Pomoc w spłacie długu
Pomoc w spłacie długu
Nasi użytkownicy założyli 1 233 739 zrzutek i zebrali 1 371 376 083 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Nigdy nie znałam takich słów, jak „bezpieczeństwo” i „stabilizacja”. Odkąd pamiętam, cały dom był na głowie mamy, a z czasem i mojej. Ojciec bardzo nadwyrężał nasz budżet, lubił sobie wypić i spotykać się z innymi kobietami. To była kwestia czasu, aż zaczęło brakować pieniędzy nawet na najbardziej podstawowe z potrzeb. Miesiącami potrafiłyśmy z mamą głodować, bo ojciec co rusz zaciągał nowe długi.
Byłam nastolatką, gdy rodzice się rozwiedli, jednak po odejściu ojca pozostało nam zadłużone mieszkanie, niezapłacone rachunki i inne zobowiązania. Gdy ślad po nim zaginął, musiałyśmy zmierzyć się z ogromnym bagażem problemów, które po sobie zostawił. Brak środków do życia, moja choroba (od dziecka cierpię na ślepotę złośliwą, chyba tylko cud sprawił, że przy mojej wadzie wzroku jeszcze widzę), zły stan psychiczny mojej rodzicielki. (Dowód, zdjęcie nr 1)
Beznadziejna sytuacja zmusiła mamę do wzięcia kredytu w banku, który spłacała do końca swoich dni. Z czasem poszłam na studia, z których po trzech latach i tak musiałam zrezygnować, aby wesprzeć mamę, która coraz mocniej podupadała na zdrowiu. Żyliśmy bardzo skromnie, aby nie powiedzieć „biednie”, z jej emerytury i mojej dorywczej pracy. Nie mogłyśmy liczyć na nikogo, zostałyśmy całkiem same. Dalszej rodziny nie interesował nasz los.
Miałam 23 lata, gdy mama zmarła. Był to dla mnie kolejny cios, po którym do dzisiaj się nie podniosłam. To był grudzień, trzy dni po moich urodzinach, kiedy po powrocie do domu zastałam martwe ciało matki, leżące na naszej kanapie, z niedopitą herbatą na stole. Zmarła nagle, a jej śmierci nie śmiałabym się spodziewać w najgorszych snach. Kilka dni wcześniej obchodziłyśmy przecież razem Wigilię. Przyczyną zgonu prawdopodobnie była zapaść. Wpadłam w głęboką depresję, z której leczę się po dziś dzień. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio spałam spokojnym snem. (Dowód - zdjęcie nr 3)
To jednak nie koniec problemów, bo po śmierci rodzicielki te uderzyły z jeszcze większym impetem. O ile wcześniej było bardzo ciężko, tak teraz zrobiło się tragicznie. Odziedziczyłam po mamie zadłużone mieszkanie w bardzo złym stanie technicznym, wspomniany wcześniej kredyt do zapłaty i rentę na rok. Musiałam przyjąć spadek. W przeciwnym wypadku nie miałabym ani gdzie, ani za co żyć. Nie mogłam sobie pozwolić na wynajęcie mieszkania.
W Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie powiedziano mi, że jedyna pomoc, na jaką mogę liczyć z ich strony to „zupa z wkładką” raz dziennie, z racji na to, że pobierałam rentę. Poczułam się upokorzona, ale to nie miało znaczenia. Początkowo nawet nie byłam świadoma tego, ile w ogóle ten dług wynosił na tamten czas, bo taką informację uzyskałam dopiero wtedy, kiedy zaczęły napływać do mnie kolejne pisma komornicze. Jak się okazało, kredyt liczył sobie wówczas około 45 tysięcy złotych.
Dochód z mojej pracy nie wystarczył na utrzymanie i pokrycie zadłużenia, ale jakoś stopniowo spłacałam te raty przez ostatnie lata, mogąc liczyć na rzeczowe wsparcie przyjaciółki. Panicznie szukałam pomocy u dalszej rodziny i w instytucjach miejskich, jednak miałam wrażenie, że wszędzie uderzam głową o mur. Każdy powtarzał, że „nic się nie da zrobić i po prostu trzeba spłacić zadłużenie”. Przyjęłam to do wiadomości.
Komornik pobierał z mojego konta swoje należności i nie mogłam się z tym kłócić.
Niedawno jednak przyszedł kolejny cios od życia. Z powodu pandemii nie przedłużono mi umowy o pracę. Natomiast ja dostałam kolejne wezwanie komornicze. Jako, że obecnie posiadam czterech komorników, nie byłam w stanie spłacać wszystkich jednakowo, to też dług u jednego z nich urósł aż do 27 tysięcy. W dodatku jest to dług w Spółdzielni Mieszkaniowej, dług który w znaczniej mierze pokrywa okres kiedy żyła w nim jeszcze moja mama. Poczułam, jakby ziemia usunęła mi się spod stóp. Nie jestem w stanie sama tego spłacić. Teraz żyję w strachu o to, że mogę stracić dach nad głową. Jestem na etapie rozmów z wierzycielami, chociaż wątpię, aby udało mi się cokolwiek zdziałać.
Wstydzę się zwracać o pomoc obcych ludzi, ale to dla mnie jedyna deska ratunku w tej chwili. Długi jakie mam do pokrycia po zmarłej matce i nieodpowiedzialnym ojcu są znacznie większe, lecz ja nie ośmielę się prosić o pomoc w spłacie wszystkiego. (Dowód, zdjęcie nr 2) Jedynie o pomoc w spłacie najbardziej uciążliwego dla mnie zadłużenia, które wymaga najszybszego uregulowania.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Trzymam kciuki, Irenko!
Nie poddawaj się Irena. Wiedz, że masz wokół siebie dobrych i kochających ludzi, którzy wesprą cię bez względu na wszystko. Walcz Irena.
Dasz radę.
"Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni"(Mt 5,4)