Z pomocą policji zabraliśmy z niezamieszkanej posesji przemarzniętego psiaka, którego jedynym schronieniem było przewrócone pudło ze sklejki i dołek wykopany pod opartym o stodołę kawałkiem blachy.

Ani sąsiedzi ani sołtyska nie byli w stanie wskazać osoby, która się psem opiekuje. Zamarznięty chleb w misce i mocno przysypane ślady wskazywały na to, że ktoś tam bywa... ale jak często tego nikt nie umiał nam powiedzieć. Zostawienie psa w takich warunkach przy temperaturze -10° , z prognozą do -18° w nocy nie wchodziło w grę.

Lesio okazał się cudownym, starszym pieskiem, łapiącym każdą sekundę spędzoną z człowiekiem. On po prostu kocha ludzi!

Od razu nasz niepokój wzbudziło ogromne, paskudne charczenie - wyglądało tak, jakby pies się dusił. Pojechaliśmy z Lesiem do weterynarza. Serduszko osłuchowo w porządku, wykonaliśmy rozszerzone badania krwi. Dokładnie przebadaliśmy chłopaka.

Problem został zlokalizowany głownie w krtani i tchawicy. Suchy kaszel, zaostrzony szmer oskrzelowy, rozdrażniona krtań i tchawica. Bardzo trudno słucha się tego charczenia.

Wdrożyliśmy leczenie: antybiotyk, osłona, syrop, leki na wzmocnienie - po dziesięciu dniach doktor przedłużył kurację z uwagi na mało widoczną poprawę.

Zaplanowaną mamy kolejną kontrolę, zalecone RTG krtani i kastrację.

Już teraz koszty dotychczasowego leczenia wyniosły prawie 600 zł, kolejne szacowane są na co najmniej drugie tyle ( ok. 600) i nie wiadomo czy to będzie już koniec (z pewnością będzie potrzebna wizyta kontrolna). Do tego dochodzą koszty hotelowania, których póki co nie będziemy uwzględniać na zrzutce.

Lesio jest chodzącą miłością zasługuje na zdrowie i kochający dom!