id: 86h8ec

Książka "Martwe sny" na twojej półce? Jeśli tylko chcesz :)

Książka "Martwe sny" na twojej półce? Jeśli tylko chcesz :)

Aktualności2

  • Jest na 120 sztuk!!! MEGA!!!! Wielkie dzięki dla wszystkich!!! Dodaliście mi skrzydeł! :)
    0Komentarzy
     
    2500 znaków

    Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

    Czytaj więcej
Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.

Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.

Opis zrzutki

Każda złotówka się liczy :) Będę wdzięczna za pomoc. Zrzutka dotyczy pokrycia kosztów druku książki "Martwe sny". Możliwe są 4 etapy zbiórki. W zależności od Waszego zainteresowania - zbieram na wydrukowanie: 300 egzemplarzy: 3500 zł. 500 egzemplarzy: 5330 zł. 1500 egzemplarzy: 12485 zł. Wierzę, że się uda!

Zrzutka stworzona przez Kahę.

Jestem czterdziestoletnią kobietą i sprawia mi to wiele przyjemności. Nie jestem pisarką, ale od zawsze lubiłam wszelkie historie, a w szczególności te zaklęte w film albo odziane w okładkę. Z zawodu jestem montażystką filmową, dlatego nocne siedzenie przed komputerem nie jest mi obce.

Facebook

E-mail

Okładka książki.

Napisałam książkę. Pewnej nocy nie mogłam zasnąć i zobaczyłam ją w całości w mojej nadwrażliwej głowie. Następnego dnia usiadłam i zaczęłam przelewać słowa na ekran monitora. Historia dotyczy dziewczynki o imieniu Leontyna, z której losami borykamy się aż do jej sześćdziesiątki. Jej życie bywa romantyczne, czasem przerażające, często zaskakujące, ale na pewno pełne emocji i psychodelicznych snów, które przeplatają się z jawą. Czasami nie wiadomo, gdzie kończy się sen, a gdzie zaczyna rzeczywistość…

Pracuję nad udoskonaleniem książki i dążę do jej wydania. Przyda mi się każde, choćby najmniejsze wsparcie, bym mogła osiągnąć swój cel i żeby bohaterka tej książki o melodyjnym imieniu Leontyna mogła zagościć w Waszych sercach. Będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc :) Dziękuję!

Dziękuję za dotychczasowe wsparcie i zachętę od wielu z Was! ❤️

Wierzę, że się uda!!!

Z uszanowaniem - Katarzyna Hoffmann

___________________________________________________________________________

Zapraszam do przeczytania fragmentu mojej książki "Martwe sny" :)

___________________________________________________________________________

Większość czasu spędzałam na podwórku z kolegami, bo nie lubiłam dziewczyn. Wydawały mi się fałszywe. Chłopaki przynajmniej zawsze prosto z mostu walili prawdę między oczy. Poza tym one chodziły w pięknych sukienkach, a ja wolałam starte sztruksy, zwykłą podkoszulkę i trampki. Pozwalało mi to bez problemu przeskakiwać płoty i włazić na dachy budynków garażowych. Zuza, moja siora, zawsze mnie strofowała, że powinnam się ładniej ubierać i takie tam. Była śliczną blondyneczką z dwoma kucykami. Zawsze miała na sobie wyprasowaną sukienkę i czyste, ładne buciki. Nie przemawiało to do mnie ni cholery.

Długi, czteropiętrowy blok z cegły w wieloma klatkami schodowymi. Mieszkaliśmy na pierwszym piętrze. Na tym samym mieszkał jeszcze Paweł i Łukasz z rodzicami. Moi rówieśnicy. Byli bliźniakami dwujajowymi. Każdy był inny. Paweł miał ciemne, proste włosy, a Łukasz blond kręcone, taki herubinek, ale z różkami. Charaktery też różne. Paweł zdecydowanie bardziej przypominał anioła, a Łukasz małego diabła. Znaliśmy się praktycznie od urodzenia. Obok naszego bloku stało przedszkole. Od poniedziałku do piątku, w godzinach pracy rodziców, spędzaliśmy tam czas legalnie. Po zamknięciu przedszkola przełaziliśmy w trójkę przez płot, żeby się tam bawić. To był nasz jedyny plac zabaw. W wakacje zawsze przedszkole było zamknięte, więc wtedy to był dopiero raj. Dwie piaskownice z białym nadmorskim piachem, którym można było się obrzucać, drabinki w kształcie półksiężyca, huśtawki na łańcuchach zrobione ze starych opon, zielony bujak, na którym jednocześnie mieściło się aż sześcioro dzieciaków i górka, która zimą świetnie nadawała się do wariacji na sankach. Najbardziej pamiętałam zabawę w ciuchci. Ogromnej, metalowej, kolorowej ciuchci, gdzie zajmowaliśmy się wchodzeniem do jej pieca i wychodzeniem kominem. W piecu, który miał zamykane drzwiczki, zawsze było dużo piachu, bo dziewczyny udawały, że dosypują węgla, a my przeczołgiwaliśmy się przez ten piec i wyskakiwaliśmy z komina niczym supermani. W piecu było brudno, ciasno, ciemno i klaustrofobicznie, trafiały się tam też różne robale i zdechlaki, ale przecież dla nas „chłopców”, to żaden problem. Był też mały minus. Na terenie przedszkola mieszkał cieć z rodziną, który cyklicznie nas przeganiał. Pan Zdzichu robił to w dość straszny sposób, bo po prostu biegł krzycząc jakieś potworne wulgaryzmy i wymachiwał łopatą grożąc wszystkim śmiercią.

