id: 7a3fnr

Wspólnie złapmy bezdomność za łapy

Wspólnie złapmy bezdomność za łapy

Opis zrzutki

Ponad 5 lat uciekała, ponad 5 lat musiała walczyć o przetrwanie.

Wydała na świat mnóstwo szczeniaków – na pewno część z nich nie przeżyła…


Próbowałyśmy ją złapać na klatkę-łapkę w 2023 r. w Konradowie, na posesji pani Aldony – bezskutecznie. Udało się wtedy złapać jednego szczeniaka – Keksika. Jego brat Farcik był nieuchwytny. Niestety skończył źle – został potrącony i musiał przejść bardzo poważną i kosztowną operację.


C5repHLpPNvwc5rP.jpg

Wiola z Konradowa również bardzo pomagała w tych wszystkich akcjach – sama oswoiła i złapała jednego z takich szczeniaków. Można powiedzieć, że powstała „konradowska rasa” – ludzie znajdowali szczeniaki na polach, na podwórkach…


Sytuacja była trudna, bo suka przenosiła się w różne miejsca – baloty, pola w okolicy Konradowa, a także Jędrzychowic. Towarzyszyły jej dwa dorosłe samce, prawdopodobnie jej wcześniejsze szczeniaki. Jeden zginął – od dłuższego czasu się nie pojawiał. Drugiego udało się złapać z dwa lata temu na klatkę-łapkę przez pana z Konradowa, jednak samiec wygryzł w nocy drewnianą podłogę w kojcu przytuliska i uciekł. To jedyny taki przypadek w naszej historii.


Psy zaczęły pojawiać się na ulicy Kazimierza Wielkiego we Wschowie. Otrzymywałyśmy mnóstwo wiadomości od ludzi, jednak nikt nie był w stanie ich złapać – ani Straż Miejska, ani pracownicy Spółki. Psy na otwartej przestrzeni, bardzo mądre, przebiegłe, szybkie – misja z góry skazana na niepowodzenie. Potrzebna była osoba zajmująca się takimi przypadkami zawodowo, mająca profesjonalny sprzęt: kamery, noktowizor, siatki. Psy przeniosły się na wysypisko – niedawno pojawiły się tam szczeniaki. Dużo szczeniaków – ciężko było policzyć, matka je bardzo szybko alarmowała, by się schowały. Było ich 5 lub 6.


fk5PEPnRkMvmxzQC.jpg

I co teraz?

Co się stanie, gdy podrosną? Kto je złapie, kto je oswoi – jeśli w ogóle się to uda?


Dotarło do nas, że nikt nie porzucał szczeniaków na wysypisku – one są od tej właśnie suki. Pamiętacie zapewne historię o dwóch maluchach odkrytych przez fadromę? Jeden stracił połowę ucha – cud, że nie zginął. Były też wcześniejsze przypadki.


My nie miałyśmy czasu, doświadczenia ani odpowiedniego sprzętu – zresztą działamy jako wolontariat, po godzinach, własnymi siłami. Było jasne, że musi się tym zająć specjalista.

W ten weekend napisałam do Moniki: „Musimy napisać do Jamora. Ty to zrób, ja ogarnę gminę w kwestii kosztów akcji.”

Tak też zrobiłyśmy.


Szybki kontakt, odpowiedź o kosztach i terminie – możliwy wtorek lub środa. Kolejne terminy byłyby już odległe. My nie miałyśmy czasu czekać – każdy kolejny tydzień to trudniejsza socjalizacja maluchów. Na oko miały 2–3 miesiące – ostatni moment.


Znamy już koszt całej akcji – dojazd w obie strony (ponad 800 km!) i złapanie całej rodziny.

Rozmowa z gminą – oczywiście znają problem. Czekamy na odpowiedź – mamy ją! Gmina dołoży 2000 zł. Radość ogromna. My, w najgorszym przypadku, dołożymy 1000 zł (zależnie od liczby szczeniaków). Skontaktowali się z wykonawcą zadania – wszystko ustalone. Jamor miał przyjechać we wtorek. Idealnie.


Agnieszka z hotelu w Tylewicach obiecała pomoc z przetrzymaniem suni przed i po zabiegu – żeby jakimś cudem nie uciekła z kojca w przytulisku.


Mamy wtorek. Co może pójść nie tak?

Dowiaduje się rano, że gmina jednak nie zapłaci, ponieważ odławianie psów zlecają spółce i formalnie nie mają jak tego rozliczyć.


I co teraz?

Nie odwołamy przecież akcji!


Liczymy wszystkie nasze fundusze – psie i kocie – te na czarną godzinę. Wychodzi nam praktycznie na styk. A przecież musimy co miesiąc płacić 600 zł za leki Goofiego, do tego koszty leczenia kociaka Figi…


Sytuacja niefajna, ale po tylu latach musimy doprowadzić tę sprawę do końca.

Kontaktuję się ze spółką – jak wiecie, współpracujemy od lat. Oni mogą jeszcze raz spróbować je złapać – może się uda. Rano złapali jednego szczeniaka. Ale dla nas to zbyt duże ryzyko, skoro przez tyle lat się nie udało mimo licznych prób – co, jeśli suka się spłoszy i wyprowadzi maluchy na pola albo działki? Wtedy już ich nie złapiemy… Jutro będę jeszcze rozmawiać z prezesem o kosztach.


Jamor przyjechał na miejsce około godziny 16. Po 20:00 wszystkie szczeniaki i suka były już złapane. Łącznie było aż 6 szczeniaków! Czy potraficie sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby suka je wyprowadziła i zaczęłyby się między sobą rozmnażać?

Jeden szczeniak został złapany przez pracownika Spółki wcześniej rano. 

Jamor złapał pięć maluchów i dorosłą sukę. Ogromne brawa za pełen profesjonalizm – za spokój, ogromną wiedzę, doświadczenie.


Warto też pamiętać, że przez te lata gmina ponosiła znaczne koszty związane z odławianiem kolejnych miotów. Każdy złapany szczeniak wymagał szczepień, odrobaczenia, czipowania, a później zabiegów sterylizacji lub kastracji. 


Ale teraz potrzebujemy Waszej pomocy w spłacie zadłużenia.

Nie możemy zostać z zerowym kontem :(


s6P6VtxEflEFo5lF.jpg

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Download apps
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!

Komentarze

 
2500 znaków
Zrzutka - Brak zdjęć

Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!