Wydanie własnej powieści kryminalnej "Owieczka"
Wydanie własnej powieści kryminalnej "Owieczka"
Nasi użytkownicy założyli 1 207 161 zrzutek i zebrali 1 286 990 951 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Dlaczego warto mnie wesprzeć?
Bo ledwie się nauczyłam mówić, a już zaczęłam tworzyć opowieści. Pierwsze opowiadanie napisałam w wieku 7 lat. Opowiadał o pościgu kota za myszą. Potem przyszedł czas na wiersze (od 8 roku życia), pamiętniki (od 10 r. ż.), krótkie powieści inspirowane zarówno "Anią z Zielonego Wzgórza" jak i filmami akcji klasy B (od 12 r. ż.), którymi z kolei zaczytywały się moje koleżanki z podstawówki. Potem przydarzyło mi się dziennikarstwo - pisałam artykuły dla portalu wSzczecinie.pl. Jednak od najmłodszych lat moje jedyne marzenie pozostawało niezmienne – wydać własną powieść. Nie było to łatwe. Pięć lat temu wysłałam na konkurs literacki „Poznań – miasto to powieść” tekst pod tytułem „Tako zabija Zaratustra”. Książka zajęła trzecie miejsce i zdobyła wyróżnienie. Konkurs wygrał znany pisarz Piotr Bojarski, więc przegrana z taką personą była dla mnie zaszczytem.
Powieść wydałam pod zmienionym tytułem „Wiedźmy Himmlera” z wydawnictwem Novae Res. Musiałam przy tym wyłożyć własne pieniądze. Dzięki pomocy przyjaciół i znajomych udało mi się zebrać część środków na jej wydanie. Resztę musiałam wyłożyć z własnej kieszeni. Dzięki pomocy twórców portalu wSzczecinie.pl udało się nawet nagrać zwiastun powieści, który możecie obejrzeć poniżej:
Książka została doceniona przez wielu recenzentów. Zdobyła nawet nagrodę Złotego Kościeja 2017, ale pomimo tych sukcesów „Wiedźmy Himmlera” nie zarobiły na siebie. Udało się sprzedać ok. 1000 sztuk, co jest całkiem niezłym wynikiem jak na debiutantkę...
https://kostnica.com.pl/zloty-kosciej-2017/
Jednak nie poddałam się i postanowiłam napisać kolejną powieść kryminalną „Owieczka”, której akcja rozgrywa się w moim rodzinnym mieście Szczecinie. Tym razem zdecydowałam się na self publishing, ponieważ doszłam do wniosku, że tylko w ten sposób jestem w stanie sfinansować swoją dalszą twórczość literacką. Poza tym dużo jest prawdy w stwierdzeniu, że łatwiej jest wydać debiut niż drugą powieść.
O „Owieczce”
„Owieczka” to powieść kryminalna, której akcja dzieje się w Szczecinie w czasach współczesnych, ale jeszcze przed pandemią. Poniżej znajdziecie krótkie streszczenie, które mam nadzieję zachęci was do wsparcia niniejszej inicjatywy:
Są dziewczyny, które przez całe życie przed kimś lub przed czymś uciekają. Przed rodziną, religią, biedą, przemocą, miłością… Przed kim lub przed czym uciekała młoda Turczynka Zeynep Yilmaz? I dlaczego morderca dopadł ją właśnie w Szczecinie pewnego, zimowego dnia? Nieoczywistą sprawę jej zabójstwa dostaje Kamil Ekwensi – bezkompromisowy policjant o nigeryjskich korzeniach, borykający się z poważnymi rozterkami w życiu osobistym. Podczas tego najtrudniejszego w jego karierze śledztwa będzie musiał stawić czoła brutalnemu światu polityki, w której nie liczą się sentymenty, tylko władza i pieniądze. Nawet za cenę ludzkiego życia.
Jak wspólnie sfinansujemy „Owieczkę”
Proces wydania książki nie jest sprawą prostą i tanią. W pierwszej kolejności należy zadbać o jej korektę, redakcję i profesjonalne przygotowanie do druku (skład). Powieść musi mieć atrakcyjną okładkę, która przyciągnie wzrok i zachęci czytelnika do jej lektury, a zatem trzeba jeszcze zapłacić dobremu grafikowi. Następny krok to wydruk książki w porządnej drukarni, która dotrzymuje narzuconych przez wydającego terminów. Kolejny to zapewnienie odpowiedniej dystrybucji poprzez sklep internetowy, a zatem budowa odpowiedniej strony internetowej. I ostatni, ale chyba najważniejszy etap to promocja poprzez płatną reklamę w różnej formie.