— Ja wam dam, wy gnojki małe! Jeszcze raz was tu zobaczę, to popamiętacie! Cholerni zasrańcy! Domów kurwa nie mają, czy co?! Nogi z dupy powyrywam!

Wtedy wszyscy dostawaliśmy zastrzyk adrenaliny i ratując własne życie ucieczką, pędem przeskakiwaliśmy przez płot, gdzie czując się już bezpiecznie wywalaliśmy jęzory w jego stronę i biegliśmy dalej. Pan Zdzichu był bardzo zaradny. Pewnego lata zaczął smarować górną część płotu jakimś smalcem czy masłem, czy olejem. Cholera wie co to było, ale zostawiało śliskie, klejące i rdzawe ślady na naszych dłoniach i ubraniach. Raz nawet Łukasz wybrudził tym świństwem swoje piękne, blond loczki. Mamom się to nie podobało. Pan Zdzichu dostał opierdol. Przestał smarować płot, ale z większą determinacją wyskakiwał ze swojej bazy i darł się w niebogłosy.

Pewnego słonecznego dnia, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, czyli gdzieś koło dziewiątej wieczorem przeżyłam swoją pierwszą traumę. Właściwie, to ledwo przeżyłam, prawie tak, jak swój własny poród.

— Paweł, Łukasz, idziemy na przedszkole?

— Taaaak, idziemy — zgodnie odpowiedzieli chłopacy.

— Ciekawe, kiedy pan Zdzichu wyleci z łopatą — zastanawiał się Paweł.

Jak zawsze przeskoczyliśmy przez zielony płot i wsiedliśmy do ciuchci. Pierwszy do pieca wlazł Paweł i zaraz wylazł kominem. Łukasz już był w piecu, a ja właśnie miałam wchodzić.

— Ale dziś syfu jest. Chyba widziałem zdechłego pająka — powiedział Paweł.

Przeszył mnie dziwny dreszcz, jak tylko usłyszałam słowo „pająk”. Tak naprawdę byłam małą dziewczynką, a nie chłopcem i trochę się bałam pająków. Na szczęście ten miał być już martwy. Byłam lekko wystraszona, ale mimo wszystko odważnie weszłam do pieca. Było jak zwykle ciemno. Przedzierałam się w stronę komina. W spodniach i butach miałam już piach, łokcie znowu były otarte od blachy, a w nosie czułam zapach wilgoci i rdzy. Widziałam tylko mały snopek światła, który wpadał przez komin. Nagle poczułam, że coś dotyka mojej gołej kostki. Lekki, delikatny dotyk. Nie mogłam obrócić głowy i zobaczyć, co to, bo po pierwsze, było za mało miejsca, a po drugie, było za ciemno, żebym mogła coś dostrzec. Natychmiast wyobraźnia zaczęła robić swoje, wszystkie włosy stanęły dęba, fala gorąca wylała się na mnie od samiutkiego środeczka po czubek głowy i palców u stóp. Chwilowo strach sparaliżował ciało. Czułam się jak zakopana żywcem. Słyszałam chłopaków, jak gadają, ale nie rozumiałam co mówią. Nie mogłam wykrztusić ani słowa, nie mogłam nawet krzyknąć. Pomyślałam, że muszę uciekać, jak najszybciej. Zebrałam się w sobie i szybkimi ruchami zaczęłam wydostawać się z przeraźliwej pułapki, ale czułam, że wielki, owłosiony stwór z ośmioma odnóżami jest tuż za mną. Byłam już przy snopku światła i szybko wystrzeliłam w górę komina jak z procy. Co prawda już nic nie smyrało mnie po nodze, widziałam czerwień zachodzącego słońca, ale mój koszmar się nie skończył. Właściwie się dopiero zaczął. Zrozumiałam swój błąd, ale było już za późno. Utknęłam. Zamiast uciekać z rękoma do przodu, najpierw wyjęłam głowę, a ręce trzymałam wzdłuż ciała. Zaklinowałam się w kominie. Poród został spauzowany. Znowu nie mogłam się ruszyć. To było wkurzające. Wpadłam z jednej pułapki w drugą.

