Dzień dobry, mam na imię Ola i od 6 lat jestem mamą buldoga francuskiego Franka.

Franek przez całe swoje dotychczasowe życie był okazem zdrowia. Pełen energii psiak z wielką miłością do ludzi.

Dla mnie członek rodziny. Żyliśmy sobie w takiej wspólnej sielance aż do wczoraj kiedy bez żadnego ostrzeżenia Franek zaczął tracić czucie w tylnich łapkach.

Zaczęło się niewinnie, po powrocie do domu trochę kulał, nie chciał samodzielnie zejść ze schodów, więc niezwłocznie pojechaliśmy do naszego weterynarza.

Tam stwierdzono przepełnione gruczoły w odbycie, opróżnione je, podano zastrzyk, do rana miał być jak nowy.

Niestety po 2 godzinach Franio dostał już całkowitego paraliżu tylnich łap.

Przetransporotowałam go do kolejnego lekarza z uwagi na nocne godziny był to lekarz opieki nocnej z przypadku. Dostał kolejną dawkę zastrzyków i odesłano do domu.

Finalnie Franek dostał opiekę w szpitalu w Legionowie. Stwierdzono paraliż, wykonano rezonans, jest hospitalizowany i przerażony, nie wie co się dzieje, mnie nie ma obok, a mi pęka serce, bo rokowania są... ostrożne.

Na ten moment nie oddaje moczu, czekamy na wyniki tomografii, które zdecydują o dalszym planie leczenia i terminie operacji, która, pozwoli, żeby Franio odzyskał sprawność, jeśli rdzeń kręgowy nie został naruszony.

Na ten moment mam wstępne informacje o kosztach i stoję pod ścianą, bo zrobię wszystko, żeby mu pomóc (leczenie plus dalsza rehabilitacja wykraczają poza moje możliwości finansowe, wszystko jest bardzo kosztowne)

Będę wdzięczna za każdą pomoc, każda złotówka jest tutaj kluczowa, bo kosztów przybywa. Na ten moment wizyty u weterynarzy, zastrzyki, operacja, rezonans i tomografia dwóch odcinków kręgosłupa to już 8 tys nie licząc hospitalizacji oraz dalszej rehabilitacji, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli. A to dopiero pierwsza doba.

Proszę o wsparcie.

Bardzo dziękuję za każdą pomoc w dojściu do zdrowia mojego najlepszego przyjaciela Frania.