Moja strona internetowa, którą stworzyłam samodzielnie, już istnieje:
https://katarzynamarciszewska.pl/
Na niej stworzę własnym siłami sklep internetowy. Zamierzam się tego sama nauczyć. Mam już wykupiony kurs online.
Pozostaje kwestia korekty, redakcji, składu, wydruku i promocji. Aby to sfinansować potrzebuję Waszej pomocy. Gorąco zachęcam do zakupu jednego z kilku pakietów (np. sama książka „Owieczka” lub razem z „Wiedźmami Himmlera”). Z obliczeń wynika, że do wydania książki, potrzebuję w przedsprzedaży zebrać ponad 300 zamówień.
Będę ogromnie wdzięczna za przekazanie linku do tego projektu znajomym. Z własnego doświadczenia wiem, jak często mamy problem z wyborem prezentu np. na urodziny lub imieniny. Przychodzę z pomocą! :) Książka z pewnością będzie trafionym upominkiem dla fanów kryminału.
Fragment "Owieczki"
Rozdział I – Pamiętnik Zeynep – maj 1994, Konya (Turcja)
Wata cukrowa kupiona na świątecznym jarmarku… Albo lody śmietankowe… To nie są moje pierwsze przebłyski pamięci, chociaż tego bym sobie życzyła. Moje pierwsze wspomnienie to coś potwornego, o czym wolałabym zapomnieć, a jednak nie potrafię. A przecież mądre głowy wypowiadały się w telewizji, że kiedy dzieci mają siedem, może osiem lat, przestają pamiętać większość wspomnień z pierwszych lat swojego życia. Większość, ale nie wszystkie. Rzekomo wypieramy te najtrudniejsze, najbardziej obciążające emocjonalnie. Jeśli to prawda… dlaczego w takim razie, moje, pierwsze wspomnienie jest tak krwawe? Do końca życia będę miała ten przerażający obraz przed oczami…
A zaczęło się niewinnie. Niemal od wspomnianej waty cukrowej. W środę wieczorem, do nas, do Stambułu, przyjechał wujek Mehmet, starszy brat mojej matki. Następnego dnia wujek zapakował nas wszystkich do swojego dostawczaka i ruszyliśmy do miasta Konya, skąd pochodziła moja matka i reszta jej rodziny. Ruszyliśmy bez ojca. Od miesiąca przebywał na stypendium w Niemczech.
– Mamo, gdzie jedziemy?
– Nie wiesz, głupia? Do dziadka Ismaila. – Mój najstarszy brat Emir na każdym kroku musiał mi udowadniać, że jest mądrzejszy ode mnie. Przynajmniej w jego mniemaniu.
– Nigdy tam nie byłam…
– Byłaś. Tylko nie pamiętasz tego, córciu.
– Masz dopiero cztery lata, piękna. Z drugiej strony, nie dziwię się, że nie pamiętasz… Powinniście odwiedzać nas zdecydowanie częściej. Babcia miałaby dla kogo gotować. – Wujek Mehmet jak zwykle nieco koloryzował. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że miała dla kogo gotować – w rodzinnym domu było sporo gęb do wykarmienia. Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że zawsze przygotowywała tego jedzenia zdecydowanie za dużo.
– A gdzie mieszkają dziadek z babcią?
– W Konya.
– To daleko?
– Z niecały dzień jazdy, ale nie martw się, Zeynep, jeśli Allah pozwoli, będziemy szybciej.
Najwyższy nie był jednak tak łaskawy, a może nie uwzględnił czwórki małych dzieci, którym chciało się co chwilę siku. Dlatego do domu dziadków zajechaliśmy dopiero późnym wieczorem.
W piątek rano, po śniadaniu, dziadek Ismail z szerokim uśmiechem oznajmił, że chce nam coś pokazać. Zaprowadził nas na duży taras, który służył zazwyczaj do rodzinnych biesiad. Tym razem było inaczej. Tamtego dnia biesiadowała na nim śliczna, biała owieczka. Gryzła trawę, specjalnie dla niej skoszoną, kręcąc przy tym zabawnie pyszczkiem.
– A tam, jakaś głupia owca – Emir chwycił za rękę Enesa i razem z nim cofnął się do środka mieszkania.
– Ale śliczna! – mój pogląd na jej temat był zgoła odmienny.
