. To osoba sklejająca pękniętą szybę jednego z krakowskich okien plasterkiem w myszki Miki. To staruszek przystrajający swój wózek na złom kwiatami z bibuły.
Bez-Dom to przede wszystkim ja. Pakująca po raz kolejny cały swój dobytek żeby zagnieździć się gdzieś na kilka szybkich miesięcy, za każdym razem wmawiając sobie, że to na dłużej. Stająca codziennie na wadze żeby odzyskać poczucie kontroli nad własnym ciałem. Przeglądająca oferty biur nieruchomości wierząc naiwnie, że kiedyś będzie stać mnie na mieszkanie w ulubionym mieście. Całująca własne ramię żeby dodać sobie otuchy. Wbijająca kolejny gwóźdź w już i tak pokaleczone ściany. Obsesyjnie zamiatająca podłogę. Szukająca ulubionego warzywniaka w każdym miejscu, w którym spędzam więcej niż dobę. Próbująca wszystko naprawić nie mając narzędzi, wiedzy, ani umiejętności. Bez-Dom to ja dokładnie w tym momencie, w czwartek trzynastego stycznia dwa tysiące dwudziestego drugiego roku o godzinie siedemnastej pięćdziesiąt siedem, przygarbiona nad zeszytem w arbuzy i pisząca te opowiadania.
Każdej osobie, która prześle 15 złotych lub więcej (i poda mi swój adres e-mail!) oferuję plik z tymi właśnie czterema opowiadaniami. Nie jest to dużo, ale wydaje mi się, że to najlepsze, co mogę dać od siebie.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!