Pomóż mnie uratować!
Pomóż mnie uratować!
Nasi użytkownicy założyli 1 226 307 zrzutek i zebrali 1 348 428 999 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
EDIT: (28 września, środa) - dzisiejszego dnia pożegnaliśmy Toffiego :( W ostatnich dniach powróciły duże problemy z poziomem glukozy, Toffi czuł się nienajlepiej, miał kiepski apetyt. Kolejne badania krwi pokazały że czerwone krwinki są troszkę lepsze ale dzieje się coś złego ogolnie. Potem szybko było już coraz gorzej, poziom glukozy był skrajnie niski mimo prób stabilizowania, nic nie działało :( Toffi wczoraj wpadł we wstrząs, naszej Doktor cudem udało się go przywrócić do życia... Ale to był już poczętek drogi w dół :( Toffi spokojnie, cicho ale zaczął umierać mimo starań poprawy jego stanu :(
Z całego serca dziękuję Wam wszystkim którzy wsparliście jego zrzutkę, ciepło o nim myśleliście, trzymaliście kciuki. Dzięki Waszej pomocy zrobiliśmy co byliśmy w stanie by mu pomóc. Nie udało się, ale Toffi miał w końcówce życia ręce do miziania, swoją poduszeczkę, pelną miseczke, nic go chyba nie bolało, mam nadzieję że miał poczucie że jest zaopiekowany i kochany :(
EDIT: (22 września, środa) - niestety, kontrolna morfologia pokazała wczoraj że Toffi traci mocno czerwone krwinki a te co są - są nieprawidłowe :( To było duże zaskoczenie bo Toffi przytył pół kilo i wyglądało że zdrowieje ładnie. Pięknie trawi, przyjemność sprawia mu głaskanie bo już kosteczki pokryła warstwa ciałka. Badanie było kontrolne bo poprzednie nie było idealne. A okazało się że hematokryt wynosi 18 procent. Poprzednio było 23, a powinno koło 40... Walczymy jednak dalej, Toffi nie zamierza się poddać a my go będziemy wspierać z całych sił :)
Dzisiaj niestety pojawiła się podwyższoną temperatura i powiększyły się węzły chłonne. Ale choroba trafiła na twardego zawodnika :)
EDIT: (17 września, sobota) - Toffi czuje się coraz lepiej, powolutku cały czas zmierza do zdrowia. Chociaż nadal jest bardzo chudziutki, to przestał już tracić wagę a nawet jej troszkę odzyskał. Bardzo poprawiło się trawienie :) Niestety potwierdziło się zarażenie wirusem FIV, acz to nie wyrok, gdy już wyzdrowieje, sił nabierze trzeba będzie po prostu uważać na jego odporność trochę bardziej niż u przeciętnego innego kota. Byleby wrócił do formy. W poniedziałek robimy kontrolne badania krwi bo jest troszkę blady nadal a poprzednio wyszła niedokrwistość, żeby sprawdzić czy się nie pogarsza. Jeszcze raz - bardzo dziękuję za wszelkie udzielone nam wsparcie, dzięki niemu udzielenie wszelkiej możliwej pomocy temu cudownemu kocurkowi było o wiele realniejsze :) Dotychczasowe leczenie wyniosło powyżej 2000 zł (wklejałam tylko paragony "grubsze", do wysokości zebranej kwoty), trudno byłoby uwzględnić taki niespodziewany wydatek w budżecie domowym - tym bardziej dziękuję z całego serca za całe wsparcie jakie od Was dostaliśmy :) Zbiórka mocno przystopowała więc na razie jej nie zamykam, bo choć ogarniamy juz sprawę na bieżąco - to leczenie nie jest jeszcze zakończone, kto wie czy coś nie wyskoczy, oby nie! Żeby nie trzeba było zakładać nowej w podbramkowej sytuacji. Ale - Oby nie! :) Poniżej zdjęcie z wczoraj, w ramach podziękowania :)
Troszkę drożdżak chyba wyszedł na pyszczek po tym co się działo, ale z tym damy radę :) Najważniejsze że Toffi wesoły, czuje się dobrze, ciałka nabiera :)
DZIEKUJEMY!
Edit: (10 września, sobota) - w dniu wczorajszym zrobiliśmy badania krwi by skontrolować co w kotku się dzieje. Mamy już wyniki. Pewne rzeczy spektakularnie się poprawiły, parametry nerkowe (są już ok), trzustkowe (norma była przekroczona 10 razy - obecnie wynik jest w środku normy), stosunek a/g, etc. Niestety - glukoza nadal skacze w dół jeśli Toffi nie je co 2 godziny (ale jest już prawidłowa gdy je często), baardzo wzrosła CK świadcząca o nasilonym rozpadzie mięśni. Toffi wczoraj czuł się wyśmienicie, dzisiaj odrobinę gorzej (jest mniejaktywny, więcej poleguje ale za to w znacznie swobodniejszej pozycji, do wczoraj spał w mało rozluźnionej pozie) - ale ma apetyt, nie chowa się, pogada czasami - więc - nadal walczymy :)
Paragony nowe za badania i wizytę oraz zapas leków.