– No, tak… Czego oczekiwać od dzieci jajogłowego? – Dziadek wyraźnie nie cenił profesji mojego ojca. – Zwierzęta to chyba widziały jedynie na targu w Stambule.
– Dziadku, mogę pogłaskać?
– Jak chcesz – nie wychwyciłam wtedy irytacji dziadka, tylko podeszłam i delikatnie ją pogładziłam. Staruszek nie musiał mnie asekurować, owieczka z pokorą przyjęła moje pieszczoty.
– Mogę dać jej jakoś na imię? Na przykład Gülay? Nasza sąsiadka ma tak na imię…
– Nie godzi się, żeby dawać owcom ludzkie imiona.
– Dziadku, mogę tu zostać trochę z Gülay?
– Skoro musisz… Nie przywiązuj się jednak do niej za bardzo, to tylko mięso…
O tym, że Gülay to tylko mięso, przekonałam się dość szybko, bo już w sobotę. Nic jednak nie zapowiadało najgorszego. Wszyscy domownicy byli od rana wyraźnie podnieceni. Coś się szykowało. Dziadka i jego młodszego syna Hasana już nie zastałam – powiedziano mi tylko, że gdzieś wyszli, skoro świt. Nie przejęłam się tym zbytnio i pobiegłam na taras pobawić się z owieczką. Gülay jednak gdzieś zniknęła.
Mama zniecierpliwiona zawołała mnie do środka. Miała wobec mnie pewne plany, dlatego też ubrała mnie w piękną sukienkę, a we włosy wplotła kolorowe tasiemki. Patrzyłam w lustro i po raz pierwszy dotarło do mnie, że jestem całkiem ładną dziewczynką. Nawet bracia nie dokuczali mi aż tak bardzo. Może mieli nadzieję, że po zakończeniu planowanej uroczystości oddam im te kolorowe tasiemki?
– Mamo, dlaczego mnie tak ślicznie ubrałaś?
– Zeynep, bo dzisiaj mamy ważne święto - Kurban Bayram.
– Fatma, nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś szła z Zeynep i Zehrą na bazar. Kobiety w tym nie uczestniczą – do pokoju weszła babcia trzymając się za boki.
– Mamo, nie martw się. Nie będziemy tam same. Pójdziemy z Mehmetem. Jestem dumna z tej tradycji i chciałabym ją pokazać moim córkom. Niech wiedzą, że to wszystko dzięki Allahowi.
– Zehra jest niemowlęciem. Nic nie będzie z tego pamiętała. Zostaw ją. Zajmę się nią – Mama skrzywiła się słysząc te słowa, ale w duchu przyznała jej rację.
– Jak sobie życzysz…
Godzinę później razem z mamą, wujkiem i braćmi ruszyłam na miasto. Bazar Muhajir nie znajdował się daleko od domu dziadków, dlatego czekał nas dość krótki spacer. Po drodze mijaliśmy grupki mężczyzn trzymających na postronku niespokojne krowy, które podświadomie wyczuwały, co się z nimi za chwilę stanie.
– Ale dużo krów. Po co one tutaj przyszły?
– Na Kurban Bayram. Niektórzy będą przez resztę roku przymierać głodem, byle mieć krowę na Kurban Bayram. – Wujek nie potrafił ukryć swojej zazdrości. Widocznie krowę stawiał w swojej hierarchii wyżej od owcy. Wtedy tego nie rozumiałam.
– Kurban Bayram, co to takiego? – zastanawiałam się. – To musi być coś przyjemnego dla krów, skoro tyle ich przyszło do miasta, a ludzie wokół nich są tacy zadowoleni. – Dopiero później gorzko zrozumiałam, jaka byłam naiwna.
Na bazarze Muhajir przekonałam się, czym jest właściwie to tajemnicze Kurban Bayram, czyli Święto Ofiar upamiętniające poświęcenie Abrahama i jego posłuszeństwa wobec Allaha. To najważniejsze święto islamu obchodzone trzeciego dnia pielgrzymki do Mekki. Kochane przez muzułmanów. Przez zwierzęta już niekoniecznie.
