Wciąż rozbijamy się o ścianę. Ktoś nie wysterylizował kotki. Ona urodziła. Ktoś znalazł ledwo żywego maluszka na ulicy. Kotek stał się gorącym kartoflem. Zanim do nas dotarł był przerzucany z rąk do rąk i nikt nic nie zrobił, aby kicię zdiagnozować, bo to kosztuje. Kotka trafiła do przychodni weterynaryjnej 4 lipca. Była w bardzo kiepskim stanie. Wyglądała jak wyżęta szmatka, nie kontaktowała ze światem. Po diagnostyce i wdrożeniu leczenia, zapewnieniu bezpieczeństwa oraz dobrej karmy, koteczka zaczęła szybko dochodzić do siebie.

Dzisiaj nie kręci się w kółko, je, myje się, bawi, kuwetkuje. Jest zdziwiona, bo zaczęła widzieć. Już nie lubi zastrzyków i głośno protestuje. Jednym słowem dochodzi do siebie. Ze względu na wojowniczy charakter i wolę życia została nazwana Ateną.

Jutro dostanie ostatnie medykamenty tej serii a potem po miesiącu lub dwóch znów badania, czy cofnęły się zmiany w jamie brzusznej.

Zbieramy fundusze na leczenie Ateny, codzienny dojazd do Inowrocławia z Przyjezierza oraz karmę.