Walczę o życie ukochanego psa. Błagam o pomoc, mój świat legł w gruzach
Walczę o życie ukochanego psa. Błagam o pomoc, mój świat legł w gruzach
Nasi użytkownicy założyli 1 261 396 zrzutek i zebrali 1 447 939 923 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Aktualności1
-
12.01.2021
Dziś jest nieco gorzej :(
Objawy są niejasne, jedne wskaźniki we krwi się poprawiają, inne pogarszają. Mamy hustawkę. Dziś zdecydowaliśmy o wprowadzeniu cewnika i utrzymaniu go dłużej. Nie ma wyboru. Po usunięciu ewidentnie pogarsza się funkcja nerek i spada produkcja moczu, z równoczesnym przyrostem sporej ilości płynu - co ciekawe - głównie w przestrzeni zaotrzewnowej, nie typowo w jamie brzusznej. Trochę zalatuje to zapaleniem otrzewnej. No nic; póki co czekamy na wyniki PCRa. Przy założonym cewniku pies czuje się ewidentnie lepiej. Różnicę widać z godziny na godzinę.
Nikt jeszcze nie dodał komentarza, możesz być pierwszy!

Dodawaj aktualności i informuj wspierających o postępach akcji.
To zwiększy wiarygodność Twojej zrzutki i zaangażowanie darczyńców.
Opis zrzutki
27.12 Li zaczął częściej sikać, czasem nie wytrzymywał i popuszczał w domu. 28.12 udaliśmy się do weterynarza. Od razu wykonano USG, badanie kliniczne - lekki stan zapalny pęcherza, powiększona prostata, zalecono ypozane, witamine c, nospę, furagin. Po dwóch dniach pojawiła sie krew w moczu i kale- weterynarz włączył antybiotyk. Problem z krwią minął szybko. Z sikaniem problem był nadal. Przerywany strumień, bardzo częste sikanie, w domu chodził w pampersie, a ja zmotywowałam się do częstych spacerów, żeby możliwie jak najwięcej wysikiwał na dworze. Po kilku dniach doszły problemy z oddawaniem kału. Szła cienka wstążka. Telefon do weterynarza - czekamy, ypozane musi zacząć działać. 5.01 popołudniu problemy z sikaniem były największe, czasem "strzelał" moczem, czasem sączyły się same kropelki. Siedziałam z nim do 3 w nocy, ponieważ był niespokojny, chciał wychodzić często mimo tego, że wiedział już, że na spokojnie może sikać w domu w pampersa. Brzuch zwiększył objętość, musiałam inaczej montować zapinać pieluszke żeby nie uciskała go, miał problem z położeniem się, ale uznałam, że to przez to, że pęcherz jest wypełniony. Na tym etapie byłam już mocno zestresowana. O 3 w nocy wyszłam z nim i lekkim uciskaniem na pęcherz pomogłam mu się bardziej wysikać. Pomogło, uspokoił się, położył, więc poszliśmy spać. O 5 rano mój narzeczony wyjeżdżał na służbę. Li zwymiotował, ale zachowywał się zupełnie normalnie. Przed godziną 7 rano obudziły mnie dziwne piski, stęki, rzężenie. Na dywanie były wymiociny, mocz, kał, a Li stał zgarbiony, umazany w kale z wymiocinami na pysku bez kontaktu. Trząsł się. To było święto, wiec w grę wchodziły tylko dwa gabinety całodobowe 70km od domu. Pies w samochód i jazda.
o kliniki Li został wzniesiony na rękach, był nieprzytomny. Od razu zrobiono USG, badania krwi, RTG. Okazało się, że nerki przestały działać, ostre zapalenie trzustki, krwisty płyn w otrzewnej, maksymalne odwodnienie.
Li zostaje w szpitalu, rokowania wątpliwe... Wróciłam do domu, cała we łzach z bezsilności. Mój świat się zawalił. 7.01 o godzinie 6 rano odbieraliśmy Li ze szpitala i pędziliśmy do Warszawy, gdzie wisiało nad nim widmo dializowania, by w ogóle dać szansę na uratowanie mu życia i podjęcie próby dalszego leczenia. Jego stan był bardzo zły. W moczu krew, kontakt ograniczał się do szerszego otwarcia oka. W Warszawie szczera rozmowa z lekarzem odarła nas z nadziei. Straciliśmy wiarę, że wyjdzie z warszawskiego szpitala. W zasadzie nie bardzo były szanse na to, że jego stan pozwoli na to by przeprowadzić dializy. Miał podejrzenie anaplazmozy.
Wróciliśmy do domu czując, że zostawiamy go tam na zawsze. Następnego dnia dzieje się cud. Jest lepiej, nawet coś zjadł! Okazuje się, że wyniki poprawiły się na tyle, że nie kwalifikuje się do dializ, ale stan jest nadal poważy. Trzeba przetransportować go Gdańska, do innej kliniki. Następnego dnia, 9.01 (wczoraj) Li był już w drodze, a o 12 dotarł do Gdańska. Obecnie w pełni zaopiekowany przez dr. Anię walczy o to by stanąć na nogi. Jest źle, ale już nie na tyle by się z nim żegnać.
I teraz poniekąd przechodzę do meritum... Nie pamiętam ile zapłaciliśmy za leczenie u weta "pierwszego kontaktu", to już nie ważne, w Lublinie, za świąteczną wizytę 6.01 zapłaciliśmy 710zł, następnie dzień później za dobę w szpitalu dopłaciliśmy 390zł, transport do Warszawy nie jest istotny.
Wawie zostały 3tysiące zaliczki. Opcja jest taka, że coś do nas z tej kwoty wróci, ale na razie są jakieś zawirowania informacyjne, z których wynika, że mamy do dopłacenia 1900zł. Nie wiem czy ostatecznie wyjdzie 4900zł,czy jednak będzie jakiś zwrot z tych 3tyś... Osobiście nie nadążam co za ile i dlaczego. W kwestii leczenia w Gdańsku musimy się nastawiać wstępnie na kwotę 5-7 tyś, za 2-3tyg stacjonarnego leczenia u Ani.Koszty są ogromne, choć i tak nie tak wielkie jak mogłyby być przy dializach.
Li to mój cień, kawał mojego serca, od 5lat nie spędziłam ani jednej nocy bez niego wtulonego we mnie pod kołdrą. Tęsknię za nim cholernie, ale wiem, że jest w najlepszych możliwych rękach... Oby tylko do mnie wrócił 😢

Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj ile osób odwiedziło i wsparło tę zrzutkę z twojego polecenia! Dowiedz się więcej.
Wszystkiego dobrego😊 oby piesek wyzdrowiał.
Trzymaj się Chudełku! Przesyłamy dużo pozytywnej energii, pozdrowienia od naszego Chudego!
Trzymam mocno kciuki i przesyłamy z Antkiem (który jest po usunięciu nowotworu) dużo pozytywnych i ciepłych emocji oraz buziaków dla Livaia ❤️
Trzymajcie się, będzie dobrze! Ściskam mocno
Zdrowia Kochany! Sama mam psa i nie wyobrażam sobie życia bez Niego...dużo siły !