Chcesz zacząć zbierać pieniądze, ale boisz się, że sobie nie poradzisz? Nie masz pomysłu na akcję promocyjną? A może nie chcesz wchodzić bez przygotowania na nieznane terytorium? Specjalnie dla Ciebie zapytaliśmy organizatorkę spektakularnej zrzutki o sekret jej sukcesu!
Na pewno pamiętacie akcję #SerceJulki! Cała Polska poznała wtedy Laurę - 7-letnią dziewczynkę, proszącą św. Mikołaja o zdrowie dla swojej młodszej siostrzyczki. Julia, młodsza siostra Laury, urodziła się z olbrzymim guzem w sercu, który zakłócał jego pracę i powodował zagrażające życiu częstoskurcze. Nikt w Polsce nie odważył się operować Julii - jedyną nadzieją rodziny, był szpital w Bostonie. Dzięki tytanicznej pracy Rodziców Julki - Alicji i Kamila, cioci Dominiki i wielu innych bliskich, Julia jest dzisiaj zdrowa! Jej operacja była finansowana przez setki tysięcy osób, które postanowiły zrzucić się na ratowanie maleńkiego serduszka. O tym jak poprowadzić zbiórkę prosto do sukcesu, na co wypada zbierać i czy organizator zrzutki na leczenie dziecka może jeździć Mercedesem, Agnieszka Sałek ze Zrzutka.pl rozmawiała z Dominiką Matuszak - dziennikarką, organizatorką akcji #SerceJulki, założycielką fundacji #MusiByćDobrze i autorką e-booka “#Zbiórka, czyli jak zbierać żeby uzbierać i nie zwariować”
Agnieszka Sałek: Dominiko, w swojej książce piszesz, że akcja #SerceJulki wiązała się dla Ciebie z całą gamą emocji, czasem bardzo trudnych. Dlaczego, razem z mamą Julki, chcecie ciągle mierzyć się z tymi uczuciami i dalej pomagać?
Dominika Matuszak: 2 miliony złotych, które udało nam się zdobyć dzięki zwykłym ludziom o niezwykłych sercach, to jest niewyobrażalna kwota. Jako bliscy Julki, jesteśmy niezwykle wdzięczni za tak ogromną pomoc. W związku z tym, razem z Alicją poczułyśmy, że mamy do spłacenia dług wdzięczności wobec tych wszystkich ludzi, którzy zdecydowali się wesprzeć akcję #SerceJulki. Poza tym, mnóstwo osób zgłaszało się do nas z pytaniami, jak nam się udało, jak zacząć, jak taką zbiórkę zorganizować, jak sobie poradzić. Nie byłyśmy w stanie pomóc za każdym razem indywidualnie, bo to byłoby zbyt duże wyzwanie. Stwierdziłyśmy, że tutaj jest potrzebna nieco bardziej systemowa pomoc. W związku z tym fundacja, w związku z tym e-book i nasze działania.
W jaki sposób pomagacie?
Historia naszej fundacji rozpoczęła się od zbiórki #SerceJulki i dziś to właśnie zbiórki są osią naszych aktywności. Działamy w myśl zasady: „Ty zbierasz, my wspieramy” - doradzamy organizatorom zbiórek, jak przeprowadzić swoją akcję. Wydałysmy e-book podpowiadający, jak zrealizować takie działania. Prowadzimy szkolenia na temat crowdfundfingu (finansowania społecznościowego). Dzielimy się darmową wiedzą. Każdy może się do nas zgłosić.
W wyjątkowych sytuacjach, jak wojna na Ukrainie, same organizujemy zbiórki. Wszystko jednak zgodnie z naszą dewizą: „dodajemy wyjątkowości w codzienności”. Dlatego w zbiórce dla Ukrainy skupiłyśmy się głównie na zabawkach dla dzieci. Pluszaki być może nie były artykułami pierwszej potrzebny, ale pozwalały maluchom choć przez sekundę poczuć się wyjątkowo szczęśliwie w tragicznych realiach ich codzienności. Idąc tym kluczem, zebrałyśmy pieniądze i w sierpniu rozpoczynamy projekt „#MusiByćDobrze na fali”. Tym razem przebywającym w Polsce dzieciom z domów dziecka z Ukrainy chcemy dać poczucie, że znów są na fali, że obrały w naszym kraju właściwy kurs na oceanie ich zagmatwanego życia. Zabierzemy je na żagle, motorówki – do świata, do którego na co dzień nie mają dostępu. Sprawimy, że doświadczą „wyjątkowości w swojej codzienności”.
