Kredyt za leczenie kota
Kredyt za leczenie kota
Nasi użytkownicy założyli 1 233 916 zrzutek i zebrali 1 372 003 720 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Cześć!
Zwracam się do Was z prośbą o pomoc w spłacie kredytu, który musiałam wziąć by ratować życie mojego kota, i zapewnić przetrwanie dwóm pozostałym. Niestety, koronawirus sprawił, że finanse (mimo ciągłego szukania „fuchy”) są kiepskie w dzisiejszych czasach. Będę wdzięczna za każdą złotówkę, która zdejmie ze mnie ciężar.
Wrzucam tu tylko niektóre fotki, wypisów mam ok 200... jak ktoś jest ciekawy przebiegu choroby niech napiszę. Prześlę pełną dokumentację.
Opiekuję się trzema koteczkami, które są niepełnosprawne:
- Płotką - porzuconą przez właściciela, co zaowocowało posikiwaniem. Ciągła zmiana koców to udręka, ale żal mi było nie zająć się nią. Ma też chore ząbki. Część już usunęliśmy.
- Balbinką (zwaną też Szprotką J) – która posiada hipoplazję móżdżku co powoduje, że kot nie trafia w zamierzony punkt, rozbija się o meble i ma problem z jedzeniem czasem. Dom teraz mamy kotoodporny! Zabezpieczenia jak dla niemowlaków!
- Piranią – sprawczynią całego zamieszania, trzy łapkę.
Koteczkę wzięliśmy ze schroniska. Od pierwszego dnia urzekła nas swoim zachowaniem. Od razu wtuliła się w ramiona mojego męża. I tak dojechaliśmy z nią do domu. Po kilku dniach okazało się, że ma jednak koci katar. Czekał nas miesiąc leczenia. Na jakiś czas sytuacja się uspokoiła, ale niestety po niedługo potem zaczęły pojawiać się kolejne problemy. Przede wszystkim powracające zapalenia spojówek, wypryski, podejrzenie zapalenia ucha itp. W końcu po pół roku walki, sprawę udało się opanować.
W międzyczasie wyszło uczulenie na kurczaka. Włączyliśmy karmę dla alergików i trzymamy ją (z małymi przerwami, jak widzę błagalne oczy) do teraz.
Następna była… angina! Oczywiście zanim została zdiagnozowana, kota leczono na zaburzenia żołądka i zwykłe przeziębienie. W tym momencie myślałam, że kot mnie znienawidzi. Musiała zostać na noc w klinice…
Koteczka czuje niezdrową fascynację sznurkami… i znowu pęd na weterynaryjny SOR na drugi koniec Wrocławia i gastroskopowe usuwanie sznurka…
Kolejny zjedzony sznurek! A myślałam, że wszystko już schowałam. Niedziela, 21:00 pęd do weterynarza, płukanie żołądka, powodowanie wymiotów. Kot ewidentnie ma do mnie żal…
Wigilia. Wracamy od rodziców z obiadu, patrzymy na „kocią dupkę” a tam z niej wystają… anielskie włosy. I znowu, kogut na dachu i naszą kochaną starą Kią pęd do weterynarza. Od tej pory zyskała przydomek „aniołek” i kartę stałego klienta.
I w końcu przychodzi ten krytyczny moment. Wrzesień 2018 r, 4:00 nad ranem. Sobota.
Budzi mnie miałczenie kota, pełne bólu i nieszczęścia. Na początku pomyślałam, że może kotka gdzieś utknęła (problem 3 łapek). Ale widzę kota, całego w wymiocinach, zwijającego się z bólu. Znowu pęd na SOR i modlitwa, żeby drogi były puste i nie stała po drodze policja. Stwierdzono najpierw zatrucie, potem zapalenie żołądka. Wykonaliśmy USG, RTG, miliony badań krwi. I tak do marca 2019r. Wizyty u weta co dwa dni. W 2019 roku na kroplówki chodziliśmy już codziennie. A w nocy czasem jechaliśmy by podać kotu tramal w przychodni (w końcu nauczyliśmy się podawać sami, gdy każda z wizyt nocnych kosztowała nas po 250 zł) Badaliśmy pod kątem nowotworów… aż pewnego dnia, przy kolejnym USG (kot do tej pory ma łysy brzuch i sierść nie chce odrastać) kotek się szarpnął i na ekranie pojawiły się 3 wielkie kamienie w poskręcanym przewodzie żółciowym.
Opcje były trzy: zostawić kota i leczyć objawowo, wyciąć cały pęcherz – co może uśmiercić kota, poszukać lekarza, który wyciągnie z przewodu kamienie. NIKT nie chciał się tego podjąć. Dopiero lekarz w Szczecinie. Decyzja była szybka, telefon, wizyta i podróż do Szczecina.
Tam musieliśmy spędzić 3 dni w hotelu. Kotka w tym czasie przeszła pełną operacje, która na szczęście się udała! W drodze powrotnej jednak, spadł kapturek, z drenu który miała w otrzewnej założony… Spowodowało to zassanie się rurki i powstanie otworu wielkiego na palec…Dwie godziny później, już we Wrocławiu leżała znowu na stole operacyjnym. Następnie 10 dni to zastrzyki co 6 godzin, leki, pilnowanie kota 24h/dobę bo źle znosiła kubraczek, ściągała go, wyciągała szwy. Oczywiście wiązało się to z kolejnym wolnym w pracy.
Od tej pory na szczęście wszystko się z kotkiem uspokoiło. Jednak musimy podawać jej leki i dwa razy w roku robić kompleksowy przegląd. Od czasu do czasu dodatkowo skoczyć po jakieś leki do weta.
Wydarzenia w latach 2018-2020 – zawał ojca, jego nowotwór, śmierć bliskiego wujka, choroby kotów i inne problemy odcisnęły na mnie swoje piętno. Wstyd się przyznać, ale w lipcu 2019 r. wylądowałam na oddziale psychiatrycznym. Nie wytrzymałam.
Wiem, że niektórzy może powiedzą, że są gorsze problemy. Te jednak dla mnie są wystarczająco ciężkie. Całe leczenie do tej pory wydałam w sumie ok. 8 tysięcy zł. Gdyby nie pomoc rodziny nie dałabym rady. Teraz zostałam z kredytem w banku i pożyczką u siostry (kolejne 2,5 tysiąca) które muszę oddać.
Za wszelką pomoc chciałabym się odwdzięczyć. Chętnie pomogę z zakresu BHP wszystkim, którzy chcieliby mi pomóc i wpłacą choćby 1 zł.
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Zdrowia i siły w walce dla Was!
Dużo siły dla Pani! Nikt tak Pani nie rozumie jak ja mam 2 kotki z Białaczką i 5 zdrowych, stoczyłam też walkę o kotka z rakiem dzięki której zapewniłam kotkowi dodatkowe dwa lata dobrego życia.Jestem z Panią całym sercem bo wiem ile mnie to wszystko sił przdewszystkim psychicznych kosztowało, stres , strach ... jest najgorszy. Jest Pani Wspaniałą osobą .. Dużo zdrówka
Życzę zdrówka i szczęścia. Jest Pani cudowną osobą. Dobro wraca, choć czasem okrężną drogą😉