— Lenia, czego nie wychodzisz? — zapytał Łukasz.

— Nie mogę!

— Jak nie możesz? Będziesz tak siedzieć w tym kominie utknięta do połowy? Wyłaź! — krzyczał Paweł.

— Nie mogę! Mówię przecież! Nie mogę się ruszyć! Jak próbuję wyciągnąć ręce, to mnie boli! I jeszcze ten pająk w piecu… — Rozpłakałam się, miałam dosyć.

— Jaki pająk? Tam nie było żadnego pająka, tylko zielsko jakieś — próbował uspokoić mnie Łukasz.

— Naprawdę? Bo wydawało mi się… — Płakałam dalej, nie można mnie było zrozumieć.

— To sucha trawa! Dziewczyny pewnie powrzucały. Nie ma tam pająka. Wyłaź!

— No nie mogę!!!

Słońce było coraz niżej. Powoli robił się zmrok. Chłopaki próbowali mnie wyswobodzić z komina. Szarpali za ramiona, ciągnęli za ręce. Dobrze, że nie mieli szczypiec porodowych, bo bym już im w oczy nigdy nie spojrzała. Cały czas spoglądali w stronę bazy pana Zdzicha, ale na szczęście nie wychodził. Chyba nie zauważył naszej obecności albo nie było go w domu. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej niecierpliwa i przerażona, bo ręce bolały już bardzo, a do tego zaczęły cierpnąć. Cała spocona z wysiłku i strachu opadałam z sił, a ciało ani drgnie. Chłopaki poczuli się bezradnie. Nie wiedzieli, jak wyjąć mnie z komina, żeby siary nie było. Wiadomo, to nic przyjemnego tak utknąć. A nawet głupio bardzo. Nagle usłyszeli krzyki pana Zdzicha. Przerażeni schowali się za ciuchcią, ale moja głowa i ramiona wystawały z komina. Zamknęłam oczy i wstrzymałam powietrze. Wydawało mi się chyba, że będę mniej widzialna. Słyszeliśmy pana Zdzicha coraz wyraźniej, ale nie widzieliśmy czy się zbliża. Za chwilę znowu zrobiło się cicho. Zrozumieliśmy, że tym razem pan Zdzich darł ryja na swojego syna, a my na razie byliśmy bezpieczni. Paweł i Łukasz postanowili więcej nie czekać i wezwać pomoc. Było już prawie ciemno. Zostawili mnie samą. Chyba się jednak trochę bali pana Zdzicha. Znowu się rozpłakałam. Czułam się zupełnie bezradnie i głupio. Było mi wstyd, że sama sobie zrobiłam pułapkę na siebie, przez głupią trawę, zielsko jakieś… Chłopcy przeskoczyli płot, wbiegli na klatkę schodową, na pierwsze piętro i wyciągnęli mojego tatę pod pretekstem, którego nikt już nie pamięta. Ważne, że się udało. Tata bohatersko wyciągnął mnie z pokrytego rdzą komina i mocno przytulił. Oczywiście też przeskakiwał przez płot. Przestałam płakać.

Tata miał na imię Sławek. Był pisarzem. Pisał bajki dla dzieci. Ponieważ nie można było z tego się utrzymać, to uczył w szkole języka polskiego. Tata był moim bohaterem od kiedy pamiętam. Bawił się ze mną w Indian i kowbojów, grał ze mną w nogę. On stał na bramce, a ja kopałam. Nauczył mnie grać w „zośkę”, pomógł mi narysować i przykleić flagi narodowe do kapselków po piwie, żebym miała czym grać w kapsle z chłopakami. Jak skończyłam sześć lat nauczył mnie rzucać nożem tak, żeby się wbijał ostrzem w piach. Chłopaki od dawna to umieli. Był zawsze, kiedy go potrzebowałam, nawet wtedy, gdy zaklinowałam się w kominie ciuchci. Pomógł „urodzić” mi się jeszcze raz. Na szczęście chłopaki nigdy się nie śmiali z tego mojego utknięcia. Lubili mnie. Akceptowali jak swojego. Jak chłopaka. I tak wszyscy obcy myśleli, że jestem chłopcem, bo miałam krótkie włosy, ścięte „na pazia”. Nie przeszkadzało mi to. Do czasu…