Nasze motto brzmi: „Zajmujemy się zwyciężaniem. Zwyciężajmy razem”. Zwyciężamy z przeciwnościami losu, ale i samym sobą. Bo trzeba wiedzieć, że konieczność organizacji zbiórki to nie tylko walka z przeciwnościami, jakie spłatał nam los, ale i swoimi ograniczeniami w głowie. Staramy się dodawać organizatorom odwagi, bo doskonale pamiętamy, jak trudny jest ten pierwszy moment, by się przełamać i poprosić publicznie o pomoc. Normalizujemy te chwile. Żeby tak się stało, stawiamy sobie ambitne cele komunikacyjne. Chcemy przełamać stereotyp, że zbiórki dotyczą wyłącznie projektów charytatywnych, że zbierają tylko ludzie biedni. Uważamy, że zbiórki powinny stać się normalnym sposobem finansowania różnego rodzaju projektów. I z taką misją idziemy w świat.
No właśnie. Utarło się, że crowdfunding jest tylko dla ludzi ubogich, zbierających na cele charytatywne. A wy chcecie przekonać społeczeństwo, że zbierać może każdy.
Zbiórkę może założyć każdy i gorąco do tego zachęcamy. Wydaje mi się, że jest bardzo wiele do zrobienia w zakresie zmiany podejścia do crowdfundingu w Polsce. Na świecie jest on już dużo bardziej popularny. Wierzę, że w Polsce też tak będzie - wszystkie statystyki na to wskazują. Rynek e-zbiórek fantastycznie się rozwija i tak jak chwilę temu niektóre zbiórki były mocno dyskusyjne, tak dzisiaj wydaje mi się, że rośnie nasza otwartość na różne, niecharytatywne cele. W Polsce pojawiają się portale popularne za granicą, gdzie można zrealizować swój biznes poprzez finansowanie społecznościowe, więc czemu nie skorzystać? Same też wiemy, jak bardzo ta zmiana mentalności jest potrzebna, bo doskonale pamiętamy z czasów zbiórki #SerceJulki wszystkie wątpliwości, dotyczące właśnie stereotypów. Czy Alicja, mama Julki, mogła mieć pięknie zrobione paznokcie? Czy mogła jeździć Mercedesem? Czy nie powinna najpierw wyprzedać całego swojego majątku, a dopiero później założyć zbiórkę? Co ludzie powiedzą? Przecież zbierają tylko osoby biedne! Właśnie nie tylko! Sytuacje w życiu są bardzo różne i o tym też piszemy w e-booku. Świetnie oczywiście jest móc ze swoich środków zrealizować wiele celów, ale 2 miliony złotych, które trzeba zdobyć w 3 tygodnie, to jest ogromna kwota, nieosiągalna dla większości osób. Plus trzeba pamiętać, że po takiej zbiórce życie też się toczy. Poświęcenie wszystkich środków, co większość rodziców chorych dzieci chce zrobić, jest oczywiście bardzo cenne, ale co potem? Do czegoś trzeba wrócić, bo wierzymy, że ten cel uda się zrealizować, że uda się operacja, że uda się leczenie, że będzie happy end.
To teraz załóżmy, że przychodzi do Ciebie osoba, która ma już w głowie konkretny cel i chce założyć zbiórkę - tak spontanicznie, bez przygotowania. Czy To będzie dobry pomysł?
Pomysł może jest i dobry, ale ma małą szansę na pozytywny finał. Bo zbiórka to jest ciężka praca, cięższa niż nam się wydaje - o tym też mówimy i piszemy.
To nie jest tak, że wrzucimy ogłoszenie i nagle, jakimś cudem, ludzie zaczną wpłacać sami z siebie. Trzeba stworzyć wokół zbiórki społeczność, trzeba przygotować plan działania. Nic się samo nie wydarzy i nikt tego za nas nie zrobi.