Tak Toffi śpi od dzisiaj.
Tak odpoczywał do wczoraj.
EDIT: (7 września, środa) - wczoraj byliśmy na usg, bardzo bałam się tego badania, że wykaże np. jakiś nowotwór czy inne paskudztwo. Na szczęście nic takiego nie ma, jest za to silny stan zapalny jelit. Poza tym chora jest trzustka i nerki, ale na ile to sprawa nabyta podczas ostatniego stanu (totalne wyniszczenie i odwodnienie, samozatrucie) i na ile minie dzięki obecnemu leczeniu i powrotowi (oby) Karmelka do zdrowia - to się okaże. Na razie nie jest to coś co stanowi dla niego zagrożenie a jest szansa że ustąpi.
Dzisiaj byliśmy na wizycie u naszej Doktor. Karmelek jest ładniej nawodniony (choć i tak jest z tym kiepsko, ale jest dużo lepiej niż było, bez problemu można zbadać glukozę, podać zastrzyk podskórny, skóra podniesiona powoli bo powoli ale wraca do swojego ułożenia), nadal ma prawidłową temperaturę, opuszki wyglądają już zupełnie normalnie, Karmelek ma apetyt. Niestety nadal ma biegunki które go osłabiają :( Dostał nowy preparat na biegunki, preparat odżywczy, dalej podajemy dwa razy dziennie odżywcze kroplówki, antybiotyki.
EDIT: (5 września, poniedziałek) - byliśmy na wizycie kontrolnej. Ogólnie odrobinę powiało ostrożnym optymizmem 🙂. Temperatura prawidłowa, glukoza trzyma poziom, waga troszkę spadła - ale poznikały zmiany skórne z opuszek, zeszła żółtaczka. Na pewno nie jest gorzej, a nawet trochę lepiej💚. Byliśmy zapisani na usg w przyszły poniedziałek i awaryjnie w innej lecznicy (wolałam w tej pierwszej) na ten czwartek gdyby się pogorszyło - dzisiaj dostałam telefon że w pierwszej lecznicy zwolnił się termin na jutro, w idealnie mi pasujących godzinach. Coś nad cudakiem czuwa :) To usg jest bardzo ważne, więc tym bardziej się cieszę że tak nam się udało. Karmelek dzisiaj dostał trzecią, ostatnią dawkę leku na tęgoryjca. Nadal podajemy dwa razy dziennie kroplówkę dożylną z aminokwasami i innymi cudami, antybiotyk. Jest na tyle dobrze że nasza Doktor zrezygnowała dzisiaj z badań krwi - zrobimy je w piątek po usg, będą bardziej wiarygodne a nic nie wskazuje by działo się coś złego co wymagałoby teraz dodatkowej interwencji. Zdjęcie sprzed 5 minut, odpoczynek po wizycie.
W rozliczeniu brakuje paragonu za jedną wizytę w piątek, niestety, zgubiłam go najwidoczniej - był na kwotę 140 zł za badanie kału oraz leki (antybiotyk, kroplówki z dodatkami) oraz badanie.
EDIT: (4 września, niedziela) - Karmelek żyje, walczy choć bidny jest bardzo. A w tym wszystkim taki wdzięczny i ufny że płakać się chce :(
Rozpoczęliśmy leczenie w kierunku zwalczenia inwazji tęgoryjca którego wykryto w kale. Jest to ryzykowne w tym stanie kota, robimy to bardzo ostrożnie i z duszą na ramieniu, ale jeśli to ten pasożyt doprowadził Karmelka do obecnego stanu to bez jego eliminacji ani rusz :( Jest taka możliwość, to dziadostwo, zwykle nie daje większych objawów ale gdy już da - to potrafi doprowadzić do totalnego wyniszczenia. Tym bardziej że poza tym iż powoduje silne biegunki oraz stany zapalne w przewodzie pokarmowym - to żywi się także bezpośrednio krwią. Nie wiemy ile czasu Karmelek był w takim stanie, szczególnie odwodnienia, to fatalnie wpływa na nerki, trzustkę - więc nawet jeśli to "tylko" pasożyt, to ta walka wcale nie jest jeszcze wygrana :( Dzisiaj Karmelek ma fazy całkiem dobrego samopoczucia i apetytu na zmianę z osłabieniem, posmutnieniem, marnym apetytem. No ale dostaje lek po którym może się gorzej poczuć. Na szczęście ma całkiem dobry poziom glukozy, niski ale nie zagrażający - oraz trzyma już ładnie temperaturę.