SEN PIERWSZY

Chata pełna. Rodzice mają imprezę. W dużym pokoju tańce i hulanki. W kuchni palacze rozmawiają o egzystencji ludzkiej od czasu do czasu wybuchając koszmarnym śmiechem. Wszędzie dym. Ja próbuję zasnąć, ale nie mogę. Cały czas słyszę gwar, krzyki, śpiewy, tańce, radość, rozpusta. Pokój jest ciemny. Granatowe ściany nie dodają mi poczucia bezpieczeństwa, ale nie czuję strachu, tylko bezsilność i zniecierpliwienie. Co jakiś czas przez żaluzje w oknie widać światło samochodów zmienione w poziome kreski, pływające po ścianie od lewego narożnika pokoju do prawego. Ktoś wchodzi do pokoju, zapala światło, gasi i wychodzi. Widziałam mężczyznę z głową osła, kobietę o twarzy kota i inne zwierzęta ludzkie. Nie przerażało mnie to. Było zupełnie normalne. Świat nagle zaczął mienić się kolorami. Sufit wyglądał jak niebo w Sylwestra. Owce biegały po parapecie. Zasnęłam. Obudziłam się, żeby iść siku. Było ciemno i cicho. Wstałam i wyszłam z pokoju na korytarz. Był długi i zimny. Łazienka znajdowała się na jego końcu. Obok łazienki były drzwi wejściowe z wielkim judaszowym okiem pośrodku. Patrzyły jak powoli idę. Na boso. Zaczęłam się bać. Chyba tego oka, że tak dziwnie na mnie patrzy, a ja przecież w piżamie byłam. Chciałam szybko je ominąć. Weszłam do łazienki. Zanim zdążyłam zdjąć dół od piżamy i zrobić siku spojrzałam w stronę wanny. Zawsze przed świętami Bożego Narodzenia pływały w niej karpie, z którymi się zaprzyjaźniałam, na krótko, ale była to prawdziwa przyjaźń. Tym razem w wannie nie było wody. Była sucha, za sucha. Leżały w niej dwa zwęglone ciała. Nie wiem jak, ale od razu poznałam, że jest to małżeństwo — znajomi moich rodziców. Czasem przychodzili nas odwiedzić. Widocznie tym razem zostali dłużej. Zrobiłam siku i poszłam spać dalej. Rano obudziłam się wyspana. Wstałam prawą nogą. Otworzyłam górę łóżka, żeby schować kołdrę i poduszkę do skrzyni łóżka. Nie mogłam. Skrzynia nie była pusta. Leżała w niej żona tego zwęglonego gościa z łazienki. Było im tam ciasno i przyszła do mnie.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za Wasze wsparcie! ❤️

Kaha

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.

Download apps
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!
Pobierz aplikację mobilną Zrzutka.pl i zbieraj na swój cel gdziekolwiek jesteś!

Oferty/licytacje 6

Kupuj, Wspieraj.

Kupuj, Wspieraj. Czytaj więcej

Organizatora:

Inne

Brak nazwy

Bardzo dziękuję! Naprawdę wielkie dzięki za Twoje wsparcie! ❤️Książka po ukazaniu się na papierze trafi do Ciebie w wersji papierowej i elektronicznej...

50 zł

Kupione 15

Zakończona
Inne

Brak nazwy

Bardzo dziękuję! Naprawdę wielkie dzięki za Twoje wsparcie! ❤️ Serio!!!Książka po ukazaniu się na papierze trafi do Ciebie w wersji papierowej i elekt...

100 zł

Kupione 3

Zakończona
Inne

Brak nazwy

Bardzo dziękuję! Naprawdę wielkie dzięki za Twoje wsparcie! ❤️ Serio!!!Książka po ukazaniu się na papierze trafi do Ciebie w wersji papierowej i elekt...

200 zł

Kupione 2

Zakończona
Inne

Brak nazwy

Wielkie dzięki za Twoje wsparcie! Każda złotówka przyczynia się do spełnienia marzenia ❤️

1 zł

Kupione 1

Zakończona
Inne

Brak nazwy

Bardzo dziękuję! Naprawdę wielkie dzięki za wsparcie! ❤️Książka (po zakończeniu zbiórki) w wersji elektronicznej trafi do Ciebie z wyrazami wdzięcznoś...

20 zł

Kupione 1

Zakończona
Inne

Brak nazwy

Bardzo dziękuję! Naprawdę wielkie dzięki za Twoje wsparcie! ❤️ Serio!!! Baaaaaardzo!!!Książka po ukazaniu się na papierze trafi do Ciebie z wyrazami w...

1000 zł

Zakończona

Komentarze 14

 
2500 znaków