Na zbiórkę trzeba mieć przede wszystkim konkretny pomysł - im oryginalniejszy, tym lepiej. Każda historia jest wyjątkowa - o tym jesteśmy przekonane - ale tę wyjątkowość trzeba wydobyć i o niej opowiedzieć. Czym większą kreatywnością i oryginalnością się wykażemy, tym większa szansa na dobry rezultat. Oczywiście bez sztucznego podkręcania historii, bo finalnie tylko prawda się wybroni.
W naszym przypadku to była opowieść przedstawiona z perspektywy starszej siostry Julki - Laury. Laura napisała wyjątkowy list do św Mikołaja, w którym prosiła, żeby jej siostrzyczka wyzdrowiała. Sfilmowaliśmy pisanie tego listu i ten materiał stał się naszym „lodołamaczem serc” Dalsza narracja również była prowadzona z perspektywy Laury: Laura śpiewała kolędę napisaną specjalnie dla Julki, Laura namalowała obraz na licytację... Przedstawiłyśmy ten świat nie z perspektywy płaczącego rodzica, bo o tym już każdy słyszał, ale z perspektywy siedmioletniej wówczas siostrzyczki, która ma to jedno, konkretne marzenie. Postanowiłyśmy dać ludziom nadzieję, że #MusiByćDobrze. Pokazałyśmy im, że ich zaangażowanie może realnie wpłynąć na rzeczywistość dziewczynek i uratować Julkę. Sprawiłyśmy, że ludzie wiedzieli, że tylko od nich zależy, czy zakończenie tej bajki będzie brzmiało „ i żyli długo i szczęśliwie”. Chwycili się tej nadziei, zbiórka ruszyła i w pewnym momencie wszyscy pragnęli tego „happy endu” tak bardzo jak my.
Co poradziłabyś osobie, której zbiórka stoi w miejscu?
Żeby skontaktowała się z życzliwą sobie osobą, która dotąd nie była zaangażowana w zbiórkę i poprosiła o zapoznanie się z tym wszystkim, co wokół zbiórki się dzieje, o taką konsultację. Czasami, kiedy już się jest w środku, to brakuje świeżego spojrzenia, które być może nada nowy kierunek. Pomocne może być analogiczne postępowanie z zupełnie obcym człowiekiem – jest on nam w stanie obiektywnie powiedzieć, co się wybija na pierwszy plan, co go przekonuje, a co odstręcza od zaangażowania się w akcję.
Poza tym warto zastanowić się nad narracją, jaką prowadzimy. Np. kiedy mamy chore dziecko, bardzo mocno epatowaliśmy dramatem i to się nie sprawdza, to może warto zrobić zwrot o 180 stopni i spróbować dać ludziom trochę nadziei, trochę radości. Słowem kompletnie zmienić optykę.
Kolejna kwestia – warto po prostu pracować więcej - bardziej promować tę zbiórkę, wymyślać zdecydowanie oryginalniejsze wydarzenia. Jeżeli chcemy podbić serca ludzi, ale i mediów, to nie wystarczy wysłać linku z opisem i 3 słabej jakości zdjęć. Łatwiej taką zbiórkę wypromować przez niekonwencjonalne pomysły, eventy, happeningi, performance, wszystko, co tylko jest możliwe. Na pewno mogą pomóc też gwiazdy, ale to absolutnie nie jest jakiś warunek brzegowy. To może wesprzeć akcję, ale nie zawsze przekłada się bezpośrednio na wpłaty. Niemniej, jeżeli mamy taką możliwość, warto zgłosić się do znanych osób. To nie muszą być osoby z pierwszych stron gazet. Czasami mikroinfluencer, który ma oddanych odbiorców, potrafi zdziałać więcej dobrego niż największe nazwiska. Jeśli dodatkowo jest z nami w jakiś sposób związany - ma to samo hobby, albo pochodzi z tej samej miejscowości - to mamy większą szansę, że jego społeczność utożsami się z naszą historią i ją wesprze.