Przerażona patrzyłam na to, co dzieje się na bazarze. Wszędzie były kałuże, a nawet wijące się strumyki krwi. Gdzie się nie spojrzało, leżały truchła różnych zwierząt. Część trzęsła się jeszcze w drgawkach, inne były już poćwiartowane i czekały na rozdzielenie między rodzinę, dalszymi krewnymi i jałmużnikami. Każdy muzułmanin musiał pamiętać o potrzebujących. Zapominał tylko o zwierzętach…
W końcu dostrzegłam moich bliskich. Dziadek stał przy Gülay z wielkim nożem. Moja kochana owieczka leżała na ziemi ze związanymi nogami. Zanim to zrobił, uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko. Cały dziadek Ismail. Potem przyłożył ten tasak do grdyki Gülay, która żałośnie zameczała przeczuwając, co ją czeka, i zaczął piłować jej szyję, żeby obciąć jej głowę. Nie do końca, co prawda, bo jak nakazuje tradycja, zwierzę powinno mieć tylko przerżnięte gardło, ale ciągle nienaruszony kark. Następnie trzeba poczekać, aż stworzenie się wykrwawi. Tak też stało się z Gülay. Nigdy nie zapomnę tej tryskającej krwi, następnie drgawek, konwulsji, które przechodziły przez umęczone ciało owcy. Wydawało mi się, że konała całą wieczność. Tamtego poranka znienawidziłam dziadka Ismaila. Musiało minąć trochę czasu, zanim mu wybaczyłam. Był przecież gorliwym muzułmaninem i musiał przestrzegać tradycji.
Przez kolejne cztery dni, wszyscy domownicy jedli Gülay. Tylko nie ja. Nie odzywałam się również do dziadka. Mama była zła na swojego ojca, że pokazał mi Gülay na dzień przed jej śmiercią.
– Tato, sprawiłeś, że niepotrzebnie się do niej przywiązała… Trzeba było nie pokazywać tej nieszczęsnej owcy na dzień przed jej zarżnięciem.
– Zamilcz. Szybciej dojrzeje i stanie się prawdziwą muzułmanką.
O mnie:
Katarzyna Marciszewska - niemcoznawca, filolog germański, recenzentka książek, autorka powieści Wiedźmy Himmlera oraz opowiadań Jak zgubiłam złoty medal olimpijski i Przyjechałem po swoje opublikowane w zbiorze Opowiadania numizmatyczne. Historia monetą się toczy. Obecnie na urlopie macierzyńskim zajmuję się moją małą córeczką, którą kocham ponad życie. Moimi pasjami są literatura, podróże i historia.
A co otrzymasz w zamian za wsparcie finansowe?
Pakiet nr 1 - Wpłać 49 zł i więcej
„Owieczka” z dedykacją i z odbiorem osobistym w Szczecinie
Pakiet nr 2 - Wpłać 69 zł i więcej
„Owieczka” z dedykacją i z wysyłką na terenie Polski
Pakiet nr 3 - Wpłać 99 zł i więcej
„Owieczka” i „Wiedźmy Himmlera” z dedykacjami i odbiorem osobistym w Szczecinie
Pakiet nr 4 - Wpłać 119 zł i więcej
„Owieczka” i „Wiedźmy Himmlera” z dedykacjami i wysyłką na terenie Polski
Pakiet nr 5 - Wpłać 149 zł i więcej
„Owieczka”, „Wiedźmy Himmlera” i „Opowiadania Numizmatyczne” z dedykacjami i z odbiorem osobistym w Szczecinie
Pakiet nr 6 - Wpłać 169 zł i więcej
„Owieczka”, „Wiedźmy Himmlera” i „Opowiadania Numizmatyczne” z dedykacjami i wysyłką na terenie Polski
Pakiet nr 7 - Wpłać 399 zł i więcej
„Owieczka”, „Wiedźmy Himmlera” i „Opowiadania Numizmatyczne” z dedykacjami i wysyłką na terenie Polski, plakat „Wiedźmy Himmlera” oraz podziękowania w książce
Po wpłacie koniecznie skontaktuj się ze mną załączając dowód wpłaty oraz podając adres wysyłki i treść dedykacji. Mój adres mailowy to: [email protected]
Jak jeszcze możesz pomóc (niefinansowo) w 6 krokach?
1.Udostępnij zrzutkę na swoim Facebooku
2. Zachęć znajomych do wsparcia „Owieczki”
3. Komentuj moje posty dotyczące „Owieczki”
4. Polub moje posty dotyczące „Owieczki”
5. Weź udział w wydarzeniu na Facebooku
6. Wrzucaj linki do zrzutki, gdzie się da (Twitter, Instagram, fora internetowe, twoje grupy na FB)
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Powodzenia!
Trzymam kciuki 😘