Fridę poznałam cztery lata temu. Mieszkała samotnie w styropianowej budce, na podwórku jednej z gdańskich kamienic. Kamienic w których mieszczą się banki i restauracje. Nie miała nikogo, kto by się Nią zaopiekował na stałe. I tak zaczęła się nasza przyjaźń. Nieważny był dystans, nie ważna była pogoda Kicia była regularnie przeze mnie karmiona. Traktowałam Ją jak swojego Kota.

Tak też zareagowałam gdy Frida się rozchorowała - traciła apetyt, schudła. Przyczyną, jak to często u kocich seniorów bywa, był zły stan zębów - potrzebne było ich usunięcie. Kicia spędziła w klinice dziesięć dni, została dodatkowo zaszczepiona i odrobaczona. Przyszedł czas, aby Ją wypuścić...

I wtedy, zupełnie przypadkowo, na jednym z gdańskich podwórek, dowiedziałam się jaka była Jej historia. Jak się okazało - historia tułaczki. Fridka miała kiedyś swojego Opiekuna - starszą Panią. Gdy Pani zmarła, nie trafiła do nowego domu, tylko na ulicę...

Teraz, chcę żeby o wszystkim zapomniała. Jest u mnie, na nowo nabiera zaufania do ludzi.

Rachunek w lecznicy wyniósł 620 zł, proszę o pomoc w jego spłacie. Każda, nawet mała kwota ma dla mnie znaczenie - jest jakże serdecznym uśmiechem i wsparciem, które pomoże mi dalej pomagać zwierzętom.

Dziękuję!