Co trzeba wziąć pod uwagę decydując, na jakiej platformie będzie prowadzona zbiórka?
Zaczęłabym od analizy naszych możliwości. Jeśli jesteśmy w stanie się w pełni poświęcić zbiórce, można się decydować na portale, gdzie każdy może założyć zbiórkę i realizuje ją w 100% samodzielnie. Trzeba tylko pamiętać, że to poświęcenie się oznacza pracę 7 dni w tygodniu niemal 24 h na dobę, którą trzeba rozsądnie podzielić i nieustannie koordynować. Do tego przydałoby nam się doświadczenie z realizacji różnych projektów, sztab pomocnych ludzi i trochę kreatywności.
Natomiast jeżeli wiemy, że już na starcie potrzebujemy pomocy, chociażby w opisaniu naszej historii i jej wstępnym poprowadzeniu, to warto się zgłosić do portali lub fundacji, które udzielają takiej absolutnie podstawowej pomocy za prowizję. Trzeba jednak pamiętać, że nawet takie podmioty nie poprowadzą zbiórki za nas. Nasza praca i zaangażowanie i tak będzie niezbędne i determinujące powodzenie akcji.
Wszystko zależy też od tego, jaki rodzaj zbiórki mamy przed sobą. Są portale, które realizują wyłącznie akcje charytatywne. Cieszą się dużą popularnością i relatywnie sporą wiarygodnością, ale niestety, pobierają sowite prowizje. Nie do każdej takiej platformy można się zgłosić samodzielnie – często pośrednikiem musi być fundacja, która się nami zaopiekuje. Inaczej kwestia wygląda w przypadku portali np. dla start-upów czy biznesów. Jedno jest jednak pewne – atutem samodzielnego założenia i przeprowadzenia jest niezależność. Nie trzeba się dostosowywać pod narrację danego portalu. To my w 100% decydujemy o tym, co, komu, jak i po co będziemy mówić o zbiórce.
W naszym przypadku wiedziałyśmy, że możemy się w pełni poświęcić zbiórce, że mamy na to pomysł, że wiemy, jak chcemy to zrobić. Choć debiutowałyśmy w tym zakresie, pomogło nam doświadczenie z innych, zrealizowanych przez nas projektów. Naszym priorytetem było to, że mamy do zebrania 2 miliony złotych i potrzebujemy portalu, który nie będzie pobierać prowizji, ponieważ przy takiej kwocie to byłyby bardzo duże pieniądze. Stąd padł wybór na zrzutkę. Choć przyznam, że ja nie miałam pojęcia, że nikt wcześniej nie zebrał na tym portalu tak dużej kwoty <śmiech> Dowiedziałam się dopiero, gdy zadzwoniliście do nas z gratulacjami za pierwszy milion ;) Jak widać słuszne są słowa Einsteina: „gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, czasem przychodzi ktoś, kto o tym nie wie i po prostu to robi.”
W swojej książce wielokrotnie podkreślasz, że zbiórkę traktowaliście jak projekt. W jaki sposób takie zadaniowe podejście pomogło Tobie, Alicji i Kamilowi?
Zadaniowe podejście pozwalało nam w tej dramatycznej sytuacji skupić się na konkretnych działaniach i odciągało uwagę od powagi sytuacji i stanu zdrowia Julki. Było tak wiele rzeczy do zrobienia, że po prostu trzeba było działać, a nie siedzieć i płakać albo rozmyślać. Od płaczu jeszcze nic dobrego się nie wydarzyło, samym płaczem świata się nie zmieni. Jeżeli tylko mamy siły, aby się zmobilizować i zacząć działać, to zdecydowanie to polecamy.
Poza tym, ta zadaniowość czy traktowanie zbiórki jak projektu, ułatwiało organizację pracy i zbudowanie struktur w teamie #JulkowychAniołów. Tutaj był cel, były środki, była strategia osiągnięcia tego celu. Musieliśmy wypromować zbiórkę - trzeba było zrobić sesję zdjęciową, nagrać filmik, stworzyć społeczność, aktywnie prowadzić facebook. No i dzielić te obowiązki! Mieliśmy dokumenty w excelu, komunikowaliśmy się w specjalnie stworzonych grupach. Śmialiśmy się, że stworzyliśmy trochę „Julkową korporację”. Nie było jednak innej możliwości, żeby w takim tempie zdobyć tak duże pieniądze.
