Kiedy wzięłam na ręce tego sporego przecież psiaka miałam wrażenie, jakbym trzymała kota. Dopóki leżał w kojcu, gruba warstwa brudnych skołtunionych kłaków maskowała fakt, że psiak nie ma absolutnie żadnej warstwy mięśni. Później w lecznicy okazało się, że żołądek i jelita są tak puste, jakby nie jadł wiele dni. Pies, który powinien ważyć min. 10 kg ważył 4 kg!!!

A przecież to nie jakiś opuszczony zwierzak ze strefy wojny, tylko z kojca przy domu pełnym ludzi, w wiejsko-miejskiej gminie, w Polsce. Mieści się Wam to w głowie? Bo nam nie. :(((

Toffik w stanie padaczkowym trafił od razu z interwencji do lecznicy, gdzie walka o ustabilizowanie jego stanu trwała ponad dobę.

W końcu zaczął jeść, najpierw ostrożnie, potem coraz bardziej łapczywie. Wciąż nie jest w stanie zrobić więcej niż kilka kroków, ale dzielnie próbuje. Na okres świąteczny musiałyśmy umieścić go w szpitalu przy całodobowej lecznicy, żeby jego stan był stale monitorowany.

Koszty hospitalizacji, leczenia i diagnozowania tego psiaka pójdą w tysiące... :(

Do tego lecznice w czasie świąt mają dużo wyższe niż normalnie stawki. A nasze konto jak zwykle świeci pustkami...

Pociągniemy wlaścicieli Toffika do odpowiedzialności! Sprawa trafi do sądu i będziemy walczyć o sprawiedliwą karę za tak niewyobrażalną znieczulicę. Ale najpierw musimy uratować to zmarnowane życie. Pomożecie?