Drodzy przyjaciele, znajomi i nieznajomi. Dziś na górskim szlaku w Beskidzie Niskim, w trudnych zimowych warunkach spotkaliśmy zagubionego/porzuconego psiuna. Latał jak opętany po naprawdę najstromszym podejściu tego naszego wyjazdu, wystraszony, zmarznięty i cały w zbrylonym śniegu. Dodatkowo miał uszkodzony ogonek (cały czubek ogonka obdarty ze skóry). Na pierwszy rzut oka stwierdziliśmy, że może ktoś po niego przyjdzie i poszliśmy do góry, wiedząc, że wracamy tą samą drogą i będziemy decydować co z nim zrobić jak go nikt nie zgarnie. Było trochę ludzi na szlaku, każdego pytaliśmy o psa, ale nikt się do niego nie przyznał. No wiec wracamy z góry jakaś godzinę później i ten biedak dalej tam lata, cały oblodzony i telepiący się, także decyzja zapadła szybko. Nie było go trudno złapać bo na nasz prowiant rzucił się z mocą wodospadu, pojadł pies nasze batoniki i kanapki, a my, nie mając żadnego sznurka, uczyniliśmy sztywną smycz z jednego z naszych kijków trekkingowych. Psa sprowadziliśmy 10km do najbliższej miejscowości, gdzie złapaliśmy busik do Krynicy, udało nam się umówić z wetem. Lekarz stwierdził, że to najpewniej „pies użytkowy” słowackich myśliwych, jest zaniedbany - ma źle ucięty ogon, nieusunięte wilcze pazury, jego sparciała obroża (gruba skórzana jak na owczarka) była najbardziej śmierdzącym elementem psa, no i dodatkowo nikt go nawet przez tyle godzin nie szukał. Usłyszeliśmy, że dla niego będzie lepiej, jeżeli go zabierzemy ze sobą do domu. I tak zrobimy, także Stefan wraca z nami do Wrocławia. Czeka nas zabieg ogonka, czipowanie, kastracja, odrobaczanie, wyprawka domowa i pewnie dużo innych wydatków, na które nie jesteśmy przygotowani. Jeżeli macie wolnego piątaka to pomóżcie nam rozpocząć przygodę ze Stefanem. Dzieci nie planujemy także możecie to potraktować jak baby shower xd Za każdą pomoc dziękujemy ❤️????