Tak jasno określony cel oraz termin jego realizacji pomagał też nam i najbliższym Julki przetrwać ten wyjątkowy, ale i trudny czas. Wiedzieliśmy, że to jest tylko czasowy etap, że za chwilę życie wróci do normy. Opcji, że cokolwiek może się nie udać, w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Nazwa naszej fundacji nie jest przypadkowa. Ciągle powtarzałyśmy sobie z Alicją, że #MusiByćDobrze. Tak też się stało. Dziś wiemy jedno – jeśli sam nie uwierzysz w sukces swojej akcji, nikt tego nie zrobi.
Z jakimi trudnościami mierzyłaś się jako organizatorka zbiórki?
Z brakiem czasu! Pracy było zdecydowanie więcej niż się spodziewaliśmy, w pewnym momencie to było 15 osób pracujących przez 7 dni w tygodniu. I przede wszystkim – z niewyobrażalnym, emocjonalnym rollercoasterem. Na starcie bardzo ciężko było się przełamać i o tę pomoc poprosić, natomiast w trakcie samej zbiórki płakaliśmy po 3-4 razy dziennie. Najpierw ze wzruszenia, jak bardzo ludzie pomagają, później z nerwów, że zbiórka spowalnia, a nas goni czas, z radości, gdy pieniędzy przybywało i ze strachu, bo stan Julki bardzo się pogarszał. Wszyscy jesteśmy z nią związani, szczególnie rodzice, więc oni przeżywali piekło emocjonalne. Natomiast faktycznie, ta społeczność, która się wytworzyła wokół zbiórki, to byli ludzie, którzy bardzo nam pomagali psychicznie. Dawali nam niesamowite wsparcie i takiego kopa, tyle dobrej energii, że widzieliśmy, że walczymy razem i to było niezwykle budujące.
#SerceJulki było ogromną akcją, również pod względem liczby zaangażowanych osób. Wytworzył się taki rdzeń, który stanowiłaś Ty i rodzice Julki, potem było was coraz więcej. Czy uważasz, że dałoby się tak dużą akcję zorganizować i koordynować w pojedynkę?
Absolutnie nie! Nie ma fizycznie możliwości żeby poradzić sobie z takim ogromem zadań, bo doba ma tylko 24h. Zbiórka to jest mnóstwo pracy, więc warto to sobie od razu założyć, rozpoczynając taką akcję. Jeżeli ktoś może się wyłączyć z aktywności zawodowej i skupić się na akcji, to na pewno ułatwi sprawę, ale to jest sytuacja idealna. Jeśli nie ma takiej możliwości, to niezbędna będzie dobra organizacja czasu. Jeżeli mogłabym coś doradzać, to lepiej, żeby ci najbardziej zainteresowani, czyli rodzice dziecka, na którego leczenie zbierane są pieniądze, nie prowadzili zbiórki sami. Oni na ogół skupiają się głównie na dziecku, stanie jego zdrowia i leczeniu. To najistotniejsze, więc nie zawsze wystarcza czasu i psychicznych sił, by zaangażować w 100% w zbiórkę. Tutaj przydatna jest osoba troszeczkę z boku. Oczywiście również związana emocjonalnie i zaangażowana, ale nie skupiona tak mocno na dziecku i mogąca dzięki temu działać. Kiedy Julka wymagała opieki w szpitalu, Alicja była z nią, a Kamil musiał zajmować się Laurą i normalnie pracować, żeby utrzymać rodzinę, więc trudno byłoby im samym przeprowadzić całą akcję. Jako przyjaciółka Alicji i ciocia Juleczki miałam ogromną motywację, żeby się tym zająć. Jeśli czyta to przyszły organizator zbiórki, proszę się jednak nie obawiać - my nie zaczynaliśmy wcale jako zbudowana firma organizująca zbiórkę, która ma sztab ludzi i strategię opracowaną od A do Z. Wszystko się działo bardzo spontanicznie i pomocnicy przychodzili z czasem, z najróżniejszych stron - to byli oczywiście głównie krewni Julki, ale też znajomi, których zaangażowania w ogóle byśmy się nie spodziewali i to było bardzo budujące.
Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane ze zbiórką na leczenie Julki?
Oczywiście powrót zdrowej Julki do Polski i jej każdy uśmiech! To cały czas trwa i rezultaty tej zbiórki obserwujemy do dzisiaj. Natomiast w trakcie trwania zbiórki też było mnóstwo takich momentów, które łapały za serce - na przykład list do Laury od jej rówieśniczki z zagranicy, z takim przesłaniem "Nie martw się Laura, Twoja siostrzyczka wyzdrowieje, musi być dobrze". Licytacje, które przechodziły nasze najśmielsze oczekiwania i wyjątkowe historie z nimi związane – np. pan, który powiedział "nie mam nic materialnego, żeby wystawić na licytację, więc wystawiam swoją pracę. Mogę Ci posprzątać mieszkanie, mogę zaopiekować się Twoim dzieckiem lub Twoim rodzicem”. Zrobił wszystko, żeby tylko się zaangażować! Bardzo wzruszającym momentem dla mnie był koncert charytatywny, na którym podsumowaliśmy pierwszy etap zbiórki dla Julki i już wiedzieliśmy, że poleci do Bostonu. Widownia była pełna, mieliśmy również transmisję online. W pewnej chwili chcieliśmy podziękować Laurze za jej zaangażowanie w akcje. Cała sala powstała, zaczęła bić brawo, a ja stojąc na scenie i prowadząc ten koncert, miałam wrażenie, że te owacje nigdy się nie skończą i że słychać je wszędzie we wszechświecie. Do dziś, gdy to wspominam, do oczu napływają mi łzy wzruszenia! Gigantyczne emocje przez całą zbiórkę
A co chciałabyś przekazać osobom, które mają wątpliwości, czy w ogóle warto spróbować założyć zbiórkę?
Żeby się zastanowiły, jak ważny jest dla nich ich cel. Jeżeli naprawdę ważny i nie ma innej możliwości zrealizowania go niż poprzez zbiórkę, to nad czym się zastanawiać? Po prostu trzeba działać i warto działać, bo taka zbiórka pozwala spełnić marzenia, pozwala zmienić życie! Zapraszamy do zapoznania się z naszym darmowym ebookiem, jeśli ktoś ma wątpliwości. My tam sporo piszemy o tym, czego można się spodziewać. Nam szalenie tego brakowało - byłyśmy nowicjuszkami i nie wiedziałyśmy co zrobić, do kogo się zgłosić, ani czego możemy się psychicznie spodziewać. Nasz e-book jest wprowadzeniem do tego świata. Przyszłym organizatorom różnych zbiórek, nie tylko charytatywnych, skracamy nim drogę, którą my musiałyśmy przejść. Wiedzieć, czego można się spodziewać i móc się na to przygotować, to spore ułatwienie, Tym bardziej, że choć każda zbiórka jest inna, to core jest jednak taki sam. Mam nadzieję, że w taki sposób uda nam się pomóc. I oczywiście namawiamy do wszelkich zbiórek, bo życie dzięki nim naprawdę może być lepsze. Wystarczy tylko wierzyć, że #MusiByćDobrze - jakkolwiek banalnie to brzmi, to jesteśmy tego najlepszym przykładem. Marzenia się same nie spełniają, marzenia się spełnia!
Co to była za rozmowa! Pozytywne nastawienie i siła Dominiki inspirują do dokonywania rzeczy niemożliwych. Mamy nadzieję, że ten wywiad doda naszym czytelnikom odwagi do sięgania po swoje marzenia. Wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o organizacji zbiórek z prawdziwego zdarzenia, zapraszamy do zapoznania się z darmowym e-bookiem napisanym przez Dominikę i Alicję. Po tej lekturze nic was nie zaskoczy! A dla tych, którzy zapisali się do naszego newslettera, szykujemy razem z Dominiką niespodziankę! Kliknij, jeśli nie chcesz jej przegapić.