Jutro robimy kontrolne badania krwi, pewnie nasza kochana pani doktor coś jeszcze dorzuci, szukamy usg które dałoby się w sensownym terminie zrobić u kogoś dobrego - trzeba wykluczyć to i owo. Tęgoryjec tęgoryjcem, ale nie wiemy wcale czy tylko on odpowiada za stan Karmelka. W każdym razie bohater Zrzutki walczy i pozdrawia :)
----------------------------------------------------------------------------
1 września z samego rana znalazłam krzyczącego w krzakach kociego szkieletorka... (zbiórka jest założona na mojego męża ponieważ jestem w trakcie wymiany dowodu i nie mogę jej założyć na siebie a działamy w tej sprawie i tak razem). Pojawił się tam podobno dzień wcześniej, po południu, wcześniej nie był widziany. Siedział wśród gałęzi i płakał. Tylko na to miał jeszcze siłę.
Widziałam już wiele kotów w różnym stanie, ale nigdy, absolutnie nigdy tak odwodnionego. Karmel - takie nadałam mu roboczo imię w lecznicy do której trafiliśmy na cito bo coś trzeba było wpisać w dokumentację a kreatywna w tym momencie nadmiernie nie byłam - jakimś cudem jeszcze stał na własnych nogach i głośno wołał o pomoc, dał się złapać bez żadnego problemu, nie uciekał, sam wszedł mi w ręce.
Kocurek jest masakrycznie odwodniony, wychudzony (nie udało mi się oddać tego na zdjęciach bo ma cudem całkiem niezłe futerko i jest spory a po kroplówkach jego tkanki zyskały nieco na jędrności), poziom glukozy jak się okazało miał w wysokości 25 (nie wiem jakim cudem żył...), ma kiepskie wyniki, silną biegunkę. Waży 3.300 przy tym stanie, musiał być wcześniej naprawdę dużym kocurem, widać to zresztą po skórze na głowie - musiał mieć niezłe kocurze pyzate policzki. Miał bo już ich nie ma :(
Ma bardzo silne zaniki mięśni.
Dziś przyszły wyniki kału - wyszedł tęgoryjec, ale nie wiadomo na ile to on jest przyczyną tego fatalnego stanu kocurka. Oby!
Niestety - wyszedł również pozytywny wynik testu na FIV :(
Jednak nie wiadomo czy to ma związek z tym co się obecnie dzieje. Nic w sumie jeszcze nie wiadomo :(
Karmelek nie trzyma temperatury, ma silne spadki poziomu glukozy (zdjęcie glukometru pokazuje 57 - to wynik pomiaru po kilku posiłkach) mimo podawania pokarmu często w małych porcjach i kroplówek dożylnych z glukozą, aminokwasami, witaminami.
Jest niesamowicie kochany! Mimo obiektywnie bardzo złego stanu - lgnie do ludzi, pozwala sobie robić WSZYSTKO! Jest do przesady czysty, bezbłędnie korzysta z kuwety a po załatwieniu się wyciąga kocyk ze swojego legowiska, zanosi go do kuwety i zakrywa urobek... Jako że ma biegunki, to nie nadążam z kocykami... Uwielbia kroplówki dożylne bo wtedy leży przez godzinę zupełnie rozluźniony na kocyku i jest miziany a nie siedzi w klatce.
Dotychczasowe ratowanie życia i diagnostyka (na tą chwilę wszechstronne badania krwi, testy na trzy choroby wirusowe, badania kału) pochłonęły już sporo finansów, a jeszcze sporo przed nami :( Konieczne będzie powtarzanie badań by obserwować czy wracają do normy, zapewne trzeba będzie też porobić inne - co wyjdzie w międzyczasie, prawdopodobnie usg, wizyty u weta, leki.
Bardzo byśmy chcieli uratować to biedne kocie nieszczęście. Ale bardzo potrzebujemy do tego wsparcia finansowego - byśmy mogli zrobić wszystko co w naszej mocy aby dać mu szansę na życie. To jeszcze młodziak, ma około 2-3 lat, tyle jeszcze życia potencjalnie przed nim... Ma też w sobie wielką wolę walki, biorąc pod uwagę jego stan jest całkiem aktywny, miziasty i widać że chciałby jeszcze tyle zrobić.
W Zrzutce będziemy na bieżąco umieszczać rozliczenia, wyniki i informacje o stanie Karmelka.
Z góry bardzo, bardzo serdecznie dziękujemy za wszelkie, nawet najdrobniejsze wpłaty!
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Z całego serca dziękujemy za wszystkie wpłaty, udostępnienia, dobre myśli i kciuki! Przed chwilą Karmelek po raz pierwszy miał normalny poziom glukozy, oby to był pierwszy z wielu dobrych znaków :)
Powodzenia
Bardzo dziękujemy, karmelek przesyła ucałowania :)