Kolejna biedna kicia na naszym pokładzie.

3 czerwca chwilę przed 22:00 zadzwonił telefon. Prośba o pomoc dla kota, który głośno oddycha, nie ma siły, siedzi ze spuszczoną głową przy drodze. Boże! Co robić? Nie mamy miejsca. "Dzwońcie do schroniska" - zasugerowałam, ale sumienie nie dawało mi spokoju. "Odwołujcie schronisko, przywieźcie go...". I przywieźli. Kotek zamknięty w pudełku zaczął wariować. Nie było możliwości przełożyć go do transportera na parkingu w obawie, że nam zwieje. Włożyliśmy więc rozpadające się pudełko w jedną skrzynkę i nakryliśmy drugą. Uprzedzam: kot miał dostęp powietrza, bo skrzynki są całe dziurkowane. Pojechał szybko do DT. Tam wyszedł z tych nieszczęsnych skrzynek i rzucił się na jedzenie. Okazało się, że jest chudy. Dawno nie widzieliśmy takiego chudzielca. Do tego charczał jak traktor. Na drugi dzień pojechaliśmy do weterynarza. Pobraliśmy krew do badań oraz zrobiliśmy testy FELV/FIV. Nie ma białaczki. Za to FIV na teście pojawił się, ale niezbyt wyraźny. Zleciliśmy badanie PCR by potwierdzić lub wykluczyć FIV (oczekujemy na wyniki). Okazało się, że kotek to kotka :)

Nic nie dzieje się przypadkiem...bo z prośbą o pomoc zadzwoniła do nas Madzia, która zagadała mnie w lecznicy, kiedy byłam z Sisi :) Dziś obie cieszymy się, że na siebie wpadłyśmy i że pomagamy kotce, która oficjalnie dostała imię (no a jakże!) - Madzia! <3

Kicia od dzisiaj dostaje antybiotyki. Dodatkowo ma tylko kilka ząbków, które i tak nadają się tylko do usunięcia :( Oprócz tego ma płytkę eozynofilową. No cóż, będziemy walczyć o tego miziaka <3

Prosimy Państwa o pomoc i z góry bardzo dziękujemy! <3